REKLAMA

30 tysięcy za Mikrusa? Musiałbym zwariować

Dziś kolejna perełka w ramach naszego przeglądu ogłoszeniowego. Tym razem znaleźliśmy piękną pamiątkę polskiej myśli technicznej z zamierzchłych czasów PRL. Cena jest delikatnie mówiąc kosmiczna. A może wcale nie?

mikrus-mr300-7
REKLAMA
REKLAMA
mikrus-mr300-3

Właściciel Mikrusa MR300 chwali się, że jego egzemplarz ma niespotykanie zdrową blacharkę oraz numer seryjny poniżej 300. Ta druga informacja jest zapewne istotna dla kolekcjonerów, którzy szukają egzemplarzy z początku produkcji. Chociaż w tym przypadku nie wiem, czy ma to duże znaczenie. Mikrusy produkowane były raptem 3 (i to niecałe) lata - od 1957 do 1960 r.

Mikrus MR300 - polska myśl techniczna z czasów PRL

mikrus-mr300
Trzeba przyznać, że Mikrus miał fajną kierownicę.

Według legendy, pod koniec 1956 r. władze Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej uznały, że to najwyższy czas na stworzenie samochodu dla polskiej klasy robotniczej. No i mieliśmy dwie fabryki - jedną w Mielcu, drugą w Rzeszowie, które miały trochę wolnych mocy przerobowych i zaprawionych w bojach fachowców, gotowych na przyjęcie nowego planu produkcyjnego. Faza projektowa przebiegła - przynajmniej wg dzisiejszych standardów - szybko i bezproblemowo.

Na początku 1957 r. mieliśmy już gotowy projekt samochodu, a w lipcu do Warszawy przyjechały już pierwsze prototypu MR300. Pod koniec tego samego roku z fabryki wyjechała już pierwsza seria Mikrusów, w tym dwa "customowe" kabriolety, o których słuch zaginął.

mikrus-mr300-2

Produkcja Mikrusa też niestety okazała się klapą. W fabrykach WSK Mielec (w której produkowano podwozia i nadwozia Mikrusa) i WSK Rzeszów (która zajmowała się produkcją silników) nigdy nie uruchomiono produkcji wielkoseryjnej, co przełożyło się bezpośrednio na cenę samochodu. MR300 kosztował w tamtych czasach ok. 50 tys zł, czyli jakieś 50 średnich pensji. Wysokie koszty produkcji i mało atrakcyjna cena sprawiły, że po 3 latach i stworzeniu 1728 egzemplarzy zrezygnowano z produkcji.

To nie jest samochód do jazdy na co dzień. Chyba, że ktoś jest masochistą.

mikrus-mr300-5

Szkoda, bo jak na tamte czasy i nasze możliwości, MR300 nie był taki zły. Z tyłu montowano tam dwucylindrowego dwusuwa chłodzonego powietrzem (#prawiejakporsche) o pojemności 296 cm³, który może i nie porywał osiągami (14,5 KM), ale jeździł. Założę się, że największą tragedią w tym samochodzie była 4-biegowa skrzynia bez synchronizacji. Miałem kilka (całe dwa) razy przyjemność jazdy samochodem z niezsynchronizowaną skrzynią i nie jest to nic przyjemnego.

I teraz pytanie: kto zapłaci za 50-letnie, bardzo podstawowe i niskonakładowe auto ponad 30 tys. zł? Na zachodnich kolekcjonerów raczej bym nie liczył. Oni po prostu nigdy o Mikrusie nie słyszeli. Oczywiście może trafić się jakiś wariat, który kolekcjonuje wszystkie konstrukcje bloku wschodniego, ale szanse na to chyba są niewielkie. O wiele bardziej prawdopodobnym scenariuszem jest to, że Mikrusa kupi ktoś z Polski.

REKLAMA

Tylko kto? Za 30 tysięcy można spokojnie znaleźć coś ciekawszego (chociaż to mocno subiektywna ocena), czym dodatkowo dałoby się pojeździć na co dzień. Pomijam już kwestię dostępności części do Mikrusa, których zakup zapewne graniczy z cudem.

Ale zdroworozsądkowe podejście do Mikrusa pewnie nie ma sensu. Albo się go pokocha, albo nie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA