Pewnie stracę na decyzji o likwidacji zniżek w OC dla członków PZM. Ale i tak ją rozumiem
Wczoraj wszyscy* o tym mówili. PZU likwiduje 70-procentową zniżkę w OC dla członków Polskiego Związku Motorowego, obejmującą samochody starsze niż 25 lat. Od teraz zniżka będzie przysługiwać tylko pojazdom na żółtych tablicach. Albo mających opinię o unikatowości wydaną przez rzeczoznawce.
Są dwa powody, dla których rozumiem tę decyzję, choć jej nie popieram. Będzie ona zapewne niekorzystna dla mnie, ponieważ będę musiał przerejestrować dwa samochody na żółte tablice. Procedurę tę znam i się jej nie boję, ale jest ona stosunkowo kłopotliwa i długotrwała, ponieważ wymaga odwiedzenia trzech mocno oddalonych od siebie miejsc. Jednak w dłuższej perspektywie obecny stan rzeczy był nie do obrony.
Po pierwsze – uzyskanie zniżki było zbyt łatwe.
Wystarczyło przynależeć do PZM lub Automobilklubu, który był członkiem PZM i otrzymać sympatyczną, zieloną kartę. Do tego pojazd musiał mieć 25 lat. To bardzo proste kryteria do spełnienia. Tym sposobem Mercedes W202, BMW E36, Golf trójka i Polonez Caro łapały się jako „klasyki” i otrzymywały 70-procentową zniżkę na OC. Nic prostszego niż zapisać się do Automobilklubu, kupić grata i już można cieszyć się wyjątkowo niską stawką ubezpieczenia. Nietrudno domyślić się, ile osób korzystało z tej furtki. Ich liczby oczywiście nie znam, ale jak powiedział mi znajomy związany z branżą ubezpieczeniową: było ich wielu. Na grupach facebookowych z ogłoszeniami tzw. tanich gruzów jednym z najważniejszych kryteriów było „czy ma 25 lat”. Sam wielokrotnie byłem pytany przez znajomych jakie 25-letnie lub starsze auto kupić, żeby można było je piłować na co dzień. Co to miało wspólnego z krzewieniem kultury technicznej poprzez utrzymywanie aut zabytkowych w dobrym stanie? Dobrze jak jeszcze ktoś rzeczywiście o te 25-latki dbał. Gorzej, jak służyły mu do upalania i żeby „był gnuj”.
Niestety nie możemy mieć w Polsce za łatwo. Inaczej ludzie zniszczą każdą dobrą ideę. Miałem kiedyś stoisko, na którym sprzedawałem naklejki. Byłem fajny i pozwalałem obejrzeć naklejki przed kupnem. W końcu ktoś korzystając z mojej nieuwagi ukradł mi 27 sztuk nalepek. Od tej pory oglądanie nalepek się skończyło. Przykleiłem po jednej do białej płyty trocinowej i zakup polegał na wskazaniu paluchem i powiedzeniu „chcę tę”. Dobre czasy szybko się skończyły w starciu z atakiem cebuli. Złodziejstwem tego nie nazwę, bo po co komu 27 takich samych nalepek? I podobnie jest z tymi zniżkami. Choć zaplanowane w dobrej wierze, żeby ludzie nie złomowali 25-letnich aut w dobrym stanie, stały się furtką dla młodych miłośników dryftu na ręcznym pod Lidlem w Różanie.
Po drugie – dawały PZM zbyt dużą władzę
Nie będę się tu wgłębiał w rozgrywki między PZM (zwanym czasem złośliwie „Związkiem Leśnych Dziadków”) a zarządem PZU i w różnice polityczne, które ich dzielą. PZU nie miało kontroli nad tym, ilu członków przyjmuje PZM i ile mają samochodów. Nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że większość aut 25-letnich i starszych w Polsce znajduje się w rękach członków PZM i Automobilklubów z nim powiązanych. Mam sporo znajomych, którzy mają starsze auta. Wszyscy korzystali z tej zniżki. Ja też.
Od teraz o zniżce będzie decydował wpis do ewidencji zabytków lub opinia rzeczoznawcy i to zapewne doprowadzi do zagłady 25-letnich gruzów, które pójdą na złom, bo stawka OC będzie wyższa niż wartość pojazdu. W sumie nie widzę powodu, dla którego OC za BMW z 1993 r. miałoby być o 70% niższe niż za takie samo BMW z 1995 r. Natomiast widzę sens przyznawania zniżek pojazdom uznanym za unikatowe lub wpisanym do ewidencji zabytków. Rzadko służą one do codziennej jazdy, są przeważnie utrzymywane w dobrym stanie, garażowane (nie zawsze, ale zwykle) i co do zasady można się zgodzić, że autem na żółtych blachach kierowcy jeżdżą ostrożniej i bezpieczniej niż tanim gruzem z 1993 r.
OC w każdej firmie ubezpieczeniowej przynosi straty
W PZU też, więc aby ratować zyskowność zdecydowano się skasować ten przywilej. Zdaniem agenta, którego zapytałem o tę sytuację, jest to wizerunkowy strzał w stopę. Jest duża szansa, że pojawi się konkurencja, która przejmie niezadowolonych klientów, co najwyżej lekko modyfikując zasady (np. 30 lat zamiast 25 lat, ale bez żółtych blach). Właściciele starych aut to mimo wszystko nie tylko młody Śledziona upalający E36. Niektórzy mają po kilka-kilkanaście samochodów, a oprócz tego ubezpieczają jeszcze firmy czy nieruchomości. W ostatecznym rozrachunku, jak twierdzi agent, zyskowność wcale nie wzrośnie, a straty wizerunkowe będą trudne do odrobienia.
Nie to, żebym jakoś szczególnie cieszył się z tej sytuacji. Wcale nie lubię płacić za dużo za OC, ani nie planowałem kolejne dwa razy przechodzić procedury rejestracji „na żółte”. Wiem też, że to przyspieszy proces wymiany czarnych blach na żółte i spowoduje zezłomowanie kolejnych ciekawych pojazdów. Jednak nie dziwię się tej decyzji. Domyślam się, że wśród właścicieli aut niezarejestrowanych jako zabytki, ale mających ponad 25 lat i korzystających ze zniżki szkód było sporo. Dlatego nie może być za łatwo. Żegnajcie, białe tablice w Starlecie – byliśmy razem siedem lat!
*wszyscy, którzy mają graty