Przestańcie już wymyślać. Komu przeszkadzał zwykły kluczyk?
Producenci aut prześcigają się w utrudnianiu kierowcom najprostszych czynności. Zamiast kluczyka trzeba nosić teraz ze sobą wielką kartę, która nie ma zalet.

Kiedyś wszystko było jasne: w kieszeni nosiło się kluczyk, którym najpierw otwierało się drzwi do auta, a później wkładało się go w stacyjkę i w ten sposób uruchamiało silnik. Wszystko było proste i w ten sposób nie dało się kluczyka zgubić w aucie, bo było wiadomo, że jest na swoim miejscu. Inaczej byśmy nie jechali.
Później pojawiły się systemy bezkluczykowe
To wygodne, bo kluczyk wystarczyło mieć w kieszeni i nie trzeba było go z niej wyciągać. Co prawda czasem prowadziło to do różnych kłopotów (kluczyk wypadł na dywanik, zatrzasnął się w bagażniku, został w aucie itd.), ale ogólnie: motoryzacja wykonała krok naprzód.
Czasami stan obecny jest na tyle korzystny, że właściwie nie ma potrzeby, by dalej coś zmieniać, wymyślać i udoskonalać. Warto powiedzieć „stop, to jest wystarczająco dobre”. Ale producenci aut działali dalej.
Kluczyki zaczęto udziwniać
BMW przez chwilę oferowało do swoich aut gigantyczny kluczyk z ekranem, na którym można było np. sprawdzić zasięg auta albo to, czy wszystkie szyby są zamknięte. Niby pomysłowe, ale w rzeczywistości te sprawy załatwiało się przez aplikację na telefon, a kluczyk był… wielki jak telefon i zawadzał w kieszeni. Szybko z niego zrezygnowano.
Auta da się też odpalać smartfonem (wszystko fajnie, póki nie padnie nam bateria), a np. Tesla dodaje do wozów kartę wielkości tej kredytowej. Przytyka się ją do słupka, by otworzyć samochód. Jest to „innowacja” z dziedziny „nie wiem, po co to powstało, ale niech już sobie będzie”.
Jeszcze bardziej nie rozumiem, o co chodziło konstruktorom Leapmotora C10

Obsługa wielu funkcji, menu ekranu i nawet tło, które się na nim wyświetla: to wszystko przypomina Teslę. Widać, że projektanci tego chińskiego auta sprzedawanego przez koncern Stellantis zapatrzyli się na amerykańską konkurencję (inspirację?). Tyle że to wszystko przypomina sytuację, w której inżynierowie podsłuchiwali naradę konstruktorów Tesli… ale przez drzwi i bez tłumacza. Czyli niby jest podobnie, ale gorzej.
Do samochodu dostałem więc kartę zastępującą kluczyk. Lepsze byłoby jednak słowo „karcisko”. Jest wielkie, grube i ciężkie, zwłaszcza że przyczepiono do niej brelok (gdyby nie on, całość pewnie chętnie wysuwałaby się z kieszeni). Samochód wykrywa, że do niego podchodzimy i odryglowuje zamki. W porządku. Siadam więc w fotelu, zapinam pasy i chcę wrzucić bieg. Ale nie mogę.
Muszę położyć kartę na specjalnym miejscu na konsoli środkowej

Dopóki tego nie zrobię, nie pojadę. Karta musi tam jednak być tylko w momencie, w którym ruszam. Później mogę ją już zabrać - i chcę to zrobić, bo inaczej blokuje mi indukcyjną ładowarkę do telefonu. Oczywiście, przyzwyczajony do systemów bezkluczykowych, zostawiałem kartę w kieszeni i potem musiałem w niej nerwowo grzebać.
Podsumowując, mamy rozwiązanie, które idealnie łączy wady wszystkich konkurencyjnych pomysłów na „coś, czym odpala się auto”. Muszę więc:
-nosić sporą kartę w kieszeni
-wyciągać ją z kieszeni za każdym razem, gdy chcę ruszyć
-potem i tak chować ją do kieszeni
-karta może się zapewne rozładować, gdy nie będę jej ładował
-nie ma na niej przycisków, a to byłoby akurat wygodne (i zamieniło ją w kluczyk)
Co robi się po zakończeniu jazdy? Auto podobno zamknie się samo, gdy od niego odejdziemy, ale jakoś nie mam zaufania do tego typu pomysłów i wolę zamknąć je sam. Boję się, że ktoś szybko wskoczy, by coś mi ukraść (trochę pamiętam lata 90. i początek XXI wieku). Muszę więc iść na przód wozu i dotykać kartą specjalne miejsce na lusterku. Nie jest łatwo w nie trafić, więc macham kartą i jeżdzę nią po brudnej obudowie lusterka. Gdy wreszcie się uda, auto sygnalizuje to, że się zamyka, głośnym trąbieniem. Pozdrawiam sąsiadów, których właśnie obudziłem. Nie da się tego trąbienia wyłączyć. Doprowadza mnie to do szału, bo auto trąbi mi "do ucha".
Komu przeszkadzał zwykły kluczyk?

Leapmotora można też otwierać i zamykać aplikację na smartfona, ale przecież nie każdy ją ma (co jeśli np. pożyczyłem komuś to auto?) i nie każdy chce ściągać takie rzeczy na smartfona (przypominam, z jakiego kraju jest ten producent).
Wymyślanie czegoś na nowo i „ulepszanie” często naprawdę nie ma sensu. Projektanci większości współczesnych samochodów powinni o tym pamiętać.
Więcej o Leapmotor przeczytacie w: