REKLAMA

Ładowanie samochodu elektrycznego w trasie jest proste jak zarzucanie kolegom po fachu niekompetencji

Bartłomiej Derski z Wysokiego Napięcia, jak to się ładnie mówi, dissuje Mariusza Kamińskiego z Auto Świata. Zarzuca mu, że polskich czytelników wprowadza w błąd, bo wraz z rodziną jechał za długo elektrycznym samochodem. Niespodzianka, sam również się myli, a raczej nie rozumie niechęci do zaawansowanego planowania.

ładowanie samochodu elektrycznego z gniazdka
REKLAMA
REKLAMA

Mariusz Kamiński był zniesmaczony po podróży na drugi koniec Polski autem z tym napędem. Napisał, że konieczność ładowania auta elektrycznego wydłużyła mu podróż o dwie godziny, a ta technologia cofa nas o kilkadziesiąt lat w motoryzacyjnym rozwoju. Tej potwarzy dla elektrycznego napędu nie mógł znieść Bartłomiej Derski, który postanowił zachęcić do elektrycznego napędu, bo przecież nie wyśmiać kolegę po fachu.

Wziął więc to samo auto, podobne dziecko (dziecko jest dziecko, wypić zawsze można) i w taką samą podróż wyruszył. Twierdzi, że dołożył tylko 25 minut do czasu podróży, bo po prostu lepiej planuje od redaktora A. Ś. Zapewne pisze prawdę, ale jest jedna rzecz, której nie rozumie ani on, ani inni zwolennicy elektrycznego napędu. Mało kto ma ochotę na takie zaawansowane planowanie i mało kto będzie to umiał robić.

Skromnym mym zdaniem, Bartłomiej Derski zamiast kogokolwiek zachęcić, podał większość argumentów przeciw podróżowaniu elektrycznymi samochodami na większe odległości.

Jak oszczędzić czas i pieniądze jeżdżąc elektrycznym samochodem?

Tego właściwie dotyczy porada dla autora z Auto Świata. Pomijając zaszyte w tekście złośliwości argumenty przedstawiają się tak.

Po pierwsze, Mariusz Kamiński źle odczytał położenie stacji ładowania w nawigacji i przez to nadłożył drogi. Niby śmieszne i to jego wina i co on ma pretensje do napędu samochodu, ale jednak nie śmieszne. Infrastruktura ładowania jest obecnie słaba, dlatego tego typu błędy dużo więcej kosztują. Jak skończy się paliwo w spalinowym samochodzie, to ktoś może dowieźć je w kanistrze, w elektrycznym przyjedzie laweta. Akurat droga S8, którą jechał nie jest hojnie obdarzona dystrybutorami z paliwem, ale jednak sieć stacji ładowania nie ma startu do nasycenia stacjami benzynowymi w Polsce. Zazwyczaj za rogiem jest zawsze jakiś dystrybutor. Lecz nic nie mogło uratować Mariusza Kamińskiego, skoro popełniał szkolne błędy. Mógł wcześniej sprawdzić położenie stacji i lepiej wszystko zaplanować.

Ładowanie do 100 proc. to kolejny błąd

Pierwszy autor ładował się "do pełna" i zajęło mu to łącznie 2 godziny. Drugi poświęcił na ładowanie tylko 25 minut. Pierwszy autor też źle wybrał stacje ładowania, bo pojechał na stację o mniejszej mocy, zamiast wycelować w inną, mocniejszą. Czyli ten pierwszy źle planował, źle wybrał moc i zupełnie nie potrzebnie chciał dojechać autem naładowanym do pełna. No złe planowanie, no złe.

Bartłomiej Derski podważa sens dojeżdżania do celu naładowanym samochodem, bo przecież można je w miejscu docelowym ładować z gniazdka całą noc i ono się zdąży naładować wystarczająco. Przynajmniej według niego wystarczająco, tak na jego potrzeby.

Otóż nie. Założenie, że na miejscu zawsze czeka na nas gniazdko elektryczne jest błędne. Ludzie nie jeżdżą tylko do miejsc z zewnętrznymi gniazdkami. Z wielu podróży autem elektrycznym zrezygnowałem na etapie planowania. Szukanie nocą opcji ładowania po przejechaniu kilkuset kilometrów to był wysiłek, którego nie chciałem podejmować. Bez tego na drugi dzień nie dysponowałbym samochodem, a taką najczęściej w podróży mam potrzebę.

audi q4 e tron ładowanie

Ludzie mają różne potrzeby. A to niespodzianka

Wystarczający poziom naładowania to kwestia względna. Ja czasami na wyjeździe już od samego rana potrzebuję całego spalinowego baku. Bez szans na osiągnięcie z samochodem elektrycznym ze zwykłego gniazdka przez kilka godzin w nocy, po długiej podróży. Szukanie ładowarki u kresu służbowej podróży to problem nieistniejący w spalinowych samochodach. Skoda, z której obaj panowie korzystali, potrzebowałaby minimum doby przy zwykłym gniazdku i wciąż mogłaby nie osiągnąć pełnego zasięgu.

Można się trochę podładować, ale to często jest za mało. Trzeba się naładować wcześniej, albo zacząć dzień pracy/wypoczynku od poszukiwań stacji szybkiego ładowania, która wcale nie musi być obecna w naszym docelowym mieście. Dlatego w ogóle mnie nie dziwi, że ktoś chciał dojechać naładowanym samochodem. Może na wczasach mogło być inaczej, ale ja mówię o podróżowaniu na dalsze odległości ogółem. Skoro padają słowa, że autem elektrycznym jeździ się tak samo jak spalinowym, to ja je rozumiem, że zawsze i wszędzie.

Bartłomiej Derski pomija również to, dlaczego nie warto ładować się do 100 proc. poziomu naładowania baterii. W większości elektrycznych samochodów tempo ładowania dramatycznie zwalnia po osiągnięciu 80 proc., a po 90 to już bywa kaplica. Ostatnio ładowałem elektryczny samochód, którym w 45 minut dobiłem z 30 do 89 proc. poziomu naładowania. Rezultat zupełnie bez szału, ale na 100 proc. musiałbym poświęcić jeszcze tyle samo czasu. No ale po co mi 100 proc., gdzie ja tyle będę jechał, przecież to się zazwyczaj krótko jedzie, a ludzie to robią dziennie po 5 kilometrów. No niestety, nie wszyscy.

Przywiązanie do jednej sieci to błąd

Kolejny argument to przywiązanie do karty sieci GreenWay. Większość importerów dołącza kartę tej sieci do samochodów prasowych. Dlatego zapewne chciał korzystać z niej Mariusz Kamiński. I to był jego błąd, bo przecież miał na drodze wiele dostępnych ładowarek innych sieci. Na większości z nich ma być też dostępne ładowanie ad-hoc bez konieczności rejestracji i instalowania aplikacji. Czyli argument, że trzeba mieć tysiąc aplikacji i kart odpada.

Wszystko znakomicie, ale wciąż nie da się naładować auta bez podawania numeru swojej karty. Naprawdę istnieją ludzie, dla których pozostawianie swoich danych lekką ręką u różnych podmiotów budzi zdecydowany opór i tacy, którzy kupując coś przez internet płacą wyłącznie gotówką przy odbiorze. Blokowanie środków na 24 godziny, w wysokości przewyższającej koszt ładowania, może wzbudzić opór jeszcze większy. Z takim obciążeniem może wiązać się korzystanie z płatności ad-hoc. To można przecież wiedzieć, doczytać, zaplanować, konto osobiste doładować.

ładowanie Greenway Wrocław

Nie dostosował prędkości do warunków jazdy

I jeszcze jeden błąd popełnił redaktor Auto Światu. Wystraszył się prędkości. Po opuszczeniu miasta zasięg jego samochodu zmniejszył się drastycznie. Bartłomiej Derski rozegrał to inaczej i jak pisze:

Ten argument to naprawdę głęboko bym schował do kieszeni, chcąc zachęcić ludzi do korzystania z elektrycznych samochodów. Jak przeciętnemu użytkownikowi samochodu się powie, że będzie musiał uwzględniać nachylenie drogi w planowaniu podróży, to może nie być specjalnie podniecony.

Na koniec było jeszcze trochę o kosztach, że jakby się lepiej posługiwał kalkulatorem to nie pisałby bzdur, że jest drogo. To wszystko da się lepiej zaplanować, no przecież, ale to chyba już mówiłem. Na przykład można obniżyć koszt podróży wykupując abonament w jednej z sieci i kurczowo się jej trzymać... Choć w wykonaniu Mariusza Kamińskiego to była zła decyzja.

To dziwne decyzje kierowcy były złe

Tak podsumowałbym całość. Samochody są dobre, infrastruktura ładowania coraz lepsza, tylko kierowca zawiódł. Nic nie wie, nic nie doczytał, źle zaplanował, źle jechał, a tory też był złe.

Uważam, że to świetnie, że tak źle mu poszło, bo większość polskich kierowców nie będzie lepsza. Redaktor Wysokiego Napięcia uważa, że potrzebna jest lepsza edukacja i wszystko stanie się prostsze. Pisze zupełnie, jakby nie widział co dzieje się na drogach. Czy kilkadziesiąt lat z ruchem samochodowym jakoś szczególnie dobrze nas wychowało i wyedukowało? Czy poziom zrozumienia zasad ruchu drogowego, uprzejmości i kultury jest już wysoki? Edukacja przecież cały czas trwa, a kultura osobista jest prostsza do ogarnięcia niż zgłębienie cenników operatorów sieci ładowania.

Autem elektrycznym podróżować się da, ale nie zawsze

Doskonale rozumiem, że podróżować autem elektrycznym się da, prawie jak spalinowym, czasami. Elektryczni edukatorzy nie chcą przyznać, że jest wiele sytuacji życiowych, szczególnie w życiu zawodowym, gdzie napęd elektryczny nie sprawdzi się tak dobrze jak spalinowy. I nie chcą dopuścić myśli, że planowanie ładowania w trasie to nie jest rzecz, która podnieca tabuny kierowców i że nigdy nie będą w niej tak dobrzy jak oni.

Tak, wiele przeszkód da się pokonać lepszym planowaniem, to prawda. Wybrać tańszego operatora, mocniejsze ładowarki, lepiej przewiedzieć zużycie energii, najlepiej w korelacji z temperaturą otoczenia, bo zimą założenia na tę podróż mogłyby być zupełnie inne. Proszę bardzo, każcie to zaplanować ludziom, którzy sami boją się tankować samochód, jeżdżąc po mieście skręcają tylko w prawo, parkują tak, żeby nie używać wstecznego. Większość kierowców ma problem z ogarnięciem prawidłowego parkowania, a czeka ich zaawansowanie planowanie elektrycznych podróży.

phev na publicznej ładowarce

Gdzie tu się wlewa paliwo?

Jednym z częstych pytań, jakie słyszę o auta elektryczne brzmi mniej więcej tak: ale powiedz, ile czasu to się ładuje, tak szczerze, naprawdę tak długo? I jak zaczynam od pierwszego to zależy i poruszam sprawę prądu stałego w kontrze do prądu zmiennego, to widzę szeroko otwierające się oczy, a potem słyszę ziewanie. A to są pytania od tych bardziej obeznanych z tematem kierowców, którzy nie pytają, a gdzie tu się wlewa benzynę.

REKLAMA

To właśnie tej niechęci do zapoznawania się z systemem podróżowania autem elektrycznym propagatorzy elektomobilności nie chcą zrozumieć. Wiele osób traktuje auto jak zwolnienie z myślenia, wsiadasz i jedziesz, nie musisz sprawdzać żadnego rozkładu jazdy. Już to widzę, jak kierowcy, którym samochód tankuje tata ogarną planowanie elektrycznej podróży. Nie wystarczy im powiedzieć: spokojnie, ta autostrada A2 zaraz robi się płaska.

W poniedziałek mogłem pojechać do innego miasta na mecz żużlowy właśnie prasowym, elektrycznym samochodem. Odpuściłem, mimo że planować już się nauczyłem i pojechałem swoim, spalinowym. Z wyliczanek wyszło mi, że na ładowanie straciłbym dodatkową godzinę. Na to absolutnie nie miałem czasu i ochoty, odbierając dziecko w podróż prosto ze szkoły i chcąc by wstało do niej na czas jeszcze na drugi dzień. Jestem przekonany, że i na to zwolennicy elektrycznych samochodów mieliby jakąś odpowiedź i ja to wszystko źle wymyśliłem. Gdybym tylko wiedział więcej i nauczył się planować, to zlikwidowałbym wszystkie wady elektrycznych samochodów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA