REKLAMA

Nowa kwota za kurs redukujący punkty jest stanowczo za niska. Kasowanie punktów musi boleć

Kurs redukujący punkty karne wraca, ale jego cena jest zbyt niska. To musi boleć, bo inaczej nie ma sensu. 

kury redukujące punkty karne cena
REKLAMA
REKLAMA

Po hucznych zmianach w prawie o ruchu drogowym, które miały w praktyce wyeliminować dużą liczbę wykroczeń, sprawić, że kierowcy będą się bali utraty prawa jazdy, dzisiaj nie zostało już prawie nic. Punkty karne miały się przedawniać po dwóch latach, ale uznano, że to przesada i wycofano się szybko z tego pomysłu. Kary miały być dotkliwsze - peszek, nie udało się. Mówiono o konfiskacie samochodów pijanym kierowcom - panie, jaka konfiskata, wstawaj, mamy wybory do wygrania. Powiedziano, że koniec z kursami redukującymi punkty karne. Nie minął rok i kursy wracają, ale z podwyżką i nowymi zasadami. Czytam te doniesienia i wiem jedno - jak tak ma wyglądać walka z kierowcami, którzy popełniają wykroczenia drogowe, to od razu wywieśmy białą flagę i przestańmy ich w ogóle stresować punktami karnymi.

Kurs redukujący punkty karne wraca, ale jego cena to żart

Do tej pory koszt takiego kursu wynosił 300-350 zł. Całość trwała kilka godzin - trzeba było stawić się w miejscu wyznaczonym przez WORD, posłuchać pogadanki policjantów, egzaminatorów oraz psychologów o tym, jakie niebezpieczeństwa wiążą się z popełnianiem wykroczeń przez kierowców. Parę godzin nudnych zajęć i 6 punktów karnych ulegało skasowaniu. Do takiego kursu można było przystąpić raz na pół roku.

Przez jakiś czas kursy były zlikwidowane, a teraz wracają i jak ustalił portal brd24.pl - ich cena to żart. Warunki i zasady nie zmieniły się - 8 godzin, 6 punktów karnych i możliwość podejścia raz na pół roku. Nowością jest zadanie egzaminacyjne, które ma sprawdzić przygotowanie kierowcy - otóż będzie należało wykonać hamowanie na placu manewrowym. Śmiechom nie ma końca. Nie zmieniły się zasady ustalania kwoty za egzamin - decydują o tym dyrektorzy wojewódzkich ośrodków ruchu drogowego. Według portalu brd24.pl - ustalili oni, że opłata za egzamin będzie mieściła się w widełkach 600 - 1200 zł.

O punktach karnych i zmianach w prawie o ruchu drogowym pisaliśmy również:

Co się teraz stanie?

Wyobraźmy sobie, że WORD w Lublinie będzie kasował 600 zł za ten egzamin, a WORD w Warszawie 1200 zł. Za różnicę będzie opłacało się pojechać do Lublina i tam zdać. Podejrzewam więc, że w celu uniknięcia turystyki punktowej poszczególne ośrodki umówią się na mniej więcej stała cenę, tak żeby nie tracić dodatkowego źródła dochodu.

Stoję na stanowisku, że każdy punkt powinien kosztować co najmniej 1000 zł, a może nawet 2000 zł. Wtedy dopiero zacznie się szanowanie swojego dorobku punktowego i poważne podejście do egzaminu redukującego punkty. 600 - 1200 zł za kurs jest śmieszną kwotą w obecnych czasach, ot koszt tygodniowych zakupów dla czteroosobowej rodziny. Skoro wysokość opłaty za kurs nie odstrasza, to trudno oczekiwać, że kierowcy nagle zaczną przestrzegać przepisów. Jakby trzeba było zapłacić kilka tysięcy złotych, a sam kurs rozciągnąć na kilka dni (żeby maksymalnie go uprzykrzyć) - to podejście uległoby zmianie. Okazałoby się, że można jeździć zgodnie z przepisami.

HAMUJ
REKLAMA

Chlip, chlip. Co redaktor może wiedzieć o biednych kierowcach

Zaraz pojawią się rzewne historie o głodnych dzieciach, które nie jedzą, bo tatuś tracił prawo jazdy, albo o tym jak kogoś gonią terminy. Mam rozwiązanie - jeżeli od prawa jazdy zależy wasza praca, to je szanujcie i przestrzegajcie przepisów. To całkiem proste. A jak nie, to należy ponosić konsekwencje swoich świadomych wyborów. Dopiero metoda kija i większego kija sprawi, że sytuacja na drogach ulegnie poprawie. A nie jakiś śmieszny kurs za jeszcze śmieszniejsze 600 zł.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA