REKLAMA

Pojechałem Fordem Mustangiem Mach-E GT szukać streetracingu. Znalazłem mrok, deszcz i pustkę

Ford Mustang jest od tego, żeby był szybki i żeby się nim ścigać z innymi. Nawet jeśli nazywa się Mach-E i jest elektrycznym crossoverem. W moje kochające napęd elektryczny ręce wpadła 465-konna wersja GT.

Ford Mustang Mach-e GT, czyli w poszukiwaniu streetracingu
REKLAMA
REKLAMA

Nigdy nie uznawałem za oburzające, że elektryczny crossover Forda nazywa się Mustang. Ford wymyślił nazwę Mustang i może ją naklejać na co chce. Jeśli wymyśliłby dostawczaka o nazwie Mustang Connect, to też by mógł go oferować. W przypadku elektrycznego Mach-E temat został naprawdę rozegrany genialnie. Auto robi megawrażenie, ludzie się w nie wpatrują jak sroka w gnat, jest kompletnie inne niż reszta Fordów, ma fajnie odwzorowane elementy wizualne znane do tej pory ze spalinowych Mustangów, no i za sprawą napędu elektrycznego jest pewną demonstracją ze strony nabywcy – patrzcie, ja dalej gram w lidze „performance”, tylko przestałem emitować CO2 podczas jazdy (nie mówmy teraz o ładowaniu). Skutek? Ten wóz sprzedaje się jak szalony. Do końca roku do klientów ma trafić 50 tys. sztuk. Został nawet Samochodem Roku w Polsce.

Ford Mustang Mach-E GT – co to za diabeł?

Ogólnie są 3 wersje elektrycznego Mustanga. Tylnonapędowa o mocy 269-294 KM (wariant Standard i Extended Range), AWD – z dwoma silnikami elektrycznymi, o mocy 269-351 KM (też Standard i Extended) oraz GT/Performance – 465 lub 487 KM, tylko jako Extended Range, czyli z akumulatorami o pojemności netto 88 kWh. Jeździłem wersją GT bez Performance, czyli 465 KM, AWD i 0-100 km/h w 3,7 sekundy. To szybciej od najszybszego Mustanga coupe dostępnego w Polsce, czyli wersji Mach 1. Spalinowy Mustang potrzebuje na sprint do setki 4,4 sekundy, więc różnica jest przepastna.

Zasięg Mach-E GT według WLTP to 500 km, amerykańskie EPA podaje 402 km – Amerykanie zdecydowanie lepiej go oszacowali. Faktycznie, jeżdżąc bez ogrzewania, tylko na podgrzewanym fotelu, byłem w stanie zejść do 20-22 kWh na 100 km. Jednak jeśli chciałem, żeby w środku było mi choć trochę ciepło, zużycie rosło nieuchronnie do 26-28 kWh na 100 km. A to oznacza realny zasięg typu 350 km. To nadal nie jest źle jak na samochód o mocy 465 KM – do tego jednak dojdziemy.

Na początek szybkie zestawienie wad i zalet, asów i kwasów, albo ochów i szlochów

Nie macie co liczyć na to, że ja będę sobie toczył bekę z Mustanga Mach-E. Owszem, mam do niego zastrzeżenie, i to poważne, ale o tym będzie później. Na razie opowiem pokrótce, co mi się w nim szczególnie podoba, a co podoba mi się mniej. Oto subiektywna lista:

  • As: klamki

A właściwie brak klamek. Wszystkie drzwi otwiera się guzikiem na słupku. W dodatku na słupku drzwi kierowcy wyświetla się zamek kodowy, jak w starych Fordach i Lincolnach. Nie bardzo wiem po co on ma być, ale jest. Wciskamy guzik i drzwi odskakują, zarówno przednie, jak i tylne. Standardowych klamek w ogóle brak. Zamyka się poprzez dotknięcie symbolu kłódki przy każdych drzwiach. Bardzo fajne, kojarzy mi się ze złotymi czasami tuningu, wówczas to nazywało się „Rase-look”, co stanowi pomieszanie niemieckiego słowa „golić, ogolony” i angielskiego „wygląd”.

  • As: pozycja za kierownicą

Kocham samochody, w których można głęboko schować nogi pod deskę rozdzielczą, bo mam je długie – te nogi – i potrzebuję na nie sporo miejsca. Ford Mustang Mach-E GT zapewnia to w stu procentach. Siedzi się w nim idealnie, jest pomyślany jak dla wysokich osób. Z tyłu trochę gorzej, ale znośnie.

  • As: ten wielki ekran

Rewelacja, wbrew pozorom. Uproszczono do maksimum regulację nawiewów, dzięki czemu nie trzeba za dużo jej obsługiwać. Oczywiście obsługa odbywa się z poziomu ekranu. Ekran ten doskonale pasuje do charakteru auta, jest dużo lepszy niż w Tesli i sensowniej pomyślany. Nawet obsługa radia, w której zagmatwaniu producenci wręcz się prześcigają, tu jest względnie prosta. Podoba mi się wykres pokazujący ile energii zużyliśmy na jazdę, a ile na grzanie/schładzanie wnętrza. Szkoda tylko, że nie pokazuje się spalanie chwilowe. Albo nie umiałem znaleźć tej funkcji.

  • Kwas: brak wyświetlacza przeziernego

Nawet w opcji. Jak to możliwe?

  • Kwas: samochód sam trąbi

Jest późny wieczór, typu 23.00. Parkuję auto na osiedlu nowoczesnych, prestiżowych segmentów. Ludzie pewnie już pousypiali swoje dzieci. Próbuję wjechać tyłem w ciasne miejsce. Kamerę zalepił śnieg. Wysiadam z auta, ale nie wyłączam go. Co się dzieje? Samochód trąbi. PiiP-PiiP. W oknach prestiżowych segmentów zapalają się światła. Wsiadam do samochodu i odjeżdżam czym prędzej w dal, zanim dostanę w zęby. Kto wymyślił, żeby samochód dawał ostrzeżenie o braku kluczyka klaksonem, a nie jakimś nienatarczywym pikaniem?

  • As: frunk

Wiecie, że po angielsku-brytyjsku „frunk” to „froot”? W każdym razie chodzi o przedni bagażnik. W Mach-E jest naprawdę duży, idealny do wożenia tam przewodów do ładowania.

No ale jak jeździ ten Mustang Mach-E GT?

Postanowiłem to sprawdzić i ruszyłem w miasto na poszukiwanie jakichś nielegalnych wyścigów ulicznych. Niestety okazało się, że moja wiedza o nielegalnych wyścigach jest najdelikatniej mówiąc przeterminowana. Oczami wyobraźni widziałem już jakieś wielkie zgromadzenie różnych Porsche, Lambo i AMG, czekających tylko, żeby elektryczny Mustang przetrzepał im skórę. Czułem się jak Dominic Toretto, but without a charger (ahahaha, ten dowcip jest elektrośmieszny). Szybko wpisałem w internet „gdzie nielegalne wyścigi streetracing warszawa” i dowiedziałem się, że w Warszawie żadne takie imprezy się nie odbywają, a w ogóle to niebezpieczne i niezgodne z prawem, i czy mnie rozum opuścił.

Rozczarowany poprosiłem o pomoc kolegę, który kiedyś objechał Lanosem Thalię na spalarni, więc miał doświadczenie w temacie, i on powiedział, że za jego czasów, to nielegalne wyścigi odbywały się przy terminalu cargo na Okęciu. Z braku lepszego pomysłu ruszyłem autostradą od strony Pruszkowa w stronę lotniska. Przy okazji stwierdziłem, że prędkość ok. 135 km/h Mustang owszem osiąga z niesłychaną łatwością, ale kosztem zużycia ponad 30 kWh na 100 km, szybko więc zaprzestałem tych prób i jechałem ok. 110 km/h.

Dotarłem na Terminal Cargo.

Nie było nikogo. Siąpił zimny deszcz.

Nie było nawet Marcina Najmana w niebieskiej kurtce. Nawet John Travolta nie rozglądał się bezradnie po okolicy. Całkowite pustkowie. Parking cargo zamknięty z każdej strony szlabanami, można jednak podjechać pod sam płot lotniska – świetne miejsce na planespotting, gdyby nie gęsta mgła i opady. Rozglądałem się za jakimiś rywalami, którym mógłbym pokazać, gdzie raki spędzają okres zimowy, ale jak na złość nie przejeżdżał żaden samochód, a nawet jeśli, to był to Prius z Ubera albo grat dowożący jedzenie. Nikt nie wykazał żadnej ochoty na ściganie się, choć długie minuty stałem przy ulicy Wirażowej, prowokując potencjalnych streetracerów do starcia jeden na jeden. Z nudów zacząłem bawić się infotainmentem i połączyłem sobie bezprzewodowo Apple CarPlay (fajnie, bez zarzutu), jednocześnie ładując telefon na bezprzewodowej ładowarce. Przejrzałem opcje kamer zewnętrznych (bardzo dobre) i próbowałem wyszukać jakieś ustawienia rekuperacji lub trybów jazdy (bezskutecznie).

I nikt nie przyjechał się pościgać. Nikt, zero.

W końcu uznałem, że spróbuję sam. Nie mam przeciwnika, tylko ja, pusta i w połowie ślepa ulica Wirażowa, najbliżsi ludzie są pewnie o pół kilometra stąd. Stanąłem i wcisnąłem gaz w podłogę. Zrobiło mi się niedobrze i przy stanie prędkościomierza 66 km/h odpuściłem, ponieważ uczucie zgniatania mnie przez przeciążenie było nie do wytrzymania. Ile to trwało? Może dwie sekundy. Już, dziękuję, więcej nie chcę. Świadomość, że ten samochód jest do tego zdolny, w zupełności mi wystarcza, natomiast takie osiągi są mi zbyteczne. Służyłyby tylko do poniżania sadzomiotów – ale jak już pewnie mówiłem, żaden się w okolicy nie pojawił.

Słowo końcowe

Ford Mustang Mach-E GT kosztuje 342 000 zł. Ma styl i moc, jest naprawdę wyjątkowy, wyróżnia się na drodze jak mało co. Jego rywalem jest Tesla Model Y Performance – też ma 3,7 do setki i kosztuje o 12 tys. zł taniej. Ale Ford ma jakąś sieć serwisową, gwarancję i renomę, podczas gdy Tesla leci na charyzmie jej przewodniczącego, a o serwisie nie ma co marzyć, chyba że mieszkacie w Warszawie na Sadybie, bo tam akurat jest jedyne ASO Tesli. Poza tym, gdyby ktoś mnie zapytał, czy wolę jeździć Teslą, czy Mustangiem, odpowiedziałbym, że Mustangiem. Najlepiej Fox-body z 4-cylindrowym silnikiem 2.3.

Niedoszły rywal

Ale i ten elektryczny też jest zaskakująco dobry. O wiele lepszy niż sądziłem. Znowu muszę przyznać sam przed sobą i tu przed milionami słuchaczy, że podoba mi się auto elektryczne. W sumie to dobrze, że nie znalazłem żadnych rywali na nielegalne uliczne wyścigi. Jakbym trafił na jakąś Teslę 3 w wersji Performance (3,3 do setki), to ten Mustang już tak by mi się nie podobał. A tak, miałem wrażenie, że jestem niepokonany i ono mi zupełnie wystarczało, nie musiałem nikomu tego udowadniać.

Słowo końcowe do słowa końcowego

Jeśli szukacie stylowego auta elektrycznego i nie interesuje Was Tesla, to możecie śmiało pominąć BMW i Audi. Oni zostali w tyle, Ford wyprzedził ich, świetnie dyskontując własną legendę. Wprawdzie ceni się słono, ale Mustang tani być nie może. Mam tylko jedno zastrzeżenie, o którym wspomniałem wcześniej. Ten samochód to dwutonowy, bezgłośny pocisk, który osiąga 100 km/h w niecałe cztery sekundy, nie informując nawet o tym otoczenia. Nie chcę tu wyjść na większego grzyba niż jestem, ale w jaki sposób to ma cokolwiek wspólnego z bezpieczeństwem?

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA