Mustang przywalił, a Lambo wydzwoniło. Trzeba wybrać, kto miał lepszą stylówę
„Kierowca, strzel jakiś popis na szosie” – „pa tera”. Tak to musiało wyglądać w obu przypadkach. Kierowcy Lamborghini i Forda Mustanga nie zaliczą tego dnia do udanych, ale my możemy ustawić się w pozycji jury i odpowiedzieć na pytanie, który zrobił demolkę z większą gracją.
„Zrobić mustanga” to wyrażenie, które pojawiło się po raz pierwszy w Stanach Zjednoczonych. He did a mustang while leaving a car show – to oznacza, że ktoś najczęściej Fordem Mustangiem spowodował kolizję, usiłując popisać się przy ruszaniu. Zwykle chodzi o to, że aby wyjechać na główną drogę trzeba skręcić, a dany kierowca Mustanga przy okazji próbuje trochę spalić gumę. Kończy się to utratą panowania i wjechaniem w botanikę/w ludzi/w inne auta. Problem polega na tym, że przy tak małej prędkości nie da się efektownie strzelić boczura ze startu zatrzymanego, chyba że mamy mnóstwo mocy i umiejętności jednocześnie. To połączenie występuje rzadko, częściej pojazd zgaśnie albo pojedzie nie bardzo tam gdzie chcemy.
Powitajmy dzisiejszych zawodników
Pierwszy jeździ Lamborghini Huracan. Jak opisał motoryzacyjny bloger Grzegorz Ciźla o samochodach, zapewne kierowca chciał ruszyć Huracanem Evo w trybie Sport, kiedy większość mocy wędruje na tylne koła. Jak tylko ruszył, tył bardzo szybko stracił przyczepność, o co kierowcy pewnie chodziło. Odkręcił wtedy kierownicę w drugą stronę, nie wziął tylko pod uwagę doskonałego wyważenia auta i jego szerokich opon. Układ kierowniczy odzyskał sterowność i auto skręciło w przeciwnym kierunku, prosto w stronę pasa zieleni. Kluczowy moment widać w 9. sekundzie nagrania. Auto przełamuje skręt w prawo i zaczyna gwałtownie skręcać w lewo. Jest już za późno, żeby to „odkręcić” i mimo intensywnego kontrowania kierownicą Lamborghini i tak wpada w pas zarośli przy ulicy Emilii Plater w Warszawie.
Moja ocena:
Plus za kolor, za dźwięk i za markę. Demolka jest jednak średnia – uderzenie w kamienny murek z nasadzeniami wewnątrz nie należy do efektownych. Brak uszkodzonych innych samochodów, nie ma potrąconych ludzi, nie ma rozwalonej scenografii. Po uderzeniu nic nawet się z auta nie dymi. Dlatego choć plusów nie brakuje, to ostatecznie nie mogę dać więcej niż 4/10.
Przejdźmy do drugiego zawodnika
Tym razem jest to kanoniczny Ford Mustang. Manewr wygląda podobnie, ale przebiega trochę inaczej. Kierowca Mustanga chce skręcić w lewo, ale zbyt wolno wciska gaz i auto za późno nabiera nadsterowności, kiedy skręt w lewo jest już bardzo zacieśniony. Nie bardzo wiem na co liczył kierowca Mustanga, widząc auto na pasie w przeciwnym kierunku, a za nim jeszcze radiowóz. Trudno mi zgadnąć o czym myślą kierowcy Mustangów, robiąc swoje stunty. W każdym razie skończyło się słabo.
Moja ocena:
Samochód jest raczej nudny, manewr standardowy, bez finezji. Szanuję jednak idealne odwzorowanie amerykańskiej tradycji. Jednak to byłoby zbyt mało na wysoką ocenę, w takiej sytuacji dałbym tylko 3/10. Dodaję jednak punkt za wpadnięcie w inny samochód i to z impetem, i jeszcze dwa za zrobienie tego na oczach policji i oto lądujemy z całkiem wysokim 6/10 za tę wspaniałą rozwałkę. A jak wyglądałaby taka 10/10? Myślę, że mocnym kandydatem jest początek tego filmu: nie dość, że kierowca nie umie opanować Mustanga na dragstripie, gdzie co do zasady należy jechać tylko prosto, ale jeszcze wpada z impetem w barierę, są iskry, płomienie i ogólnie to co tzw. fani motoryzacji z benzyną w żyłach lubią najbardziej.
W mojej ocenie wygrywa dziś Mustang, ale stawiam, że naprawa Lamborghini będzie kosztowała tyle, co wymiana Mustanga na nowego – a to też się liczy.