O, teraz Fiat Croma Turbo kosztuje już 7500 zł. Dobrze się zaczyna, hej dalej w górę!
Dokładnie pięć dni temu pisaliśmy o ciekawym Fiacie Croma na sprzedaż za 4000 zł. Auto błyskawicznie znalazło nabywcę...
I zgodnie z przewidywaniami równie błyskawicznie pojawiło się w ogłoszeniach ponownie, tyle że oczywiście drożej. Teraz kosztuje 7500 zł. Nowy sprzedający poniósł duży wysiłek polegający na umyciu pojazdu. Są też nowe zdjęcia, już nie spod blaszanej wiaty, a normalne – pod gołym niebem, i to w dzień (i nie na lawecie, to już plus!). O dziwo, nie zasłonięto tablic, co jest standardową procedurą w przypadku „dziś kupiłem, dziś sprzedaję”, ponieważ pozwala twierdzić, że to inny, przypadkowo identyczny samochód i odsunąć od siebie zarzuty o spekulację. Ponoć nowe ogłoszenie też przez chwilę wisiało na Facebook Marketplace, ale komentarze nie należały do najpochlebniejszych (przecież można je wyłączyć), teraz jest już tylko na OLX/Otomoto.
Zasięgnęliśmy opinii specjalisty co do tej Cromy
Jest w Polsce człowiek, który o Cromach wie wszystko. Można by powiedzieć „zjadł na nich zęby”, ale nie rozumiem tego wyrażenia, bo nie wiem jak się je zęby, więc go nie użyję. W każdym razie zeznał on, że ta Croma to wyjątkowy miks, w którego skład wchodzą:
- wczesny silnik turbo z lat 1985-1988
- wnętrze z limitowanej serii Croma SX, które było dostępne tylko w roku 1990
- tylna blenda i światła od wersji poliftowej, tj. od 1991 r. wzwyż
- a tabliczka znamionowa i zegary wskazują, że jest to gaźnikowa wersja Croma CHT o mocy 90 KM.
Polski miks przebojów, można powiedzieć. Na pewno właścicielem był prawdziwy miłośnik Cromy, który w latach 90. lubił ją przerabiać pod własny gust. No i bardzo dobrze, bo nie ma co trzymać się kurczowo fabrycznej oryginalności, zwłaszcza w przypadku tańszych samochodów.
Droga prowadzi już tylko do góry
W Polsce mamy taką sytuację, że ci, którzy kupują starsze auta, tzw. youngtimery, rzadko robią to dla siebie. Jeśli pojawia się jakiś okazyjny wóz, kupuje go handlarz i wystawia drożej, żeby zgolić tych idiotów, którzy z niewiadomego powodu ekscytują się starym szmelcem. Wspominałem już o tym, że to dość nietypowa sytuacja, w której sprzedający z najwyższą pogardą traktują kupujących, a towaru który sprzedają – nienawidzą. Dlatego też nie ma co liczyć na to, że nabywca-handlarz naprawi cokolwiek w kupionym aucie żeby uzasadnić wyższą cenę. Oczywiście to jego prawo, skoro kupił, może wystawić za ile chce.
W odniesieniu do tak unikatowego auta jakim jest Croma Turbo, nawet niezbyt oryginalna, to dopiero początek drogi. Teraz kosztuje 7500 zł, ale pewnie kolejny kupujący co nieco znegocjuje i wystawi ją za 10 999 zł. Stałą zasadą jest, że w miarę wzrostu ceny, opis chudnie. Będzie to więc wyglądało tak:
10 999 zł
Potem samochód kupi kolejny handlarz. Nastąpi wersja niemal ostateczna:
15 650 zł
Po to, aby za parę tygodni lub ewentualnie miesięcy osiągnąć wariant końcowy, szczytowe osiągnięcie koneserstwa, najwyższy poziom obsługi i podejścia do klienta:
19 900 zł
(to oczywiście będą jedyne zdjęcia w ogłoszeniu)
Potem nastąpi faza nerwowego odświeżania ogłoszenia co parę tygodni. Może cena spadnie nawet do 18 900 zł z opisem „taka cena tylko do czwartku z powodu wyjazdu”, a później być może i do 17 900 zł. Niczego to nie zmieni, bo auto będzie stało na trawie nieodpalane, w końcu handlarz wyjmie z niego akumulator i sprzeda jako dobry, może nawet doda do opisu „wez swoje aku”, później nie opłaci za niego OC, bo mu się nie opłaca. Sprzeda za 300 zł alufelgi, żeby odzyskać cokolwiek i postawi go na stalaku od Bravy, który kupi na złomie po 10 zeta od sztuki.
Po roku w aucie wyrośnie mech i zajdzie wilgocią w sposób nieusuwalny (znacie na pewno ten zapach), po dwóch latach handlarz podejmie próbę sprzedaży samego silnika, ale nikt poza paroma świrami od włoszczyzny nie będzie zainteresowany. W końcu puści go za 500 zeta temu gościowi od Crom, którego cytowałem powyżej. Resztę budy wywiezie na stację demontażu pojazdów. Ostatecznie pojazd od pierwotnej sprzedaży przejedzie 2 km, ale zmieni właściciela 4 razy. Myślicie że zmyślam? Takich historii znam co najmniej kilka. W tym co najmniej o jednej pisaliśmy na Autoblogu.