REKLAMA

12 cylindrów, ale zero rozsądku. Najnowsze Ferrari 12Cilindri rozbite podczas prezentacji dla mediów

Ferrari jest w trakcie promowania najnowszego modelu z silnikiem V12 o nazwie 12Cilindri. Niestety podczas prezentacji dziennikarskiej doszło do wypadku i zrobiło się głośno o zniszczonym, żółtym egzemplarzu. Chyba nie o taką promocję chodziło.

Ferrari 12cilindri
REKLAMA

Portal Carscoops donosi o wypadku z udziałem najnowszego Ferrari 12Cilindri. Do zdarzenia miało dojść w Luksemburgu, gdzie odbywała się prezentacja tego modelu. Włoski producent zaprosił na event przedstawicieli mediów z całego świata i przygotował dla nich flotę co najmniej sześciu supersamochodów z dwunastocylindrowymi silnikami widlastymi.

REKLAMA

Niestety w czasie jazd testowych towarzyszących wydarzeniu ktoś nie opanował potęgi najnowszego działa inżynierów z Maranello. Samochód wpadł w poślizg, który zakończył się wypadkiem. Jak widać na poniższym zdjęciu, kierowca stracił panowanie nad pojazdem na wąskiej i mokrej drodze. Włoska maszyna została poważnie uszkodzona - widoczne są nawet wystrzelone poduszki powietrzne.

Ferrari 12Cilindri ma pod maską silnik V12 przekazujący moc tylko na koła tylne. Jak się domyślacie, nie jest trudno sprawić, żeby dwie opony poddały się pod naporem 830 koni mechanicznych i straciły przyczepność. Dodam jeszcze, że wspomniana moc ma do napędzenia jedynie 1,560 kg.

12Cilindri to prawdziwa bestia i wystarczy jeden niewłaściwy ruch, żeby stracić nad nią panowanie. Co prawda auto jest wyposażone w całą masę elektronicznych wspomagaczy, ale co z tego. Wystarczy, że ktoś bawił się Manettino i źle dobrał tryb jazdy do warunków drogowych. Potem odrobinę zbyt szczodrze dodał gazu i samochód zaczął tańczyć chętniej niż Kate Winslet z Leonardo DiCaprio na pokładzie Titanica.

Czyje Ferrari, kto prowadził?

REKLAMA

Carscoops sprawdził i potwierdza, że egzemplarz w kolorze Giallo Montecarlo z tablicą rejestracyjną o numerach „GT950AH” był jednym z co najmniej sześciu 12Cilindri użytych przez Ferrari podczas prezentacji dla mediów. Co ciekawe wszystko miało miejsce kilka tygodni temu, ale do dziś temat wypadku był przemilczany. To się zmieniło za sprawą zdjęcia opublikowanego przez Supercar Fails. Nadal pozostaje tajemnicą tożsamość pechowego kierowcy. Mogę was jedynie uspokoić, że to nie był nikt z Autobloga.

Żyjemy w takich czasach, że coraz trudniej zrobić coś głupiego i pozostać niezauważonym. Prawdopodobieństwo, że uda się sprzątnąć coś pod dywan spada prawie do zera, gdy zrobi się to za kierownicą złotego Ferrari. Jedyne pocieszenie jest takie, że samochód należał do producenta, a Ferrari wie najlepiej, jak sobie poradzić z naprawą egzotycznego cacka.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA