Gdy chwyci mróz, miłośnicy aut elektrycznych dogrzewają się olejem napędowym
Niestety, gdzie zaczyna się zima, tam u wielu osób kończy się uwielbienie samochodów elektrycznych. Pewien słowacki bloger postanowił założyć w swoim Peugeocie iOn dodatkowy ogrzewacz zasilany olejem napędowym.
Mknąć po malowniczo położonej trasie nad oceanem w Kalifornii, mijając palmy i plaże za kierownicą Tesli… brzmi nieźle, prawda? Rzeczywiście, jazda po najbardziej słonecznym ze stanów, w którym śnieg widać tylko w telewizji i w zamrażalniku, może być bardzo przyjemna. Ale w Europie sprawa nie jest już tak kolorowa.
Na naszym kontynencie nadal zdarzają nam się jeszcze zimy.
Co prawda śnieg i mróz to coraz rzadsze zjawiska, ale nadal jeszcze występują. W samochodzie spalinowym nie jest to szczególnie duży problem. Wystarczy włączyć ogrzewanie i po chwili można już zdjąć szalik i cieszyć się przyjemną temperaturą we wnętrzu.
W aucie elektrycznym sprawa wygląda trochę inaczej. Kierowca i pasażerowie mają następujący wybór: albo jechać w zimnie, ze szczękającymi zębami, albo włączyć ogrzewanie, ale pogodzić się z tym, że zasięg wtedy topnieje w oczach.
Elektryki nie lubią, gdy jest zimno. Gdy włączy się jeszcze ogrzewanie, sytuacja robi się naprawdę trudna - zwłaszcza w mniejszym, tańszym modelu.
Jest jednak pewne rozwiązanie…
Zaproponował je twórca bloga KiwiEV.com. Wbrew temu, co może sugerować adres tej witryny, autor nie pochodzi z Nowej Zelandii, ale ze Słowacji. Jeździ dość rzadko spotykanym w Polsce modelem, jakim jest Peugeot iON (bliźniak Mitsubishi i-MiEV) i relacjonuje codzienne życie z takim samochodem. Jeździ nim nie tylko do pracy, ale i na wakacje. Odwiedził (autem elektrycznym!) m.in. Ukrainę.
Jego pomysł na problem zimnych, styczniowych poranków to… dodatkowy ogrzewacz zasilany olejem napędowym.
Na blogu (wpis z 2016 r.) widać krok po kroku proces instalacji tego urządzenia. Jest ono przeznaczone do samochodów, ale konstruktorzy projektowali je raczej z myslą o takich z konwencjonalnymi silnikami. Właściciel elektrycznego Peugeota musiał więc od zera wymyślić, gdzie umieścić ogrzewacz tak, by dobrze działał i by było bezpiecznie. Na desce rozdzielczej nie było miejsca, więc w końcu po długich rozmyślaniach padło na bagażnik.
Kolejnym problemem okazała się dostępność właściwego oleju napędowego.
Z lektury bloga można wywnioskować, że jego autor nie jest miłośnikiem tradycyjnych samochodów – zwłaszcza tych z silnikiem Diesla. Uważa je za „brudne” i szkodzące środowisku. Dlatego początkowo chciał wlać do swojego dogrzewacza bardziej przyjaznego planecie biodiesla. Niestety nie znalazł go ani na Słowacji ani w Austrii. Co więcej, nie udało mu się też kupić ani kropelki u żadnej z firm, które zajmują się dystrybucją takiego paliwa. Na jego maile albo nie odpisywały wcale, albo odmawiały, tłumacząc, że nie są zainteresowane sprzedażą tak małej ilości odbiorcy detalicznemu.
W końcu autor bloga musiał się poddać i kupić „zwykły” olej napędowy na stacji.
Gdy dogrzewacz udało się zamontować i zasilić, okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. W samochodzie jest teraz ciepło, a zasięg podczas codziennych, zimowych dojazdów do pracy wzrósł… dwukrotnie.
To wszystko prowadzi do prostego wniosku: klasyczne silniki jeszcze długo nie odejdą w niebyt. A stary, niemodny olej napędowy może uratować niejednego miłośnika aut elektrycznych przed zmarznięciem.