10 opon, 1440 KM i 98 tys. dol. Ten Escalade wygląda na dobrą ofertę, choć nie jest Cadillakiem
Nie wiem kto wpadł na pomysł, by z Chevroleta Silverado zrobić 3-osiowego potwora o mocy niebezpiecznie zbliżającej się do 1500 KM, ale podoba mi się to.

Zakładam, że kojarzycie takie pojazdy jak Chevrolet Silverado i Cadillac Escalade. Oba to dzieła General Motors, ale grupy docelowe tych modeli były i nadal pozostają zgoła inne. Silverado to wóz roboczy, pickup, następca starszych modeli C/K. Escalade? Luksusowy SUV, który rozpala wyobraźnię młodocianych fanów rapu od 2001 r., kiedy to wystartowała produkcja drugiej generacji (nie kojarzę, żeby pierwsza - w produkcji od 1998 r. - była jakoś szczególnie popularna w teledyskach, ale może po prostu nie pamiętam).
Cadillac Escalade, który nie jest Cadillakiem Escalade
Auto, które widzicie na zdjęciach, zaczęło swój żywot jako zupełnie zwykły Chevrolet Silverado. Potem je zmodyfikowano i wystawiano na różnych imprezach, w tym m.in. na targach SEMA. Później zmieniono jednak koncepcję i postanowiono nie tylko przemalować auto z czerwieni i barwy szampana na głęboką czerń i zmienić front na pochodzący z Escalade, ale też odrobinę zmodyfikować pickupa mechanicznie.
W związku z powyższym, Escarado (Silvelade?) ma teraz 3 osie i około 1440 KM
Tyle wyciśnięto z 8,6-litrowego silnika Vortec 8100 (seryjnie o pół litra mniejszego), któremu dorzucono dwie turbosprężarki. Maksymalny moment obrotowy wynosi według sprzedającego 2265 Nm, czyli dokładnie tyle ile potrzeba by było do przewrócenia Pałacu Kultury. Albo do wyciągnięcia dziecka ze sklepu z zabawkami. No, w każdym razie to sporo. Napędzane są oczywiście obie tylne osie, a za przekazanie napędu odpowiada 5-biegowa przekładnia automatyczna Allison.
Koła wydają się być spore i tak jest w istocie - felgi mają średnicę 22 cali. Zastosowano tu nie tylko zawieszenie pneumatyczne, ale także podnoszoną skrzynię ładunkową. Ta ostatnia i tak pozostaje niezbyt praktyczna, jako że znacznie podniósł się poziom podłogi.
To trochę przypomina rozwiązanie ze schodkiem w bagażniku hybrydowego Forda Mondeo kombi, tylko że jest jeszcze gorzej. Dziwi mnie, że nie zastosowano chociaż sztywnej pokrywy skrzyni ładunkowej.
We wnętrzu zmian jest relatywnie niewiele. Jest jak w Chevrolecie, tylko gorzej
Nie mam tu na myśli baterii dodatkowych wskaźników - gdy pod maską macie więcej mocy niż w Veyronie Super Sport, to lepiej wiedzieć, czy silnik pracuje poprawnie.
Natomiast te boczki drzwiowe... No kurde bele, ja rozumiem, że to miał być dopasiony projekt z porządnym sprzętem audio, ale boczki wyglądają, jakby się stopiły. Zresztą i bez tego nie byłyby za ładne. Gdybym miał to kupić, to pewnie wstawiłbym tam elementy seryjne.
No właśnie - kupić. Ile to kosztuje?
Dokładnie 98 tys. dol., czyli jakieś 389 tys. zł - za tyle pojazd wystawiono na eBayu. Nawet biorąc pod uwagę wspomniane niedoróbki, nie wygląda to na jakąś koszmarnie wysoką cenę, jak za tak mocno zmodyfikowany pojazd.
Nawet jeśli dałoby się to samemu od podstaw ogarnąć taniej, to tutaj właśnie o to chodzi, że nic już ogarniać nie trzeba - płacisz i odjeżdżasz drogowym behemotem, zatrzymując się co jakieś 18 kilometrów na stacjach benzynowych.