Milion euro. Tyle chce dostać sprzedający za Boscherta B300 Gullwing. Co to jest?
Przełom lat 80. i 90. XX w. to okres radosnej twórczości różnych zakładów projektowych i tuningowych. Jednym z jej przejawów jest Boschert B300 Gullwing - wariacja na temat Mercedesa C124. Auto wystawiono na sprzedaż za nieprawdopodobny milion euro.
Co można mieć za 1 mln euro, czyli ok. 4,3 mln zł? Przykładowo 3 egzemplarze Lamborghini Aventadora lub Ferrari 812 Superfast. Albo 10 Tesli Model S w najmocniejszej wersji. Za taką kwotę można też kupić 45 Fordów Fiesta ST. Można też mieć jednego Mercedesa z 1989 r., za to po grubym tuningu.
Oto Boschert B300 Gullwing.
Na pomysł nietypowego samochodu opartego o konstrukcję wchodzącego wtedy na rynek modelu 300CE typoszeregu C124 wpadł Hartmut Boschert, inżynier z Emmendingen z południowych Niemiec. Sam pomysł na nowego Mercedesa z drzwiami otwieranymi do góry nie był bynajmniej pierwszym zrealizowanym po legendarnym modelu 300 SL. Tyle tylko, że wcześniej podobne konstrukcje budowano w oparciu o coupe W126, o klasę większe. Boschert był więc pierwszym, który zabrał się za C124.
Rzecz w tym, że z seryjnego nadwozia Mercedesa 300CE pozostało relatywnie niewiele. Nie dość, że samochód otrzymał pas przedni z modelu SL (R129), to jeszcze o 25 cm przesunięto do przodu słupek C, skrócono też rozstaw osi.
B300 Gullwing w 1990 r. kosztował 165 tys. marek. Najprawdopodobniej sprzedała się... jedna sztuka.
To właśnie ta, która jest obecnie na sprzedaż. Dociekliwi zauważą zapewne, że po sieci krążą też zdjęcia egzemplarza srebrnego, różniącego się detalami - i będą mieć rację. Srebrne auto to prototyp. Pewności co do całkowitej liczby zbudowanych egzemplarzy nie ma - sprzedający twierdzi, że to jedno i to samo auto, zmodyfikowane i przemalowane w 1990 r., ale trudno powiedzieć, ile w tym prawdy. Raczej nie będziemy jednak potrzebowali więcej niż dwóch, góra trzech palców u ręki, by zliczyć wszystkie B300 Gullwing na świecie.
Oprócz wariantu Gullwing, Boschert oferował też wersję z konwencjonalnymi drzwiami, noszącą oznaczenie „Sport”. Sumarycznie miało powstać 300 egzemplarzy obu wersji, ale ta liczba pozostała znacznie poza zasięgiem. Znalezienie jakiegokolwiek Boscherta B300 na sprzedaż zwykle graniczy z cudem, więc w zasadzie nie istnieje coś takiego jak typowa cena dla tego modelu.
Czyli mamy drogiego i rzadkiego, ale i powolnego 30-letniego Mercedesa?
Prawie. Do wykreślenia nadaje się słowo „powolny”, ponieważ Hartmut Boschert zajął się również silnikiem. Silnik M103 został doposażony w dwie turbosprężarki Garrett, nowy układ wydechowy i kilka innych elementów, dzięki czemu zamiast seryjnych 190 KM osiąga ponad 280 - choć są i źródła mówiące o mocy na poziomie 320 KM. Prędkość maksymalna to 258 km/h, a za przeniesienie napędu odpowiada 5-stopniowy manual. Jak dotąd auto przejechało 38 tys. km, od 2005 r. jest w rękach jednego właściciela.
Problem w tym, że w tej chwili trzeba wrócić do kwestii ceny, która jest z kosmosu. Niby sam samochód też, więc wszystko by się zgadzało, ale serio, milion euro? Nie. Po prostu nie. Wolałbym już dopłacić kolejne 500 tys. euro do Isdery Commendatore 112i, gdyby akurat była na sprzedaż. Bo o ile rozumiem radość z posiadania jedynego takiego na świecie, to w moim odczuciu dość mocno koliduje to z dyskusyjnym wyglądem Boscherta, jego seryjną deską rozdzielczą i dobrymi, ale mimo wszystko wcale nie rewelacyjnymi osiągami. A Isdera też ma drzwi typu „skrzydła mewy”. Bo też miała być następcą Mercedesa 300 SL.