Wraca legendarna nazwa XM. Niestety, na tym koniec dobrych wiadomości
Przez moment łudziłem się, że do produkcji wróci wspaniały XM, choćby nawet w wersji elektrycznej. Nic z tych rzeczy, po prostu komuś w BMW zabrakło kreatywności.
Pamiętacie takiego starego Mercedesa „strichachtera”, zwanego u nas też „trapezem” albo „przejściówką”? Jego oznaczenie fabryczne to W114/115, a poszczególne modele miały oznaczenia cyfrowo-literowe, gdzie cyfry odnosiły się do pojemności silnika, natomiast D oznaczało diesla. Z 2,2-litrowym dieslem ten model nazywał się 220 D. No i fajnie.
Potem, już w latach dwutysięcznych, Lexus postanowił zrobić swojego diesla, bo wtedy diesle to był cały szał. I zrobił, na bazie sedana IS. Miał diesla 2.2, więc nazwano go... IS 220d. Świetnie.
Gorsze nie mogło być BMW. Seria 2 z dwulitrowym dieslem, jak ją nazwiemy? Aha, wiem: 220d. Tym sposobem istnieją trzy samochody marek premium z oznaczeniem 220d. Brawa za kreatywność.
Co to ma wspólnego z XM?
Nie wiem jak Wam, ale mnie XM kojarzy się z tym:
Zupełnie nie kojarzy mi się natomiast z tym:
Tak, tyle pokazano w ramach zajawki i tak, to będzie BMW. Dysproporcja między podświetlonymi nerkami a lampami osiągnęła już rozmiary kosmiczne, ale bez obaw. Cały samochód będzie jeszcze bardziej dysproporcjonalny. Będzie to ogromny SUV, który w kamuflażu prezentuje się mniej więcej tak:
Dla porządku powiem, że ten gigantyczny pojazd (ależ oni walczą o planetę!) będzie miał układ plug-in hybrid, a w topowej odmianie z V8 ma rozwinąć 700 KM. Chodzi o to, że nie brakuje ponoć klientów, którzy chcieliby mieć zarówno BMW z serii M, jak i SUV-a jednocześnie, ale pożądają osobnego modelu od X5 M i X7 M, tak żeby było od razu widać, że mają coś innego i to coś jest najdroższe ze wszystkich. I to coś ma nazywać się XM, żeby się wyróżnić. No świetnie się wyróżnili. Następnego niech nazwą C6. A nie, czekaj, to już zrobiło Audi i Chevrolet Corvette.
Nie to, żebym się przejmował, jak nazwą jakiś model BMW
Rozumiem ich zamysł, ma być X jak inne SUV-y i M jak Motorsport. Mogłoby być też MX, jak M1, M2, M3 i tak dalej. Przewidziałem to, tworząc mema już w 2015 r.:
Bawi mnie jednak, że BMW jest tak pewne swego i nazywa nowy – zapewne jeden z najdroższych w gamie modeli – nazwą innego samochodu. Zapewne uznano, że klienci mają pamięć złotej rybki i żadnego XM-a już nie pamiętają, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych i Chinach. I pewnie mają rację, bo tylko Europejczycy interesują się takimi dziwactwami jak Citroen XM. Dla reszty świata tym prawdziwym, kanonicznym XM-em będzie bulwiaste, 700-konne BMW, i będą o nim marzyć, dając mu serduszka na insta, podczas gdy u tych dziwnych mieszkańców małego półwyspu na zachodzie Azji gdzieniegdzie na ścianach będą wisieć jeszcze pożółkłe plakaty z wielkim Citroenem. Pewnie tak samo grzybowo jak ja teraz oburzali się klienci marki Studebaker, gdy Toyota wprowadzała na rynek Land Cruisera.