Portal podał, że kierowca BMW był sprawcą wypadku, a był poszkodowanym
Zawsze chętnie obwiniamy kierowców BMW o całe zło na drogach, a już zwłaszcza rozbite E36 włącza w nas tryb „ale musiał... szybko jechać”. Ten przypadek pokazuje, że lepiej być w takich sytuacjach ostrożnym z ocenami.
Jest sobie serwis warszawski, w którego nazwie pojawia się pigułka. Nie będę linkował, ale zapewne łatwo sobie go znaleźć. W ostatnich dniach zamieścił on informację o kolizji, do której doszło w stolicy. W skrócie – BMW E36 skończyło na słupie. Kierowca twierdzi, że próbował wyminąć rowerzystę, który zajechał mu drogę. Nie udało się i uderzył w słup energetyczny.
Oryginalny wpis został już skasowany, ale uczynny czytelnik podesłał nam zrzut ekranu. We wpisie było tylko to, co widać powyżej – nie za wiele treści i zdjęcia rozbitego BMW. Kierowca jednak poczuł się dotknięty wyrażeniem „prawdopodobnie z powodu niezachowania właściwej prędkości” i napisał do redakcji portalu z żądaniem wyjaśnień, dlaczego wytwarzane są fałszywe wiadomości. Twierdził też, że przybycie na miejsce pogotowia ratunkowego zostało zmyślone, bo nikomu nic się nie stało i nikt nie potrzebował pomocy.
Redakcja potraktowała go protekcjonalnie
I trwała przy rewelacjach, twierdząc że „karetka przyjechała na sam koniec”, że „pisała do nich żona kierowcy”, a piszącego zbywała tekstami w rodzaju „czas dorosnąć”. Można zresztą pooglądać sobie zrzuty ekranowe z rozmowy:
Nie zdziwiłbym się, gdyby na tym się skończyło, ale nie – redakcja usunęła wpis o rozbitym BMW zarówno ze swojej witryny WWW, jak i z Facebooka. To trochę jakby się przyznali, że coś jednak mogło być nie tak.
Nawet domyślam się co
BMW wjechało w słup energetyczny i trochę się pogniotło – w sumie niewiele tu treści do napisania. Może gdyby znaleźć kierowcę, udałoby się z tego sklecić jakąś historię, ale pewnie nie było takiej możliwości. Chociaż sytuacja, w której rowerzysta spowodował kolizję, a poszkodowany był kierowca BMW E36, brzmi jak dobry temat na wpis. Ale redaktorzy portalu mogli tego nie wiedzieć, a coś trzeba było napisać. No to, trzymając się tego samego stylu, prawdopodobnie ktoś wpadł na pomysł, żeby dopisać o „prawdopodobnym niezachowaniu właściwej prędkości”. Przecież według rachunku internetowego prawdopodobieństwa nie mogło być inaczej niż tak, że właściciel BMW chciał sobie podriftować na ulicy i stracił panowanie nad pojazdem. Dobra, to piszmy, dodajmy prawdopodobnie, a na końcu coś o karetce i już, można pruć, i już lecą kliki. Choć dziwne, że nie padło nic na temat koro... (nie napiszę tego, żeby nie indeksować tego w wyszukiwarce).
Nie wiem, czy wyniknie z tego proces sądowy
Nawet jeśli tak, to pewnie niewiele z niego wyjdzie. Każdego można oskarżyć o naruszenie dóbr osobistych, ale na zdjęciach nie widać tablic, a w Warszawie nie brakuje E36. Na pewno natomiast znając tę sytuację podchodzić ostrożnie do każdego opisu wypadku, w którym brało udział BMW. Być może było zupełnie inaczej niż napisano, a napisano akurat tak, bo wypadki z udziałem BMW przeważnie są bardzo medialne. Przypomnę, że po jednym wypadku w Warszawie (BMW w charakterystycznym kolorze) całą ulicę upstrzono niezwykle trudnymi do przejechania „poduszkowymi” progami zwalniającymi z ostrymi zakończeniami. Zamiast wprowadzić tam infrastrukturę wymuszającą utrzymywanie stałej niskiej prędkości (np. wąskie pasy, które meandrują, niskie progi typu holenderskiego po których można jechać 30 km/h, plastikowe separatory), zmusza się teraz wszystkich do bezustannego przyspieszania i hamowania. Ale to temat na osobny wpis, a póki co – nie przypisujcie z góry winy wszystkim kierowcom E36. Nawet wśród nich zdarzają się bezpieczni i odpowiedzialni uczestnicy ruchu.