Lepiej złamać zakaz ruchu niż dojść 180 metrów z parkingu. Tak wygląda nowoczesny spacer
Wspaniała pogoda skłoniła gdynian do spacerów w miniony wielkanocny weekend. Wiele osób wybrało się na plażę Babie Doły, ale dla niektórych dojście 180 metrów z parkingu okazało się zbyt dużym wyzwaniem. Na szczęście można tam złamać zakaz ruchu.
Babie Doły to urocza lokalizacja na północnym krańcu Gdyni. Znajduje się tam plaża z widokiem na ruinę stojącego w wodach zatoki budynku torpedowni. To wspaniałe miejsce na wielkanocny spacer, ale jest pewien problem. Darmowy parking dla samochodów osobowych jest oddalony o 180 metrów od zejścia na plażę. Ten dystans zdaje się przerastać część odwiedzających. Na szczęście droga nie kończy się na parkingu, a ciągnie się dalej. Sęk w tym, że ostatni odcinek prowadzi do pętli autobusowej (czynnej jedynie w sezonie letnim). Nie każdy może z niego korzystać, bowiem obowiązuje tam znak B-1, czyli zakaz ruchu w obu kierunkach, z tabliczką „nie dotyczy rowerów, ZKM i służb miejskich”. Myślicie, że to problem dla spacerowiczów?
Jak się pewnie domyślacie, pusty plac nieczynnej jeszcze przed sezonem pętli jest pokusą, której część przybyłych nie potrafiła się oprzeć. A że dojazd do niej jest zakazany, to co z tego? Szlabanu nie ma, radiowóz też żaden nie stoi, to przecież można, co nie?
No jednak nie można, a za niestosowanie się do znaku drogowego "zakaz ruchu w obu kierunkach" można otrzymać mandat karny w wysokości do 500 zł. Jeżeli kierowca umyślnie zignoruje znak B-1 i wywoła dodatkowe niebezpieczeństwo wśród innych uczestników ruchu, to kwota mandatu może wzrosnąć nawet dziesięciokrotnie.
Ja rozumiem, że nie wszyscy w Trójmieście mieszkają blisko plaży i dla większości konieczne jest użycie jakiegoś środka transportu, żeby dostać się do krańca lądu. Ale czy przejście 180 metrów z parkingu do zejścia na plaże to proszenie o zbyt wiele? Oto zdjęcie pętli autobusowej wykonane przedwczoraj, czyli 31 marca 2024 r. Kierowca każdego z widocznych samochodów powinien zostać ukarany mandatem.
Domyślam się, że część kierowców, którzy udali się na pętlę, mogła tak uczynić ze względu na duży ruch tego dnia i ciasnotę na placu przeznaczonym do parkowania. Należy pamiętać, że tłok na parkingu nie zwalnia nikogo z konieczności przestrzegania przepisów.
Ci, którym nie udało się zaparkować, mogli wycofać się i zostawić samochód na placu zlokalizowanym o kolejne 150 metrów w górę drogi, przed wjazdem do jednostki wojskowej. No ale wtedy pasażerowie, a przynajmniej kierowca, musieliby dojść jakieś 320 metrów - słownie: trzysta dwadzieścia metrów. Wyobrażacie sobie musieć iść taki kawał? Lepiej wjechać pod zakaz - proste.
Babie Doły kontra zakaz ruchu
Ignorancja wobec znaku B-1 w tym miejscu nie jest niczym nowym. W sierpniu ubiegłego roku doszło do kuriozalnej sytuacji, kiedy to samochody plażowiczów zaatakowały pętlę autobusową niczym szarańcza. Uniemożliwiło to autobusom korzystanie z krańcówki. Pasażerowie przybywający komunikacją miejską byli zmuszeni dojść ostatnie półtora kilometra do plaży piechotą. O wszystkim pisał portal gdynia.pl.
W tym roku, kiedy przyjdzie lato i autobusy ponownie ruszą w kierunku plaży, prawdopodobnie będzie podobnie. Jak rozwiązać ten problem? Szlaban na pilota sterowany przez kierowców autobusów ostudziłby zakusy „spacerowiczów”.