Koniec metody na obcokrajowca. Donosisz albo tracisz samochód
Rząd postanowił rozprawić się z jedną z największych patologii funkcjonujących w polskiej rzeczywistości. Już się nie wyłgasz ze zdjęcia z fotoradaru kolegą z Ukrainy.

Zdjęcia z fotoradaru to objaw pewnej słabości państwa. Mimo że sieć tych urządzeń coraz szczelniej pokrywa Polskę, to kierowcy znaleźli sposób, żeby wyłgać się od odpowiedzialności. Tajemnicą poliszynela jest to, że niskie przekroczenia są praktycznie nieegzekwowalne, bo po prostu nie opłaca się ścigać kierowców, którzy popełnili wykroczenia na kwotę 100 czy 200 zł. Cała procedura kosztuje wielokrotnie więcej.
Jednak nawet ci, którzy srogą przekroczą prędkość potrafią uniknąć kary. Czas na pewien rys historyczny. Przez lata do właściciela pojazdu przychodziło pismo z prośbą o wskazanie kierowcy, który popełnił wykroczenie. Najczęściej albo zasłaniano się niepamięcią, albo wskazywało członka rodziny, np. żonę czy babcię, żeby to na ich konto poszły punkty karne, a właściciel płacił tylko mandat. Słusznie uważano, że pieniądze to nic, bo zawsze można je zarobić, natomiast punkty karne mogą być pewnym utrudnieniem.
Żeby walczyć z tą patologią wprowadzono surowsze przepisy, w tym grzywnę za niewskazanie sprawcy wykroczenia. Wizja zapłaty kilku tysięcy złotych skutecznie odświeżała pamięć. Jednak nie na wszystkich to wystarczało. Część szybko znalazła nowe rozwiązanie, które nie miało wad. W związku z konfliktem za naszą wschodnią granicą w Polsce pojawiło się miliony Ukraińców. Sprytni kierowcy szybko odkryli, że można ich wykorzystać do wielu rzeczy. Standardem w przypadku braku ciągłości OC stały się umowy zawierane z Ukraińcami, które przerzucały na nich ciężar zapłaty grzywny za brak OC, przy czym nikt nie powiedział, że te nazwiska faktycznie istniały. Po prostu polskie organy nie miały jak tego zweryfikować. Podobnie postępują właściciele samochodów uchwyconych w oku fotoradaru. Wskazują, że w dniu takim i takim samochód prowadził ich kolega z Ukrainy, ataman kozacki Jurko Bohun, ale obecnie wyjechał pod Zbaraż i nie ma z nim kontaktu.

Tym sposobem państwo polskie jest bezradne. Nie może ukarać właściciela, bo ten wskazał, kto prowadził samochód. Nie może ukarać Jurka Bohuna, bo ten nie istnieje. I tym sposobem prawie połowa kar z fotoradarów nie jest egzekwowana. Chociaż nie pochwalam łamania prawa, to muszę przyznać, że jest w tym pewna finezja. Ale wszystko wskazuje na to, że to się skończy. I to brutalnie.
Koniec metody "na Ukraińca". Wskazuj albo płacz
Sejmowa Komisja Infrastruktury zajęła się tym tematem na swoim ostatnim posiedzeniu. Według proponowanych przepisów to właściciel pojazdu będzie domyślnym sprawcą wykroczenia i to na nim będzie ciążył obowiązek udowodnienia, że to nie on prowadził samochód. Dostanie na to aż 90 dni. Po tym czasie, jeżeli nie wskaże kierującego, ani nie przyzna się do popełnionego czynu, to zostanie na niego nałożona grzywna za niewskazanie sprawcy. Jeżeli w ciągu następnych trzech miesięcy nadal będzie uchylał się od odpowiedzi, to trafi na czarną listę, która będzie figurować CEPiK. W przypadku kontroli drogowej policjant sprawdzi nazwisko kierowcy w bazie i jeżeli będzie na czarnej liście, to zatrzyma dowód rejestracyjny, aż komuś wróci pamięć.
AAAA POLAKA RODAKA BIJĄ
Spokojnie. Obcokrajowców też. Jeżeli nie zapłacą mandatu za wykroczenie popełnione w Polsce, to również trafią na taką listę. W ich przypadku kolejna kontrola drogowa skutkować będzie zatrzymaniem pojazdu do czasu uregulowania należności.
Nowe przepisy mają wejść w życie jeszcze w tym roku. Całkiem niezły pomysł, ale jest pewien szkopuł. Otóż trzeba trafić na taką kontrolę drogową. A z tym może być problem.
Więcej o bezpieczeństwie w ruchu drogowym znajdziecie w: