Przeżyłem włamanie do grata. Nie ma na to dobrej tabelki
Kilka lat temu padłem ofiarą przestępstwa z samochodem w tle, którego scenariusz jest tak samo prawdopodobny, jak przysłowiowy pies zjadający pracę domową. A jednak, tak było. Nie zmyślam.

Sprawa wydarzyła się latem 2018 roku i w tamtym czasie rozniosła się dość szerokim echem wśród graciarskiej braci. Sytuacyjna wzmianka pojawiła się nawet ukradkiem w motoryzacyjnej prasie, a ludzie przekazywali sobie informacje między sobą. Historia ostatecznie zakończyła się pełnym happy endem, ale sama nie została nigdzie spisana.
Nic nie zapowiadało późniejszego biegu wydarzeń
Pewnego weekendowego dnia organizowałem dla Automobilklubu Polski rundę Mistrzostw Okręgu Warszawskiego Pojazdów Zabytkowych, czyli po prostu rajd turystyczno-nawigacyjny dla graciarzy. Impreza odbywała się w rejonie Legionowa i Serocka. Na jej trasie ustawionych było kilka punktów orientacyjnych, gdzie należało wykonać zadania turystyczne, a jednym z owych punktów był samochód Yugo Florida.
Po zakończeniu wydarzenia miałem go zabrać do domu, lecz niestety przerosła mnie logistyka. Auto stało daleko, potrzebowałem drugiej osoby do pomocy, a że było już późno, postanowiłem wrócić nazajutrz. A później jeszcze jednego dnia później. W końcu pojechałem dnia trzeciego.
Zbóje zdemolowali Yugo Florida
Jakie jest prawdopodobieństwo, że będąc oprychem, który szabruje zaparkowane samochody w poszukiwaniu łatwego zarobku, włamiesz się akurat do Yugo Florida? Zapewne mniej więcej takie samo, jak postawienie rzuconej dwuzłotówki na kancie.
Zaczęło się od tego, że po przyjechaniu wraz z kolegą na miejsce, zamiast samochodu zastaliśmy plamę płynu i kilka okruchów potłuczonego szkła. Starając się zachować spokój, wykonałem telefon do służb, gdzie po zgłoszeniu zniknięcia samochodu ze wskazanego miejsca dostałem odpowiedź zwrotną, że temat jest już znany. W uproszczeniu, samochód został zniszczony przez wandali i odholowany na parking depozytowy. Obecnie nie pamiętam, dokąd dokładnie dzwoniłem, taki bardzo byłem wtedy rozemocjonowany, ale taki z grubsza był przekaz telefoniczny.
Zbóje zostali schwytani na gorącym uczynku
Teren, na którym doszło do zdarzenia, podlegał pod komisariat policji w Serocku. Trafiłem tam w idealnym momencie, kiedy matka jednego ze schwytanych złoczyńców wykłócała się z policjantem w dyżurce, że młody nic złego przecież nie zrobił. Wtedy jeszcze nie znałem całej prawdy i nie wiedziałem, co dokładnie zaszło.
A zdarzyło się to, że trzech troglodytów namierzyło zaparkowany automobil i postanowiło pozyskać z niego kilka części. Mieli tego pecha, że zupełnie przypadkiem okolicę patrolowali policjanci nieoznakowanym radiowozem. Zostali złapani na gorącym uczynku i odwiezieni na komisariat.
Co wzbudziło zainteresowanie policjantów? To, że panowie zachowywali się zbyt głośno? Pili alkohol w miejscu publicznym? A może to, że opierali się o przewrócony na bok samochód? Trudno stwierdzić.
Samochód był mocno okaleczony
Składając zeznania, nie znałem stanu poobijanego Yugo. Sytuacja była absurdalna, bo policjant z jednej strony oczekiwał ode mnie opisania uszkodzeń i oszacowania strat, a zarazem nie był w stanie udostępnić mi żadnych fotografii samochodu. Wóz stał na parkingu depozytowym i tego dnia nie było już możliwości, aby się do niego dostać. Próbowałem sobie więc wyobrazić, jak mógł wyglądać samochód po wywrotce na bok.
Dopiero kolejnego dnia mogłem ocenić pełną skalę zniszczeń. Cały lewy bok auta był pognieciony i porysowany. Wcześniej została wybita szyba w przednich drzwiach, a że stało się to przed wywrotką, otwór na szkło zacisnął się do zera. Z wnętrza złoczyńcy otworzyli maskę i pobrali spod niej akumulator, a później wyrwali z mocowań oparcie tylnej kanapy, gdzie znajdowała się walizka z narzędziami. Gwoździem programu był przecięty układ wydechowy, ponieważ plat principal był katalizator - stąd przewrócenie samochodu na bok. Nie liczę pomniejszych uszkodzeń powstałych prawdopodobnie dla rozrywki, jak urwana antena czy wycieraczka tylnej szyby.



Wycena szkód okazała się być problematyczna
Sprawcy zostali schwytani, zatem było od kogo ściągnąć należność za naprawę. Problem w tym, że niemożliwa stała się rzetelna wycena powstałych szkód. Dlaczego? Bo takiego samochodu nie ma nigdzie w żadnym cenniku. Podaż na rynku wtórnym jest z kolei ujemna. Dlatego rzeczoznawca musiał robić liczne akrobacje, aby wycena była odpowiednia i zarazem wiarygodna dla sądu.
Największym problemem było zdobycie części
Wyprostowanie karoserii nie stanowiło dużego wyzwania, inaczej rzecz miała się ze stłuczoną szybą w przednich drzwiach. Na szczęście, graciarska brać okazała ogromną solidarność, tak że niedługo po obwieszczeniu światu tego, co się wydarzyło, zaczęły napływać do mnie pierwsze oferty. A to ktoś miał w piwnicy komplet szyb do Floridy kupiony w Damisie, a to ktoś jechał do Serbii na wakacje i może czegoś poszukać, a to ktoś inny mógłby szybę dorobić, i takie różne. Raczej nie byłoby takiego poruszenia, gdyby aktem wandalizmu padł np. Volkswagen Golf.
Sprawcy zostali ukarani i pokryli szkody naprawy
Sam temat trafił zaś do sądu, ale musiał przeleżeć tam trochę czasu. Pomijając niezbyt wysoki priorytet, pechowo przez kulę ziemską przetaczała się akurat pandemia, tak że sprawa mocno się opóźniła. Finalnie rozprawa odbyła się dopiero w 2021 roku.
Podczas rozprawy herszt bandy wspiął się na wyżyny swojego intelektu i oznajmił, że samochód przewrócił sam, a koledzy po prostu przypadkiem przejeżdżali obok. To brzmi sensownie: Twój kolega właśnie położył czyjeś auto na boku i wycina mu narządy, a Ty po prostu go zagadujesz, jak gdyby nic się nie działo - typowy dzień w biurze, nic nadzwyczajnego.
Wszystko okazało się na tyle oczywiste, że rozstrzygnięcie zapadło już po pierwszej rozprawie. Trzej fachowcy zostali uznani za winnych, a ja miałem otrzymać od nich zadośćuczynienie za poniesione straty. Poza naprawą, bo do tego czasu Florida wróciła już do formy, w koszty wrzuciłem również parking depozytowy i wożenie wozu lawetą z miejsca na miejsce.
A Yugo Florida po tej akcji zyskało u mnie dożywocie. Chociaż jest to niewątpliwie syndrom sztokholmski.






































