Wypadek Sebastiana M. na A1: po zdarzeniu powstały dwie policyjne notatki, które sobie przeczą
Rzeczniczka łódzkiej policji zapewnia, że Sebastian M. podejrzany o spowodowanie tragicznego wypadku na autostradzie A1, nie ma powiązań rodzinnych z policją. Ale w sprawie wychodzą na jaw kolejne zastanawiające kwestie.
Sprawa Sebastiana M, który jest podejrzany o spowodowanie na autostradzie A1 wypadku, w którym zginęła rodzina z dzieckiem, jest oburzająca co najmniej z kilku powodów. Nie chodzi tylko o poziom brawury i bezmyślności, jakim wykazał się sprawca (oceniono, że jechał nawet 308 km/h), ale i o zachowanie służb po wypadku. Można było odnieść wrażenie, że policja chce zatuszować sprawę i nie przypisywać 32-latkowi kierującemu BMW winy. Czy to celowe działanie? Jak podaje „Rzeczpospolita”, zbadanie tej sprawy zlecił minister sprawiedliwości.
Sprawę prowadzi prokuratura w Warszawie
Na miejscu zdarzenia znaleziono spalony wrak Kii, a 200 metrów dalej stało BMW z uszkodzonym przodem. Jak podaje „Rz”, „policjanci wyspecjalizowani w badaniu wypadków drogowych powinni dostrzec związek przyczynowo-skutkowy”. Mimo tego, policjanci początkowo trzymali się wersji, według której BMW nie uczestniczyło w wypadku, a pożar był efektem „nieustalonego zjechania samochodu marki Kia i uderzenia w bariery”. Wersję wydarzeń zmieniono dopiero, gdy o sprawie zrobiło się głośno, m.in. za sprawą nagrania z kamery innego kierowcy.
Więcej na temat tego wypadku znajdziesz tutaj:
Jednak początkowo policja i piotrkowska prokuratura kwestionowały udział bmw w wypadku, twierdząc, że „doszło do nieustalonego zjechania samochodu marki Kia i uderzenia w bariery”. Dopiero pod naciskiem ujawnionego przez internautów nagrania (od postronnego kierowcy) pierwotną narrację zmieniono.
Istnieją dwie policyjne notatki z miejsca zdarzenia
Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie to, że obydwie przeczą sobie nawzajem. Pierwsza jest standardowa i opisuje przebieg zdarzenia, w tym udział BMW. Potem pojawiła się jednak druga notatka, zgodna z wersją kierowcy BMW, zaprzeczającego, że uczestniczył w wypadku. Jak podaje „Rzeczpospolita”, drugą notatkę sporządził wysoki oficer policji. Miała powstać przed przesłuchaniem Sebastiana M, jest jednak zgodna z tym, co podejrzany potem zeznał.
Policyjne notatki to nie wszystko
Dziwnych tropów w sprawie jest według „Rzeczpospolitej” więcej. Do wypadku przyjechało kilkunastu funkcjonariuszy z Komendy Miejskiej w Piotrkowie Trybunalskim, a oprócz tego biegły i prokurator. Ten ostatni – na podstawie ustaleń policji – uznał, by nie zatrzymywać Sebastiana M. Zabrakło policyjnych techników, dochodzeniowców czy policjantów z prewencji zabezpieczających trasę.
Jak podaje rzeczniczka łódzkiej policji, podejrzany nie ma powiązań rodzinnych z policją. Znaków zapytania w sprawie jest jednak niepokojąco wiele. W internecie nie brakuje opinii, że gdyby nie film nagrany przez przypadkowego, jadącego w drugą stronę kierowcę, sprawa zostałaby już dawno zamieciona pod dywan, a domniemany sprawca nie poniósłby żadnych konsekwencji. Dlaczego? Może kiedyś się tego dowiemy. Jak na razie, Sebastian M. pozostaje w Dubaju. Jego wniosek o list żelazny wciąż jest rozpatrywany przez sąd.