Lepiej przyzwyczajcie się do tego dźwięku. Tak brzmi Volkswagen ID.3 (i przyszłość)
Choć akurat według niektórych osób w naszej redakcji brzmi to raczej jak odgłos mordowanych gdzieś w oddali mew. Aczkolwiek nasze skojarzenia nie mają nic do rzeczy - z roku na rok, powoli, bo powoli, ale jednak, takich dźwięków będzie na ulicach coraz więcej.
Od razu zaznaczę, że jestem zdecydowanym przeciwnikiem przepisów, zgodnie z którymi samochody elektryczne muszą wydawać jakiekolwiek dźwięki. Jakby na sprawę nie patrzeć, to właśnie m.in. ich bezgłośna (ok - prawie bezgłośna) praca jest jednym z ich największych atutów. Gdyby przetaczający się nieopodal mojego domu wielogodzinny korek składał się wyłącznie z samochodów elektrycznych, pewnie nawet nie słyszałbym, że się tam tworzy i przejeżdża.
Niestety zdecydowano, że samochody elektryczne są... za ciche, więc muszą hałasować, żeby przypadkiem ktoś pod nie nie wpadł. Szkoda, wielka szkoda (że będą hałasować, a nie, że ktoś pod nie dzięki hałasowi nie wpadnie), ale daje to producentom nowe pole do popisu. Mogą dowolnie komponować dźwięki, które będą wydawać ich auta w określonych warunkach, bez ograniczania się jedynie do kompozycji wybuchowo-wydechowych.
I w przypadku ID.3, czyli elektrycznego odpowiednika Golfa, brzmi to tak.
Czy faktycznie podczas nagrywania tego utworu ucierpiały jakieś mewy? Tego niestety nie wiadomo. Wiemy natomiast, że kompozycja została stworzona przy współpracy z kompozytorem Lesliem Mandokim. Wiemy też, że elektryczny ID.3 będzie ją odgrywał podczas ruszania, cofania, a także podczas jazdy z prędkością do 30 km/h.
Powyżej tej prędkości auto ma być już tyle słyszalne (m.in. hałas z opon), że dodatkowe dźwięki nie będą potrzebne. Przynajmniej na zewnątrz - w środku odgłosy te mają się pojawiać zawsze i mają być uzależnione od prędkości oraz poziomu wciśnięcia pedału przyspieszenia. Co w sumie nie jest takie nierozsądne, bo samochody elektryczne mają to do siebie, że bardzo łatwo i bardzo szybko można w nich przekroczyć dozwoloną prędkość, nawet nie mając o tym pojęcia.
A co na to inni?
Swoje propozycje w kategorii robienia hałasu już od dawna ma Nissan. Przykładowo tutaj starszy Leaf:
Tutaj ta sama firma, ale z trochę nowszym i przyjemniejszym dla ucha dźwiękiem:
Tutaj z kolei BMW i efekty współpracy tej marki z Hansem Zimmerem:
Audi? Już lata temu miało swój zestaw dźwięków:
A teraz ma oczywiście nowy:
Porsche? Tak, Porsche kasuje nawet za lepszy dźwięk 500 dolarów:
I jeszcze EQC. Słychać tutaj zresztą różnicę między hałasem generowanym przez samochód z silnikiem spalinowym, a przez auto elektryczne... nawet wyposażone w dodatkowy generator dźwięku.
I tutaj pojawia się pytanie.
Z jednej strony dźwięk silnika to element tak charakterystycznych dla niektórych marek/modeli, że czasem bez patrzenia jesteśmy w stanie rozpoznać, co właśnie koło nas przejeżdża. Przeniesienie tej różnorodności do samochodów elektrycznych wydaje się więc jak najbardziej naturalne.
Z drugiej strony - od samego przesłuchania tych kilku nagrań z wyciem, piszczeniem i szuraniem człowiek zastanawia się, jak będzie brzmieć miasto, w którym jeździć będą tysiące takich aut. Choć pewnie i tak akustycznie będzie lepiej, niż gdyby wszystkie te auta były np. dieslami (nie, pięciocylindrowe diesle nie brzmią dobrze, przestańmy napędzać to kłamstwo).