Jeśli podpalisz swoje auto na złość nieudolnemu ASO, to raczej na tym nie wygrasz
Opcji, co można zrobić gdy ASO uporczywie nie chce naprawić zepsutego auta, jest kilka. Zapewne jednak nie wpadlibyście na to, by wadliwe auto spalić - zwłaszcza jeśli to Mercedes-AMG GT 63 S.
Wielu z nas albo osobiście spotkało się, albo przynajmniej słyszało o problemach rodem z autoryzowanych stacji obsługi. Niska kultura obsługi jest w tym wszystkim najmniej istotna, bo regularnie zdarzają się uwagi dotyczące jakości usług tam świadczonych. A jeśli niską jakość usług świadczonych przez ASO zestawimy z awaryjnością samochodu daleko wykraczającą poza granice zdrowego rozsądku, to tworzy się z tego mieszanka wybuchowa.
Z taką sytuacją miał do czynienia rosyjski vlogger
Michaił Litvin, bo o nim mowa, nabył Mercedesa-AMG GT 63 S. W telegraficznym skrócie: chodzi o mierzącego nieco ponad 5 m długości liftbacka napędzanego 4-litrowym silnikiem V8 osiągającym 639 KM i okrągłe 900 Nm. Takie parametry pozwalają na katapultowanie pojazdu do 100 km/h w 3,2 s i rozpędzenie się do 315 km/h (co jest wartością ograniczoną elektronicznie).
A raczej pozwalałyby, gdyby nie taki szkopuł, że nowy Mercedes Litvina zepsuł się niedługo po odebraniu auta z salonu... a potem jeszcze kilka razy. Zdarza się - zepsuło się, to się naprawi, prawda?
No więc nie
Szczegółów dotyczących usterki niestety nie podano - przynajmniej w ostatnim filmie opublikowanym na portalu YouTube. Podobno coś można znaleźć na Instagramie vloggera, ale ponieważ profil jest prywatny, a do czasu publikacji tekstu nie doczekałem się zaakceptowania mojej prośby o obserwację, to w tej chwili detali podać niestety nie mogę.
Tym niemniej wiadomo, że rosyjskie ASO napsuło krwi panu Michaiłowi. Mercedes-AMG GT 63 S trafiał do serwisu pięć razy, przy czym za każdym razem obsługa albo szukała wymówek, by auta nie naprawiać, albo po prostu odstawiała je w kąt parkingu na kilka tygodni - oczywiście nic w tym czasie z pojazdem nie robiąc.
Miarka się przebrała
We wspomnianym filmie na YouTubie - który możecie obejrzeć poniżej - widzimy, jak Litvin podjeżdża matowoczarnym Mercedesem na kawałek pola, po czym oblewa całe auto benzyną i podpala. Vlogger był jednak przewidujący i zapewnił sobie transport powrotny w postaci Zaporożca. Akcja właściwa zaczyna się mniej więcej od 5 minuty - o ile ktoś ma na tyle mocne nerwy, by oglądać podpalanie całkiem fajnego auta. Najwidoczniej sporo osób takie nerwy ma, bo w ciągu doby film obejrzało już ponad 7,2 mln ludzi.
Niszczenie swoich aut w ramach protestu jest ostatnio dziwnie popularne
Mikhail Litvin nie jest pierwszą osobą, która zdecydowała się na taki krok. Rok temu inny Rosjanin zrzucił z helikoptera swojego Mercedesa-AMG G 63, a na Autoblogu pisaliśmy m.in. o właścicielu Chevroleta Camaro, który pociął klasyka na kawałki, bo miał dość „kopaczy w opony” oferujących zbyt niskie kwoty za samochód. Podobny los spotkał Dodge'a Chargera.
W każdym razie nie do końca rozumiem, co spalenie auta miało dać Rosjaninowi, poza ewentualną większą rozpoznawalnością. Wiadomo jednak, że na światło dzienne wypłynął fragment nagrania z kamerki internetowej z reakcją jednego z szefów marki po obejrzeniu filmu z aktem spalenia liftbacka AMG. I tak, wiem, że oni to nazywają „4-door Coupe”, tylko że to ani 4-drzwiowe, ani coupe. W każdym razie nikomu nie mówcie, że to tu widzieliście.