W Tesli Model Y musisz dotykać ekranu, żeby wycofać. Tego już za wiele
Pod moim domem stoi właśnie Tesla Model Y Juniper, czyli odmiana po liftingu. Żeby wyjechać nią na przejażdżkę, muszę się porządnie naklikać.

Albo na tunelu środkowym, albo za kierownicą, jeśli jechaliśmy autem amerykańskim lub Mercedesem - oto miejsca, w których kiedyś umieszczano drążek do zmiany przełożeń w skrzyni automatycznej. Ktoś, kto wsiadał do obcego wozu, mógł się w nim odnaleźć i ruszyć w ciągu kilkunastu sekund. Ale teraz sprawa się skomplikowała.
Klasyczne lewarki odjeżdżają już do lamusa
Coraz rzadziej można spotkać dźwignię na środku, którą trzeba po prostu przesunąć. Producenci kombinują z pokrętłami i przyciskami, a obecnie najgorętszym trendem jest przeniesienie obsługi kierunku jazdy za kierownicę. Tak, jak kiedyś w Mercedesie, ale teraz nie zawsze oznacza to usunięcie prawej manetki do obsługi wycieraczek. W niektórych wozach należy ruszać dźwigienką w górę i w dół, w innych należy ją przekręcać. Można się do tego szybko przyzwyczaić, a dodatkową korzyścią jest pojawienie się dodatkowej przestrzeni na schowki albo ładowarki do telefonu na konsoli środkowej.
Tesla idzie o pięć kroków dalej

Powoli przyzwyczajamy się już do tego, że dotykanie ekranu jest niezbędne, jeśli chcemy ustawić coś w świecie klimatyzacji albo ustawień auta. Dotychczas w większości aut respektowano jednak wyświetlaczowe tabu i pewnych funkcji na taflę szkła nie przenoszono.
To się powoli zmienia - przede wszystkim za sprawą Tesli i kilku firm (Volvo EX30, patrzę na ciebie), które posyłają Tesli długie, zalotne spojrzenia. Właśnie jeżdżę najnowszym Modelem Y. To już nie jest elektryczne dziwactwo dla odważnych, a najpopularniejszy samochód na świecie przez dwa lata z rzędu. Teraz sprzedaż Modelu Y spada, ale to raczej chwilowe zawirowania związane z wprowadzaniem na rynku odmiany po modernizacji - tej, która stoi pod moim domem.
Aby pojechać, trzeba klikać
Nie jest to absolutna nowość w Tesli, ale ja akurat nie miałem jeszcze okazji bliżej poznać Modelu Y, więc na początku byłem zszokowany. Teraz, po paru dobrych godzinach za kierownicą, szok minął tylko trochę.

Jak ruszyć Modelem Y? Trzeba usadowić się za kierownicą, zapiąć pas i wcisnąć hamulec. Co dalej? Nie ma tu żadnej dźwigienki ani pokrętła. Spójrz na ekran. Kierunkiem jazdy steruje się, przesuwając palcem po wyświetlaczu - tak, jakbyśmy ustawiali nawiewy.
Auto samo proponuje, w którą stronę jechać
Gdy sytuacja jest dość prosta - czyli np. stoimy zaparkowani tyłem, a za nami stoi inny wóz albo ściana - Tesla sama „podpowiada”, w którą stronę jedziemy. Wystarczy lekko dodać gazu.

Gorzej, gdy trzeba zmienić kierunek jazdy podczas parkowania, zwłaszcza ciasnego. Sięganie co chwilę do ekranu i wykonywanie dość precyzyjnego ruchu nie jest tak intuicyjne, jak ruszanie dźwigienką. Podobnie problematyczne może być zawracanie na ulicy albo inne „nietypowe” manewry. Kwestię parkowania można co prawda oddać w ręce maszyny, bo tutejszy system radzi sobie z tym świetnie - ale raz, że to mimo wszystko stresujące, a dwa, że nie każde miejsce, w którym da się zaparkować, Tesla wykrywa.
To już przesada
Co jeśli ekran się zepsuje, albo mamy na sobie rękawiczki? Do dyspozycji pozostają „awaryjne” przyciski na podsufitce, przy lampce do czytania. Też są niewygodne w obsłudze i nie reagują za każdym razem, gdy się je dotknie. Poziom kosmiczności Tesli poszedł moim zdaniem nieco za daleko - a to wszystko w imię redukcji kosztów, nie dajcie sobie wmówić, że chodzi o coś innego. Czekam na przyspieszanie i hamowanie obsługiwane na ekranie.

PS Gdy Modelem Y się już jakoś ruszy, reszta jest znacznie lepsza. Wrażenia z pierwszej jazdy już wkrótce.