Jak daleko możemy zajechać na jednej pensji? Zachodniej Europie możemy tylko zazdrościć
Zła wiadomość, której wszyscy się spodziewali - może i mamy stosunkowo tanie paliwo, ale i tak za jedną pensję możemy z roku na rok przejechać coraz krótszy dystans. Na szczęście jest też i dobra wiadomość.
Niestety jest to wiadomość z kategorii "sąsiadowi ukradli samochód", tj. właściwie w całej Europie w porównaniu do zeszłego roku kierowcy muszą zaciskać pasa. Choć są od tej reguły dwa wyjątki.
Wiemy, że tankowanie paliwa jest w Polsce tanie. Ale wiemy też jeszcze jedno.
Że zarabiamy inaczej (czytaj: przeważnie mniej) niż Niemcy, Francuzi czy Holendrzy. Co za tym idzie - ich teoretycznie droższe paliwo może być w rzeczywistości tańsze, a przynajmniej mniej obciążające dla domowego budżetu.
Jak to wygląda w praktyce i gdzie faktycznie paliwo jest najtańsze w odniesieniu do minimalnej pensji? Sprawdził to Rankomat i... nie, nie jesteśmy w czołówce. Tyle dobrze, że nie jesteśmy też w końcówce.
Ile paliwa można zatankować za minimalną pensję w Polsce?
Według wyliczeń serwisu Rankomat, zarabiający minimalną pensję (i to brutto, więc wyniki będą trochę zawyżone) mieszkaniec Polski może za dzienną wypłatę zatankować benzyny, która pozwoli mu na przejechanie 164 km - w zeszłym roku było to 220 km (spalanie wzięte do kalkulacji - 7,8 l). Czyli na dobrą sprawę na takiej minimalnej pensji na dzień nie przejedziemy nawet w dwie strony z Warszawy do Łodzi - a rok temu było to jeszcze możliwe.
Z olejem napędowym jest też średnio wesoło, bo rok temu za równowartość dziennej wypłaty można było zwiększyć zasięg auta o 312 km, a dziś zyskamy tylko 231 km. Gaz? Było na przejechanie 546 km, teraz zostało z tego 387 km.
Jak wygląda tankowanie paliwa w innych krajach Europy?
Na pierwszym miejscu jest bogaty Luksemburg, w którym paradoksalnie nie ma za dużo miejsca do jeżdżenia (zawsze można jechać do Niemiec). Tam za dzienną wypłatę można kupić tyle paliwa, że przejedzie się ok. 496 km, czyli mniej więcej trzykrotnie więcej niż w Polsce. Mieszkańcy tego niewielkiego kraju i tak muszą się jednak pogodzić z ograniczeniami - rok wcześniej za swoją dzienną wypłatę mogli kupić benzyny na 714 km jazdy.
Podobnie jest zresztą w przytłaczającej większości europejskich krajów. Holendrzy mogą zatankować benzyny na 313 km (było 400), Niemcy - 351 km (było 441 km), Francuzi - 322 km (było 433 km) czy Hiszpanie - 225 km.
Nie jesteśmy jednak na takim znowu szarym końcu.
Czesi mogą zatankować obecnie za równowartość dziennej wypłaty 144 dodatkowe kilometry (było 195), takim samym wynikiem mogą się pochwalić Słowacy. Grecy uzupełnią zasięg o 136 km, Bułgarzy - o zaledwie 81 km, natomiast mieszkańcy Rumunii - o 127 km.
W każdym z tych przypadków zanotowany znaczący spadek zasięgu.
Ale są i tacy, u których się poprawiło.
Przy czym przeważnie niespecjalnie efektownie. Przykładowo mieszkańcy Malty mogą przejechać dziś o 3 km więcej niż przed rokiem (253 zamiast 250 km), mieszkańcy Węgier poprawią zasięg o 189 km (rok temu - 155 km) i... na tym właściwie kończy się lista tych, którym przynajmniej minimalnie się poprawiło.
Niestety tego problemu nie rozwiążą raczej paliwa syntetyczne - te mają być w końcu droższe. Pozostaje się tylko cieszyć, że mamy w Polsce jakościową alternatywę w postaci niezawodnej, punktualnej kolei ze świetnie rozplanowaną, kompletną siatką połączeń.
Bo mamy, prawda? Mamy?