Byczy Król Demonów, Armata King Konga i Dobry Kot. Chińczycy szaleją z nazwami
Samochody chińskie nie przestają zadziwiać niecodziennymi nazwami. A zaczęło się tak dobrze, od „piękności lamparta”.
Zastanawiam się, po co Chińczycy wymyślają tak przedziwne nazwy dla swoich samochodów, skoro one wszystkie w Chinach nazywają się po chińsku, w sposób dla nas niezrozumiały i trudno wymawialny. Z jakiegoś jednak powodu niemal każdy chiński samochód – poza tymi nazwanymi kombinacją liter i cyfr – musi otrzymać niecodzienną nazwę. Ostatnio mam wrażenie, że albo skończyły się pomysły, albo wręcz przeciwnie: wpadnięto na pomysł, żeby za wszelką cenę samochody chińskie nazywały się jak najdziwniej. Zebrałem parę przykładów, które pokazują, że jak Chińczycy nazwą samochód, to nie ma Geely na Mariolę.
Samochody chińskie z dziwnymi nazwami, numer 1: Geely Beauty Leopard
Od tego auta zaczęło się dziwne chińskie nazewnictwo. Beautiful Leopard, to bym jeszcze nawet rozumiał. Ale Beauty Leopard to tzw. język „Engrish”, czyli złośliwa nazwa pokracznego, koślawego angielskiego pochodząca od tego, że Chińczycy czy Japończycy wymawiają głoski „R” i „L” bardzo podobnie.
Geely Beauty Leopard bazuje na podwoziu starego Daihatsu Charade, z Daihatsu pochodził też 85-konny silnik 1.3 16V napędzający przednie koła. Auto miało się wkleić w modny wtedy styl tuningowy, więc na przykład miało sportową kierownicę bez airbagu w serii, kolorowe wnętrze i niezwykłe gadżety, jak na przykład wbudowane urządzenie do karaoke. Sportowy to on nie był, mimo dodawania coraz mocniejszych wersji, tj. 1.5 i 1.8. Od zera do setki potrzebował tak między 11 a 12,5 sekundy i rozpędzał się do ok. 180 km/h. Jak na samochody chińskie z tamtych lat, był jednak całkiem szybki. Poza tym w końcu to był lampart, a nie gepard.
Numer 2: Haval Big Dog
Przenosimy się do czasów współczesnych. Wielki Pies marki Haval zadebiutował rok temu i jest to typowy pięciodrzwiowy crossover z nieco terenowym charakterem, napędzany przez 1,5-litrowy silnik benzynowy. Ogólnie nic ciekawego. Ale dlaczego Big Dog? Oczywiście jest to związek frazeologiczny, nie oznaczający wielkiego psa, tylko głównego szefa, szefa wszystkich szefów. Jest to ogólnie Haval Krzysztof Jarzyna ze Szczecina. Jednak to wyrażenie ma pewne nacechowanie kojarzące się z „szefem”, ale grupy przestępczej. Ogólnie to tak, jakby u nas była marka Pruszków i nazwałaby swój topowy model „Boss”. Niby wszystko dobrze, ale Pruszków-Boss nie brzmi jakoś wybitnie zachęcająco.
Numer 3: Ora Good Cat i Lightning Cat
Skoro był wielki pies, czas na dobrego kota oraz kota-błyskawicę. Na tym zresztą dziwność marki Ora się nie kończy, bo w ofercie mają nawet model Punk Cat, co jest o tyle zaskakujące, że po angielsku „punk” znaczy po prostu „śmieć, gnój”. Wystąpiły też prototypy Ora Big Cat/Cherry Cat. Wszystko to są samochody elektryczne o stylizacji nawiązującej do aut typu retro, jedno z nich przypomina nawet nieco Volkswagena Garbusa. Lightning Cat wygląda najnowocześniej, trochę jak zmniejszone Porsche Taycan, jednak jego produkcja seryjna nie została jeszcze rozpoczęta. Warto wiedzieć, że dobry kot, czyli Good Cat, będzie oferowany w Europie. Z jednej strony nie wróżę mu sukcesu, z drugiej – przykład NIO w Norwegii pokazuje, że klienci są znudzeni dotychczasowymi markami i szukają czegoś świeżego. Poza tym jak można odmówić dobrego kota? (Sory, jestem kociarzem)
Numer 4: WEY Tank 300
Zarówno WEY, jak i Ora, to marki koncernu Great Wall Motors. Haval zresztą też. Widać mają jakąś inklinację do dziwnych nazw. WEY wziął się za auta terenowe i nazwał je „zbiornik wody”, bo przecież to jest oryginalne znaczenie słowa „tank”. Pierwsze czołgi przybyły z Wielkiej Brytanii na kontynent przebrane za zbiorniki na wodę w skrzyniach z napisem „TANK” i nazwa przylgnęła w ten sposób do czołgu. W sumie nieważne, czy Chińczykom z WEY-a chodziło o zbiornik na wodę, czy o czołg. Obie nazwy są równie dziwaczne. Być może ta z czołgiem nawet bardziej. Nikt z producentów zachodnich nie nazwałby samochodu w sposób kojarzący się z wojną, zabijaniem, sprzętem wojskowym. A tu proszę: całkiem cywilnie wyglądającą terenówkę z dwulitrowym silnikiem benzynowym nazwano „czołgiem”. Ciekawostka: wóz ma trzy blokady dyferencjałów, jak Mercedes G – który faktycznie zaczął swoją karierę od wojskowości, po to by 25 lat później jeździły nim Kardaszianki.
Numer 5: Great Wall King Kong Cannon
Jak widać, Great Wall przoduje w wymyślaniu przedziwnych nazw. Tu już naprawdę przesadzili. Nazwali samochód „działo King Konga”. Wyobrażam sobie taką 25-metrową małpę obsługującą gigantyczne działo, z którego strzela do wynurzających się z morza Godzilli. Kręciłbym ten film jak oszalały, a ekipa filmowa jeździłaby oczywiście pickupem King Kong Cannon. Ten pickup jest „dużą” propozycją w gamie Great Wall Motors i osiąga wymiary długiego Forda F150. Nie ma co jednak marzyć o jego ładowności i zdolnościach uciągu, a maksimum co może znaleźć się pod maską, to silnik dwulitrowy. Minimum zresztą też. Do wyboru są dwa: benzynowy z turbo (195 KM) i turbodiesel (164 KM). Długa paka i niska cena (od 65 tys. zł) na pewno spodobają się chińskim odbiorcom, nie wiadomo jednak czy auto trafi na eksport. Jeśli tak, to pewnie wyłącznie na rynki typu Malezja, Indonezja, Tajlandia i Australia, gdzie akurat samochody chińskie, głównie pickupy, sprzedają się całkiem dobrze.
Numer 6, a właściwie to powinien być numer 1: SAIC Bull Demon King
Ta nazwa brzmi zupełnie odjazdowo (jest jeszcze takie słowo?), ale w rzeczywistości „Bull Demon King” to postać z chińskiej mitologii. Bywa tłumaczony jako Król Wołów i występuje w XVI-wiecznej powieści „Podróż na Zachód”. Czasem nazywa się go też „tym, który ujarzmił Niebo”. Jak ktoś się interesuje chińską mitologią i literaturą, to świetnie. Jest tylko taki jeden drobny problem, że Bull Demon King jest czarnym charakterem, głównym złoczyńcą i najgroźniejszym z demonów. Rozumiecie, to tak jakby ktoś nazwał polski samochód „Bazyliszek”. Trochę nie ogarniam, dlaczego SAIC swojego pickupa nazwał mianem najgorszego z potworów. Co będzie następne, Geely Cthulhu?
Pod maską Byczego Króla Demonów pracuje diesel biturbo o mocy 218 KM. Uciąg przyczepy to aż 3,5 tony. Nazwa zobowiązuje. Ciekawostka: niedawno Lego przedstawiło zestawy związane z „Podróżą na Zachód” specjalnie na rynek chiński i oczywiście Bull Demon King jest tam również przedstawiony.