Japończycy zadbali o to, żeby Rolls-Royce nie był zbyt skromny. Tak wygląda Cullinan w wersji Black Bison
Był przez chwilę taki plan w centrali Rolls-Royce'a, że samochody tej marki nie będą już tak ordynarnie luksusowe i zaczną być - na ile to tylko możliwe - skromne. I wtedy przyszli Japończycy i stwierdzili: nic z tego!
Przy czym eksperci z Wald International nie zabrali się jeszcze za skromnego Ghosta nowej generacji. Zamiast tego zabrali się za Cullinana, przy projektowaniu którego jeszcze chyba nie obowiązywały zasady umiarkowania i dyskrecji (tak jakby obowiązywały przy tworzeniu Ghosta...).
Dla przypomnienia, standardowy Cullinan wyglada tak:
Tak:
I tak:
W zasadzie, pomijając monstrualne wymiary i znaczek, który od razu wskazuje, że to auto kosztowało więcej niż twój dom i przy okazji domy całej twojej rodziny, nawet elegancko i nie jakoś przesadnie na pokaz.
Najwyraźniej dla Wald International było zbyt elegancko i skromnie. W końcu inaczej nie powstałby pakiet Black Bison, po ubraniu którego Rolls-Royce Cullinan wygląda tak:
I jeśli do tej pory nie byliście przekonani, że Cullinan może wyglądać skromnie, to w porównaniu do odmiany z pakietem Black Bison macie dowód na to, że może tak być. Jeszcze więcej chromu (jednak się da!), jeszcze większy grill (a przynajmniej jego wizualne przedłużenie) jeszcze więcej dokładek, a do tego... obniżone zawieszenie. Zdecydowanie trzeba będzie w tej wersji szukać dla siebie dróg dobrej jakości. I bez progów zwalniających.
Z podjeżdżaniem na krawężniki też może być problem, bo ktoś w Wald International uznał, że 22-calowe felgi są zdecydowanie zbyt dyskretne, więc zamiast nich na pokładzie Cullinana Black Bison znalazły się... 24-calowe obręcze. Z dość symbolicznej grubości gumą dookoła.
A jeśli komuś przód i bok wydawały się lekko kontrowersyjne, to jest jeszcze tył. I to jaki!
Mniej więcej taki, jakby ktoś postanowił sprawdzić, czy da się wszystkie możliwe tuningowe gadżety zamontować w jednym aucie. I udało się. Lotka na bagażniku? Jest. Dodatkowe zdobienia w zderzaku? Są. Monstrualny dyfuzor? Oczywiście. Dodatkowe poszerzenia zderzaka? Jasne.
A gdyby tego było mało, na środek udało się jeszcze wepchnąć oświetlenie rodem z F1:
Dobra, nie będę ukrywać - ta wersja wygląda okropnie.
Może nie tak bardzo jak projekt Mansory...
... ale jednak pięknym go nazwać bardzo trudno. Natomiast ma jeden duży plus: o ile nigdy nie byłem fanem Cullinana, tak teraz - w kontraście do japońskiego szaleństwa - wydaje się całkiem atrakcyjnym i nawet wysmakowanym autem.
Swoją drogą, dopiero teraz odkryłem, że Rolls-Royce na swojej stronie reklamuje Cullinana między innymi takim hasłem:
A nie, przepraszam, pomyliłem luksusowe marki, u Rollsa chodzi takie:
Przy aucie za milion złotych - brzmi legitnie.