Nadchodzi nowe Renault Clio. Z tej okazji przypominamy najciekawsze wersje z historii modelu
W przyszłym roku minie 30 lat od debiutu Clio. W dodatku już niedługo czeka nas wejście na rynek piątej generacji francuskiego przeboju. To świetna okazja, by przypomnieć kilka najciekawszych wersji tego Renault: od luksusowych po kompletnie szalone.
Kariera dwóch generacji Renault 5 była długa – trwała aż od 1972 r. Była też owocna. Sprzedano 5,5 miliona egzemplarzy. „Piątki” można było spotkać od Paryża po Teheran i od Durbanu po Nowy Jork. Można śmiało powiedzieć, że to kultowy model. Ale gdy nastały lata 90, stał się po prostu przestarzały. Nadeszła pora na następcę.
Z modelu 5 nie zrezygnowano od razu.
Jego produkcja trwała w Słowenii aż do 1996 roku. Ale francuski klient wymagał już czegoś nowocześniejszego. No i w końcu to dostał. W 1990 roku światło dzienne ujrzał model Clio. Nowocześnie zaprojektowany, nieco większy, wygodniejszy i z lepszym wyposażeniem. Niedługo po debiucie został ogłoszony Samochodem Roku.
Tak zaczęła się długa i ciekawa historia najlepiej sprzedającego się Renault.
Clio jest od lat liderem lub jednym z liderów statystyk sprzedaży we Francji. Doskonale radzi sobie także w innych krajach: w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii czy nawet w Polsce. Nad Wisłą w 2018 r. sprzedano 8353 egzemplarze Clio. Pozwoliło to zająć temu autu 12. miejsce na liście Top 50 bestsellerów i zostać najpopularniejszym Renault w kraju.
Obecnie na rynku jest czwarta generacja tego modelu, a jeszcze w tym roku do salonów trafi piąta. Będzie nieco mniejsza od obecnej, ale za to bardziej przestronna, z większym bagażnikiem i nowocześniejsza. Na pewno napiszemy o niej jeszcze wiele razy. Ale tym razem zapraszam na podróż do przeszłości. Oto najciekawsze wersje z niemal 30-letniej historii Clio.
Baccara
Klienci mogli pamiętać nazwę Baccara jeszcze z Renault 5. Zarówno tam, jak i w przypadku Clio chodziło o to samo: o odmianę luksusową. To doskonały pomysł, który mieliśmy okazję już kilka razy chwalić na Autoblogu. Ktoś w Renault zauważył, że wiele osób lubi jeździć dobrze wyposażonym samochodem, ale jednocześnie nie każdy potrzebuje wielkiego sedana. Po co komu Safrane w centrum Paryża? Wystarczy Clio. Tak powstała wersja Baccara: była dostępna z mocniejszymi silnikami z gamy, miała skórzaną tapicerkę, drewniane wykończenia, klimatyzację i elektrycznie sterowane szyby. W 1997 roku zmieniono nazwę najbogatszych odmian na Initiale.
Williams
Historia Clio to w dużej mierze historia różnych sportowych wersji. Kto jak kto, ale Francuzi doskonale opanowali przepis na szybkiego hatchbacka. Będziemy je dziś jeszcze opisywać, ale zacznijmy od tego najwcześniejszego.
Pierwsze próby usportowienia Clio podjęto jeszcze w 1991 roku. Wtedy zadebiutowała wersja RSi ze 110-konnym silnikiem 1.8 i hamulcami tarczowymi na wszystkich kołach. Kolejnym krokiem była 136-konna wersja, we Francji nazwana 16S, a na innych rynkach 16V. Tyle że klienci ciągle mieli apetyt na więcej.
Odpowiedź na ich potrzeby nadeszła w 1993 roku. Sportową wersję nazwano Williams – na cześć teamu Formuły 1, z którym Renault wówczas współpracowało. Co prawda tamtejsi inżynierowie nie mieli żadnego udziału w tworzeniu szybkiego Clio, ale to wcale niczego tej wersji nie ujmowało. Początkowo wyprodukowano krótką serię – niewiele większą niż ta wymagana do homologowania odmiany wyczynowej. Rozeszła się jednak błyskawicznie. Co było robić… trzeba było wyprodukować więcej Williamsów!
Takie szybkie Clio było napędzane wolnossącym (w odróżnieniu np. od Renault 5 GT Turbo) silnikiem 2.0 o mocy 147 KM. Osiągało 100 km/h w czasie poniżej 8 sekund, ale najbardziej imponujące było zachowanie tego auta na zakrętach. Dzięki dopracowanemu zawieszeniu, Clio Williams do dziś jest zaliczane do grona najlepszych hot hatchy w historii. Było też wyjątkowo ładne, za sprawą charakterystycznego niebieskiego lakieru. Ciekawostka numer 1: ostatnia seria była malowana w nieco jaśniejszym odcieniu. Ciekawostka numer 2: jeżeli chcesz kupić teraz Williamsa w dobrym stanie, lepiej szykuj małą fortunę. Ceny mogą sięgać nawet 25 tysięcy euro.
Sport / R.S.
Historia wspaniałych, sportowych Clio rozpoczęta przez wersję Williams była kontynuowana w kolejnych generacjach przez odmiany Sport i RS.
Pracę nad drugą odsłoną Clio rozpoczęły się jeszcze w 1991 roku, tuż po debiucie „jedynki”. Ostatecznie weszła na rynek w 1998 r, a na debiut wersji Sport trzeba było poczekać do 2000 r. Pod maską bez rewolucji: koncepcja „dwa litry bez turbo” pozostała niezmieniona. Ale po co zmieniać coś, co jest dobre? Pierwsza wersja o nazwie Sport miała 169 KM. Takie Clio do dziś jest cenione i poszukiwane. Robi sporą karierę w amatorskim motorsporcie.
Ale wiele osób za szczytowe osiągnięcie pracowników tworzących mocne Clio uznaje poliftingową odmianę o mocy 182 KM. Osiągała 100 km/h w czasie poniżej 7 sekund i można było ją kupić ze standardowym zawieszeniem lub w utwardzonej i niższej wersji Cup. Zadbany, 182-konny Cup z oryginalnym lakierem to teraz prawdziwy biały kruk, a jego ceny rosną.
Swoich fanów ma również trzecia generacja modelu w wersji nazwanej już nie Sport, a R.S. Tam dwulitrowy silnik osiągał najpierw 197, a po liftingu aż 201 KM. O takim samochodzie duży artykuł napisał na Autoblogu jego miłośnik i właściciel, Wojciech Jurecki.
Aktualne Clio R.S. jest mniej doceniane. Po części za sprawą zastosowania turbodoładowanego silnika 1.6. Ale przede wszystkim dlatego, że nie można go kupić – jak poprzedników – z ręczną skrzynią biegów, tylko z dwusprzęgłowym automatem EDC. Zbiera on - delikatnie mówiąc - różne opinie. A jakie będzie nowe, szybkie Clio? Oby w ogóle powstało!
Clio V6
Skoro jesteśmy już przy mocnych odmianach miejskiego Renault, nie mogło tu zabraknąć tej najbardziej szalonej. Mowa oczywiście o Clio V6.
Wyrzucić tylną kanapę i włożyć zamiast niej trzylitrowe V6 z Laguny. Przerobić miejskiego hatchbacka na model tylnonapędowy. Zamontować ogromne wloty powietrza, poszerzenia i sprawić, by był to jeden z najbardziej narowistych wozów na rynku. Brzmi jakby ktoś w Renault kompletnie postradał zmysły. Tak chyba rzeczywiście było…. ale nie pierwszy raz. W końcu kiedyś powstało już Renault 5 Turbo, również z wielkim silnikiem za plecami kierowcy.
Ale „Piątka” nie miała V6, a Clio – owszem. W początkowej fazie osiągało 230, a później 255 KM. Wcale nie czyniło to wersji V6 znacząco szybszej od Sporta. Była za to mniej zwrotna, trudniejsza w opanowaniu i o wiele droższa. Ale co z tego? I tak była wspaniała. I tak jak przystało na sportowe Clio, teraz drożeje.
Symbol / Thalia
Schodzimy na ziemię. Tym razem nie będzie tu ani szalonych pomysłów ani rosnącej wartości na rynku wtórnym. Zamiast tego: doczepiony niczym plecak, ogromny bagażnik.
Thalia, zwana też na niektórych rynkach Clio Sedan, Clio Classic albo Symbol, zadebiutowała w 1999 roku. Sprzedawano ją tam, gdzie klienci woleli klasyczne, trójbryłowe nadwozie od hatchbacków. Mowa o Turcji, niektórych krajach Azji, Ameryce Południowej, północnej Afryce, a także Europie Wschodniej. Do grona państw, które potrzebowały trójbryłowego Clio, w tamtych czasach zaliczała się także Polska. Ten samochód zrobił u nas sporą karierę, zdobywając popularność głównie (choć oczywiście nie tylko) u działkowiczów i emerytów. Cenili sobie aż 510-litrowy bagażnik i bardziej tradycyjną linię nadwozia, a także rozsądną cenę.
Model doczekał się również drugiej generacji. Trzecia jest w Polsce dostępna jako Dacia Logan – Renault w końcu stwierdziło, że pozycja rumuńskiej marki jest u nas na tyle silna, że nie trzeba dublować oferty w segmencie niedrogich sedanów.
Egzemplarze pierwszej generacji coraz rzadziej, ale jeszcze można spotkać na ulicach. To był prawdziwy Symbol piękna!