REKLAMA

Psychologia lewego pasa. Jesteś praworządny zły czy chaotyczny zły? (liczę, że żaden)

Po przeczytaniu setek komentarzy na temat jazdy lewym pasem na autostradzie udało mi się wyróżnić dwa rodzaje psychopatycznych kierowców. Nie wiadomo, który jest gorszy.

autostrada
REKLAMA
REKLAMA

Ruch drogowy to taka sytuacja, w której cały czas musimy zwracać uwagę na innych i tak naprawdę ci inni wyznaczają nam, jak możemy jechać. Jeśli jedziemy pod górkę po krętej drodze za ciągnikiem, to ten ciągnik, chcąc nie chcąc, wyznacza nam tempo jazdy. Gdy w mieście stoimy w długiej kolejce do skrętu w lewo, musimy stać za tymi, którzy podjechali jako pierwsi. Gdyby wszyscy chcieli ominąć tych już stojących, powstałaby druga kolejka, którą też trzeba byłoby objechać. Dlatego w normalnych warunkach nie próbujemy bez ustanku wyprzedzić wszystkich, tylko w miarę, pi razy oko, trzymamy się zasad.

Jest jednak jedno miejsce, w którym wszystkie zasady przestają obowiązywać

To lewy pas autostrady. Wyzwala on w ludziach najgorsze instynkty i uznają, że mogą zasadniczo robić co uważają. Inni albo przestają dla nich istnieć, albo zaczynają być najgorszymi wrogami. Nie mówię, że nie ma normalnych użytkowników lewego pasa, ale liczba nienormalnych jest o wiele wyższa niż w innych sytuacjach drogowych. Ci sami ludzie, którzy dopuszczają się bandytyzmu drogowego na lewym pasie, potem grzecznie stoją w kolejce do skrętu w lewo, a jak zjadą na autostradowy MOP, to nie obchodzą kolejki do Maca i nie stają na jej początku przed wszystkimi. To dlatego, że boją się konsekwencji, a na lewym pasie takiego strachu nie odczuwają – ponieważ nikt za te działania w Polsce nikogo nie karze.

Udało mi się już wyróżnić dwa typy autostradowych szaleńców

Trudno powiedzieć, który jest gorszy. Oba jednak pasują do opisów osobowości w stylu gry Dungeons and Dragons:

Zacznijmy od końca: pierwszy typ to chaotyczny zły. Nie ma żadnego przywiązania do zasad, uważa że może arbitralnie wybrać sobie, które przepisy ruchu drogowego łamie, a inni mają się ściśle trzymać wszystkich reguł – bo inni to frajerzy. Jest wiele przykładów w internecie, ale niektórzy się do tego otwarcie przyznają w komentarzach. Spójrzcie na poniższy komentarz:

Jedyne przepisy, jakie łamie autor komentarza, to te, z którymi się nie zgadza. To oczywiste, przecież przepisy są dla idiotów, dla plebsu i dla bezmyślnych owiec – tylko on wie, jak ma jeździć, a że lubi jeździć bardzo szybko, to wybrał sobie, że nie będzie przestrzegał ograniczeń prędkości. Jednak inni kierowcy muszą trzymać się wszystkich przepisów i nie mogą sobie wybrać, które będą łamać, bo to „stwarza zagrożenie”. Tymczasem jest nawet gorzej, bo ten kierowca przepisy łamie świadomie, i jest z tego niemal dumny, natomiast odbiera to prawo wszystkim, którzy łamią je nawet nieświadomie. Ja mogę - wy nie możecie - uzasadnienie: bo tak. Na szczęście istnieje pewien poziom społecznego oporu wobec zachowania typu „chaotyczny zły” i jest ono częściej piętnowane niż to, o którym napiszę za chwilę.

Druga wersja to „praworządny zły”

On chce jechać 140 km/h, bo tyle można. Przecież jedzie zgodnie z przepisami, prawda? To nieistotne, że nie pozwala nikomu jechać poniżej limitu i nazywa jadących 120 km/h (w trakcie wyprzedzania) „zawalidrogami”, którzy „blokują lewy pas”. Blokują, bo jadą odrobinę wolniej niż on, a więc nie powinni nigdy wyjeżdżać na lewy, bo tam jest miejsce dla niego, praworządno-złego. On tylko korzysta ze swojego prawa.

Moim zdaniem to gorsza wersja. Chaotyczny zły jest jawnie aspołeczny, stawia siebie ponad resztą ludzi i jest z tego dumny. Praworządny zły udaje, że trzyma się przepisów, przez co zdobywa większe poparcie społeczne do swoich poczynań.

Na przykład na powyższym nagraniu widać, że auto jadące lewym pasem wyprzedza pojazd jadący prawym pasem. To zupełnie prawidłowy manewr. Kierowca Opla jest jednak praworządnym złym, on nie robi przecież nic nagannego, tylko wyprzedza prawym pasem. Czy to zabronione? Oczywiście że nie, to nagrywający jest zły, bo go blokuje, jadąc poniżej ograniczenia. Tak jakby istniał jakiś nakaz jechania cały czas 140 km/h i wyprzedzanie auta jadącego 90 km/h z prędkością 110 km/h było czynem godnym „ukarania”.

Szokująca prawda: na lewym pasie można wyprzedzać jadąc poniżej ograniczenia

Przejechałem całą Europę w poprzek Toyotą Starlet z 1984 r. (4-krotnie), również po autostradach i wyprzedzałem tiry lewym pasem jadąc 105 km/h. Jeśli wjechałem na ten pas nie zmuszając nikogo do hamowania, to jest to najzwyklejszy manewr drogowy. Co więcej, większość osób pozwalała mi ten manewr dokończyć, bo – o dziwo – coraz więcej osób rozumie, że oba pasy są do jazdy i nie zawsze trzeba jechać 140 km/h. Swoją drogą, ciekawe co by było, gdyby w Polsce wprowadzić przepisy niemieckie i brak limitu prędkości. Czy wtedy po lewym zawsze trzeba byłoby jechać 414 km/h? Bo tyle da się osiągnąć samochodem osobowym, więc w teorii, każdy kto jedzie wolniej, blokuje lewy pas.

Jeszcze bardziej przerażające jest istnienie tzw. ekspertów, przyklaskujących teorii o blokowaniu pasa

Jeśli ktoś jedzie poniżej ograniczenia, to blokuje pas i to jest jego wina, że zostanie staranowany, zostanie mu zajechana droga lub zostanie zmuszony do hamowania, ponieważ jest prowokatorem. Jeśli w to wierzycie, to macie istotny problem. Na szczęście nie jestem psychologiem, żebym umiał ten problem nazwać. A nie, jednak umiem. Jesteście p...

...ierwszymi do utraty uprawnień

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA