Kierowcy nawet nie patrzą w stronę przejazdu a stoją. Zabrakło zdecydowanego ruchu
We Wrocławiu kierowcy czekają przed szlabanem na przejazd pociągu, a wcale nie zamierzają z niego skorzystać.

Na ulicy Wiaduktowej we Wrocławiu kierowcy muszą czekać przed szlabanem, mimo że nie planują skorzystać z przejazdu kolejowego. Wyśmiewają ten pomysł, wieszają zwierzęta domowe na PKP, ale omijają sedno problemu. Nie wszędzie trzeba dojeżdżać samochodem.
Ul. Wiaduktowa we Wrocławiu ma dwa szlabany
Profil Kolejowy Wrocław przyniósł światu sprawę szlabanu kolejowego na ul. Wiaduktowej. Jest tam przejazd kolejowy prowadzący z ulicy o znikomym ruchu do ogródków działkowych. Stał się sławny, bo szlabany umieszczono dość nietypowo. Nie grodzą wjazdu bezpośrednio na przejazd, a zamykają ruch na ulicy równoległej do przejazdu.
Kierowcy uważają, że to nonsens. Muszą stać przed zamkniętym szlabanem, a nawet nie kierują się w stronę przejazdu. Ulica jest oddalona kilka metrów od torów i nie prowadzi wyłącznie na przejazd. Nazywają to „Bareją w czystej postaci".
Najwidoczniej Bareja nie opisywał wyłącznie nonsensownych sytuacji, bo to rozwiązanie da się obronić. Obronić nie da się niechęci kolei do rozwiązania zupełnie innego problemu.
W obronie szlabanów na ul. Wiaduktowej
Polskie Linie Kolejowe S.A. tłumaczą, jak doszło do instalacji takiego rozwiązania. Ten przejazd kolejowy miał zostać zlikwidowany, ponieważ nie znajduje się na drodze publicznej, a wzrosła prędkość przejeżdżających tamtędy pociągów. Uzgodnili z Miastem inne rozwiązanie, które pozwala dojechać do ROD Złocień, za torami. Ze względu na ograniczoną ilość miejsca nie można było zamontować rogatek w standardowym miejscu. Konserwator zabytków nie zgodził się na przebudowę ulicy, ze względu na jej historyczny charakter.

Więcej szczegółów podaje osoba, która przedstawia się jako projektant przejazdu. Obawiano się, że wyjeżdżający z ogródków działkowych będą utykać na przejeździe, próbując włączyć się do ruchu w ul. Wiaduktową. Droga prowadząca do nich jest drogą wewnętrzną. Żeby ułatwić im wyjazd, konieczna byłaby zmiana organizacji ruchu. Proponowano zmianę pierwszeństwa w obrębie przejazdu, a nawet budowę pasa rozbiegowego. Wszystko po to, żeby auto jadące od ROD nigdy nie miało problemu z włączeniem się do ruchu. Postawiono na bezpieczeństwo. A teraz pomińmy heheszki.
Nikomu nie dzieje się krzywda
Na papierze jest to najlepsze z rozwiązań. Nie wydano worka pieniędzy (tylko woreczek) na przebudowę przejazdu na drodze wewnętrznej o niewielkim znaczeniu. Konserwator zabytków szczęśliwy, korków raczej nie ma, bo kto by chciał jeździć po brukowanej drodze bez wielkiego znaczenia dla komunikacji w tej okolicy. Problem nie jest to, że organizacja ruchu wygląda teraz śmiesznie. Problemem jest brak odwagi.

Uczyniono naprawdę wiele, narażając około trzech instytucji na ośmieszenie. Tylko po to, żeby zachować przejazd do ogródków działkowych. Nie lekceważę potrzeby dojeżdżania do ROD, ale do tych ogródków działkowych prowadzą inne drogi, nawet z lepszą możliwością parkowania. Wystarczy podjechać z trochę innej strony.
Zamiast spowodować, że niektórzy będą mieli trochę dalej do swojego ogródka, pozostawiono przejazd kolejowy, który ma znaczenia dla pięciu osób. To nie organizacja ruchu w obrębie tego przejazdu jest problemem, tylko to że ten przejazd istnieje.