Przegląd ofert: wpisałem w wyszukiwarkę „jeździ skręca hamuje”
To będzie nieco inny przegląd ofert, ponieważ nie mam w nim myśli przewodniej. Będę raczej znęcał się nad opisami, czyli nihil novi sub sole. Zapraszam na przegląd pojazdów, które zdaniem sprzedających skręcają i hamują, co kupujący powinni uznać za zaletę.
Na początek kilka słów o psychologii i o tym, jak i dlaczego sprzedający piszą opisy. Przypuśćmy, że chcesz kupić sobie samochód używany, jakikolwiek. Nie sądzę, aby był na świecie klient, dla którego byłoby nieważne, czy samochód skręca i hamuje. Wydaje mi się oczywistością, że każdy samochód wystawiony jako nieuszkodzony skręca i hamuje. Jeśli nie robi którejś z tych rzeczy, to automatycznie ląduje na liście ofert przeznaczonych tylko dla handlarzy-naprawiaczy. Im jest kompletnie wszystko jedno, dopóki cena jest niska. W związku tym informacja o tym, że samochód skręca i hamuje jest co do zasady zbyteczna.
Sprzedający zamieszczają ją jednak w innym celu. Przeważnie chodzi o samochody z usterkami, wadami i niedociągnięciami. Opis „skręca i hamuje” ma oznaczać, że w sumie samochód przedstawia jakąś tam wartość, choć oczywiście „nowy nie jest”, bo „nowe są w salonie”. Jest to rodzaj obrony przed ewentualnymi pretensjami klienta, że opis wprowadził go w błąd. To rozwinięcie tekstu, który słyszałem parę razy na własne uszy: panie, co pan chcesz? Nowy nie jest. Skręca, hamuje, to o co chodzi? – podczas gdy chodziło o ewidentne tzw. walenie, w postaci twierdzenia że klimatyzacja jest do nabicia, a w aucie wymontowany był kompresor. Aż trudno uwierzyć, że wyrażenie „skręca hamuje” w ofertach pojawia się prawie 770 razy.
Jak mówią jutuberzy – let's jump into it!
Auta uszeregowałem od najtańszych do najdroższych, przy czym opis „skręca hamuje” pojawia się oczywiście najczęściej w przypadku samochodów za grosze. Najtańszy jest Daewoo Matiz za 590 zł. „Skręca hamuje” w tym przypadku oznacza dokładnie tyle, co „całkowicie skorodowany”. Dawno nie widziałem tak pięknie przeżartego wozu. „Aktualne opłaty” oznacza dla odmiany „nie przejdzie następnego badania technicznego”, więc w sumie płacimy za auto do dojeżdżenia. Uczciwie postawiona sprawa. Niewiele droższe jest to piękne Twingo za 700 zł. Tu już nie ma badania technicznego, ponieważ samochód ma wycieki. Nawet niewidomy diagnosta by je wymacał.
Tu mamy nieco droższe Twingo z cudownym opisem „cena adekwatna do stanu auta”. Twingo ma rzęsy i naklejkę „I <3 MY SIERRA”. To musi być ciekawa historia. Jeszcze ciekawszą historią jest po co ktoś sprowadza do Polski Twingo-gruchota, którego zapewne dostał w Niemczech za darmo. Przecież tego nikt u nas nie zarejestruje. Ciekawą propozycją jest natomiast Civic za 800 zł. Jeśli te uszkodzenia, o których mowa w opisie, są jedynymi, to naprawa nie powinna być droga, a silnikowo ten samochód jest niezniszczalny. Powiedziałbym, że jego trwałość i niezawodność mechaniczna są odwrotnie proporcjonalne do szybkości korodowania nadkoli z tyłu. Są oczywiście ludzie, którzy cenią sobie tylko produkty VW, proszę, oto Polo za 800 zł – jeździ skręca hamuje! A tu droższe, w gorszym stanie, które – hit – „nawet hamuje”. Szok i niedowierzanie!
Występuje też połączenie „jeździ skręca hamuje bez prawa do rejestracji”. W przypadku tego Fiata Bravo szczególne wyrazy uznania należą się za poniższe zdjęcie. Takiego zdjęcia nie da się zrobić przypadkiem. To jest zaplanowany kadr.
„Jeździ skręca hamuje” za ponad tysiaka
Są samochody, które jeszcze nie są youngtimerami, ale już nikt ich nie chce. Ich ceny szorują po dnie tak mocno, że aż schodzi klar. Nie do wiary, że za tysiąc z okładem można kupić taki kawał wozu jak trzystaszóstka. Podobnie jest z Tico. Tylko patrzeć, aż jakieś Tico przyjedzie na spot youngtimerów. Cinquecento już przyjeżdżają.
Jeśli chodzi o doskonały opis z tego rodzaju, to warto zwrócić uwagę na to bardzo tanie E36 z dieslem. Gdyż ono nie tylko jeździ skręca hamuje, ale także za.... A jak wiadomo, E36 dokładnie do tego służy. Z niewiadomych powodów BMW zjechało na przeciwległy pas ruchu i zderzyło się z Tico, w którym podróżowała pięcioosobowa rodzina. Należy też docenić tego oto Poloneza: sprzedający napisał „brzydki środek” i nie zamieścił zdjęć wnętrza, co przypomina nam, jakie środki mają samochody, w których tego typu zdjęć właśnie brakuje. Ponadto Polonez „jeździ skręca hamuje oraz przyśpiesza”. Powstaje pytanie, czy kiedyś przestaje przyspieszać, czy też dzieje się to stale i właśnie osiąga prędkość nadświetlną.
Kwiatki opisowe pojawiają się przy droższych autach coraz częściej. Oto Golf II. Cóż ma nam o nim do powiedzenia sprzedający, poza tym że samochód jeździ skręca hamuje? Uważajcie: zamiast oddać chciwym "Januszą" wolę oddać na złom. A czym różni się oddawanie chciwym JANUSZĄ nie ze złomu od oddawania niechciwym JANUSZĄ ze złomu? Czy Janusze ze złomu z natury są uczciwsi? Tego już nikt nie pojmie.
Tanie Golfy III sprzedają się błyskawicznie
Kilka razy kliknąłem na Golfa trójkę typu „j-s-h” i za każdym razem okazywało się, że ogłoszenie jest nieaktualne. Chyba te auta muszą się cieszyć ogromnym popytem jako fura za grosze. Skoro już o starych VW mowa, niektórzy nie czują jak rymują. Volkswagen Santana - możliwa zamiana. W sumie można by pociągnąć cały opis w tym klimacie. „To i owo ma zepsute, chętnie mieniam się na skuter”. Albo Multipla - spójrzcie na tę szczerość „bez klimatyzacji”. Elegancko!
Coraz częściej się zdarza, że leciwe samochody wystawiają Ukraińcy. Kiedyś tylko je kupowali, dziś sprzedają, zwłaszcza jeśli mieszkają już na stałe w Polsce i nie chcą jeździć gruchotem. Szybko przesiąkli polskim stylem, bo też piszą „jeździ skręca hamuje”. Niektórzy w ogóle są idealni, bo nie podają marki ani modelu. Nie ma czasu na głupoty, piszemy jak jest, jak Mariusz Max Kolonko.
Czy ktoś jeszcze kupuje „angliki”?
Widzę trochę samochodów z kierownicą po prawej stronie, ale często są to wozy importowane z Japonii. Widuję też pojazdy typu Passat B6 czy Lexus IS w „angliku”. Ale kto się skusi na Zafirę z kierą po prawej, to naprawdę nie wiem. Albo to Galaxy: cena do jutra do 20.00. Myślę, że wiecie co to oznacza: jutro po 20.00 może być niższa, bo im bliżej terminu płatności OC, tym auto mniej warte. A tę awarię z łopatkami od podciśnienia to ja znam. Jeśli preparat do czyszczenia ramienia sterującego VNT nie pomaga doraźnie, to trzeba wytargać turbosprężarkę. Wiem, bo targałem. Trzy śruby i dużo przeklinania. Nie polecam, dajcie to mechanikowi do zrobienia.
Ale to nie wszystko. Odwróćmy tabelę, najdroższe na czele
Najdroższy samochód z kategorii jeździ-skręca-hamuje to Mercedes klasy G, w którym lata temu ktoś zmienił silnik z 3.0 na 5.0 V8. Auto wystawiono za 110 000 zł. Potwierdza to moją opinię o cenach Gelendy – są one tak absurdalne, że można tylko rechotać.
Również śmiać zachciało mi się po obejrzeniu ogłoszenia z Taunusem po renowacji za 61 500 zł, ponieważ pada w nim wyrażenie „jeździ, skręca, hamuje” w znaczeniu pejoratywnym. Fragment opisu: Wszystkim którzy nie wiedzą jakie są koszty profesjonalnej renowacji i czym różni się taki pojazd od samochodów sprzedawanych za 15 - 20 tysięcy złotych które "jeżdżą, hamują i skręcają" dziękuje za kontakt. Otóż tak się składa, że ja wiem: nie różni się niczym. 15-20 tys. zł to absolutnie wystarczająca cena, żeby cieszyć się ciekawym samochodem zabytkowym w stylu właśnie Taunusa, Simki, starego Saaba czy Fiata. Wydawanie 61 500 zł na tak zwyczajny wóz, który w dodatku nie jest w oryginalnym stanie, to kosmiczny absurd. To nie ma znaczenia, że zabytek ma jakieś ślady zużycia, one świadczą o jego historii. To kazus mojej półki w Starlecie, z której oblazł oryginalny flok, ale tego nie naprawiam, bo jest to świadectwo że faktycznie jeżdżę tym samochodem. Gwarantuję Wam, a jeździłem ponad tysiącem gratów w życiu – profesjonalna renowacja to kit na kółkach i dojenie frajerów z pieniędzy.
Podobnie jest z Oplem Olympią, który ponoć jeździ skręca i hamuje, bo sprzedający przejechał nim kilkadziesiąt kilometrów. Cena wali o sufit, zdjęcia są z holenderskiego komisu, gdzie pewnie jest wystawiony za połowę tego. Handel klasykami w Polsce to największe bagno, nieporównywalne z handlem zwykłymi autami, bo sprzedający nie dość że chcą się nachapać, to jeszcze nienawidzą kupujących i uważają ich za kretynów.
Z kategorii j-h-s można też kupić sobie samochody uszkodzone...
...w cenie nieuszkodzonych, jak na przykład ten Dodge Yourney. Musi być z niego nadzwyczaj yourny typ. A skoro już był Yourney, to na koniec zróbmy przegląd dziwactw. Trudno mi znaleźć zastosowanie dla tego pociętego Volvo Valp. Sprzedający twierdzi, że karoseria jest do wymiany. Proponuję zamontować taką z Poloneza. To klasyczne Mini jest warte zainteresowania ze względu na stary typ deski rozdzielczej z centralnym wskaźnikiem. Ten Dodge Ram Van to fajny wóz, ale zdjęcia mogłyby brać udział w konkursie na najbardziej pionową fotkę, przez co niewiele widać.
28 000 zł pozwala kupić Renault Avantime w wersji 3.0 V6. Sprzedający pisze: to tylko kwestia czasu, kiedy będzie miał wartość kolekcjonerską. A to ten czas jeszcze nie nadszedł? Ja pisałem to samo jakieś 10 lat temu. Od tego momentu ceny Avantime wzrosły powiedzmy o 1/4, a potem się zatrzymały. Widocznie to jest właśnie ta wartość kolekcjonerska i już wyżej nie pójdzie. Podobnie jest z VW-Porsche 914. Tego samochodu nikt nie lubił, dziś jest dziwactwem. Ciekawy artykuł o nim znajdziecie w ostatnim Classicauto. Przy okazji pytanie retoryczne: jeśli ten samochód jest do małego remontu, to ciekawe jak wygląda taki do dużego remontu.
No i na koniec pojazd, o którym jedyne co można powiedzieć, to że jeździ, skręca i hamuje. Nie zapewnia bowiem żadnego komfortu, ani nie jest szybkie, ani niezawodne, ani ładne, ani wygodne. Nie pełni żadnej funkcji poza tymi podstawowymi, a i z tym bywa różnie. Taka jest prawda o tych wszystkich Ligierach i innych mikrocarach.
Prawda jest też taka, że ten przegląd nie ma żadnego sensu
Ale prawda jest też taka, że jest poniedziałek i oglądacie graty na internecie, i to jest bardzo pożądany stan rzeczy.