Silniki powinny mieć liczniki motogodzin. Patrzcie, jakie szkody robi praca na wolnych obrotach
Pancerny diesel 6.7, przebieg tylko 43 tys. km, ale wielogodzinna praca na wolnych obrotach. Efekt: silnik na złom. Dlaczego?
Jeździłem kiedyś ciągnikiem Ursus C330. Nawet film o tym zrobiłem. Ciągnik ten, podobnie jak inne maszyny tego rodzaju, nie ma licznika przebiegu, bo ten przebieg nie ma żadnego znaczenia. Liczy się czas pracy silnika, a nie liczba kilometrów, które nawinął na koła. Wydaje się to oczywiste. Na tym tle wydaje się mocno nieoczywiste, dlaczego inne samochody, a zwłaszcza dostawcze i użytkowe, nie mają licznika motogodzin.
W Stanach Zjednoczonych był sobie Ford F550 z dieslem 6.7
Miał zabudowę typu holownik i w takim charakterze też pracował. Od 2016 r. służył do ciągania samochodów po wielkim placu aukcyjnym, gdzie odbywały się aukcje samochodów po szkodach i kolizjach. Nie miał więc jak „nabić” kilometrów. Przez pięć lat przejechał tylko 43 tys. km – mało jak na pojazd, który „chodził” przez wiele godzin dziennie. Głównie jednak stał z włączonym silnikiem. Okazało się to na dłuższą metę zabójcze dla tego diesla.
Najpierw poddała się turbosprężarka i wóz stracił moc
Przy wymianie oleju wyszło jednak na jaw, że to nie tylko turbo padło. Cały silnik nadaje się do wyrzucenia, ponieważ od długiego czasu pracował na niskim ciśnieniu oleju. Wszystko było pozatykane czarnym glutem olejowym, na który niektórzy mówią „zgorzel”, nie wiem czy słusznie (mnie się to kojarzy raczej z medycyną). Smok od pompy – zatkany. Galerie olejowe – zatkane (nic dziwnego, że turbo padło). Zasadniczo z tego silnika już nic nie będzie. A to dlatego, że pracował na wolnych obrotach przez długi czas. W takich warunkach olej bardzo szybko degraduje. Ford zaleca, żeby w samochodach użytkowych, które pracują na wolnych obrotach np. przez 6 godzin dziennie, zmieniać olej co miesiąc.
Praca na wolnych obrotach jest zabójcza dla silnika
To nie tak, że nie miałem o tym pojęcia, po prostu nigdy nie wydawało mi się to ważne. Ale kiedy myślę tu o swoim znajomym, którego ciężarówka potrafi stać z włączonym silnikiem i zasilać różne urządzenia przez kilka godzin, to chyba muszę mu powiedzieć, żeby zaczął częściej wymieniać olej. Silnik samochodu nie jest przystosowany do pracy na wolnych obrotach. Po pierwsze, wtedy pompa oleju nie wytwarza dostatecznego ciśnienia i olej nie rozchodzi się dobrze. Łożyska nie smarują się dostatecznie i zaczynają się zacierać, pojawiają się opiłki, turbo nie smaruje się praktycznie w ogóle. Pierścienie tłokowe nie zapewniają szczelności i gazy wydechowe przedostają się z komory spalania do skrzyni korbowej, smażąc olej. Stąd ten cały czarny glut w opisywanym silniku Forda. Zasadniczo silnik na obrotach biegu jałowego to pracuje na granicy zatarcia. Nie wierzcie mi na słowo – zobaczcie, co piszą o tym profesjonalni mechanicy od remontów silników.
To tylko kolejny powód, żeby nie uważać „małego przebiegu” za zaletę
A już w szczególności nie w aucie dostawczym czy użytkowym. Widuję busy stojące 20 minut na biegu jałowym z pracującym silnikiem, bo pan obsługuje paczkomat czy stację rowerów miejskich i nie chce, żeby kabina mu się schłodziła/nagrzała (niepotrzebne skreślić). Widuję w podobnych sytuacjach policję, też nie wiem dlaczego policja musi siedzieć w samochodzie z włączonym silnikiem i zacierać go za moje podatki. Widywałem też wozy transmisyjne telewizji, godzinami stojące z pracującym silnikiem. Być może często wymieniają w nich olej – chciałbym w to wierzyć.
Przy okazji, ponoć w nowych Fordach (dostawczych) na rynek amerykański jest już licznik godzin pracy silnika, ale nie znalazłem go w europejskim Transicie. W każdym razie kupując używane auto, zwłaszcza dostawcze i z dieslem, nie patrzcie na przebieg. Albo patrzcie: duży oznacza dobry. To znaczy, że auto jeździło, a od niejeżdżenia psuje się bardziej niż od jeżdżenia. A najbardziej psuje się od stania z włączonym silnikiem, więc tego nie róbcie, bo możecie nie zdążyć sprzedać zanim się zepsuje.