Ogień strawił 23 radiowozy na placu przed komisariatem. Żaden pies nie ucierpiał
Miniony weekend nie zostanie zaliczony do udanych przez policję zza zachodniej granicy. Na placu przed monachijską jednostką policyjną spłonęły 23 specjalistyczne samochody wykorzystywane przez oddziały, w których służbę pełnią psy policyjne.
Feuerwehr München, czyli straż pożarna z Monachium, podała do wiadomości publicznej, że w sobotę o 2:40 nad ranem otrzymała zgłoszenie alarmowe o pożarze na terenie posterunku policji przy Angerlohstraße w Monachium. Dzwoniący zgłaszali podejrzenie pożaru poddasza, inni raportowali, że widzą duże fajerwerki oraz słyszą hałasy spowodowane przez wybuchy.
Przybyłych na miejsce zdarzenia strażaków zastał zupełnie inny widok.
Na placu przed jednostką płonęły 23 specjalistyczne radiowozy na bazie modelu Volkswagen Transporter, które były wykorzystywane do pracy z udziałem zwierząt - psów policyjnych.
Strażacy natychmiast rozpoczęli zakrojoną na szeroką skalę akcję gaśniczą, która trwała 45 minut. Niestety nie udało się uratować żadnego z 23 pojazdów - wszystkie zostały doszczętnie zniszczone. Wysoka temperatura dała się we znaki również budynkowi komisariatu, ale służbom udało się zapobiec dalszemu rozprzestrzenieniu się ognia na nieruchomości.
W pożarze nie ucierpieli ludzie ani zwierzęta
Najważniejsza informacja oraz największe szczęście to fakt, że w chwili wybuchu pożaru na terenie obiektu nie przebywali ludzie ani zwierzęta i dzięki temu nikt nie ucierpiał. Tego samego nie można powiedzieć o sprzęcie.
Straty należy liczyć w milionach złotych.
Niedawno opisywałem zakupy polskiej Straży Granicznej, która nabyła specjalistyczne radiowozy na bazie modelu Ford Transit. Wyliczyłem wtedy, że średni koszt jednej sztuki to 395 413 zł. Niech ta wartość posłuży jako inspiracja do szacowania strat wyrządzonych przez niemiecki pożar. Jeżeli spłonęły 23 samochody, to ich wartość oscylowała wokół 9-10 mln zł, a być może była jeszcze wyższa.
Przyczyna pożaru jest obecnie nieznana, ale w niemieckich mediach pojawiły się doniesienia o rzekomym podpaleniu. Niemieccy politycy nie stronili od oskarżeń. Padały takie określenia jak „ataku ze strony lewicowego obozu ekstremistycznego”, czy "poważne przestępstwo wymierzone szczególnie w osoby, które na co dzień pracują całą dobę, aby zapewnić bezpieczeństwo naszym obywatelom”.
Źródło/Fot. Feuerwehr München