Obywatel sam goni pijanego kierowcę. Policja doradza mu, żeby jeszcze sam rzucił go na glebę
Po szalonym pościgu ulicami Warszawy obywatelsko ujęto całkowicie pijanego kierowcę, który wcześniej uszkodził kilka samochodów i potrącił skuterzystę. Dodajmy, że udało się to zrobić zupełnie bez pomocy policji.

Cała sytuacja zaczęła się dość prozaicznie, od zauważenia dziwnie poruszającego się pojazdu po moście Siekierkowskim. Kierowca Passata miał problem z utrzymaniem pasa ruchu, ale osoba, która to zauważyła, uznała że pewnie pisał SMS-a albo coś. Niestety, sytuacja się pogorszyła, gdy kierujący Passatem uderzył w poprzedzający go samochód, a potem wycofał, najeżdżając jeszcze na pojazd nagrywającego. Od tego momentu zaczyna się ucieczka, która z początku wygląda jeszcze względnie normalnie, ale z każdą minutą przeradza się w szaleńczy pościg, gdzie uciekający już dobrze wie, że nie ma nic do stracenia i po prostu wciska gaz do dechy – jednocześnie mając 2,9 promila alkoholu we krwi.
Podczas pościgu kolejne pojazdy zostają uszkodzone, w tym skuter „dostawczy”
W końcu po jednym uderzeniu w inny samochód kierujący Passatem traci panowanie nad pojazdem i uderza w ogrodzenie. Do pomocy ruszają przypadkowe osoby i agresywnego kierowcę udaje się zatrzymać. A potem wszyscy czekają jeszcze 20 minut na policję, czyli od zgłoszenia do pojawienia się radiowozu minęło ponad 25 minut. No trudno, pewnie w okresie przed długim weekendem niespecjalnie byli chętni do pełnienia służby, albo coś. Słyszałem ostatnio w wiadomościach, że braki kadrowe w policji są obecnie intensywnie uzupełniane, bo rząd coś-tam-coś-tam-sukces, ale chyba jeszcze sporo pozostało do zrobienia. Ale nie o tym chciałem powiedzieć.
Policjant, z którym rozmawia kierujący, wydaje dziwne polecenia
Już w siódmej minucie słyszymy innego policjanta, który mówi, że „dojeżdża zaraz na miejsce”, ale żaden radiowóz się nie pojawia. Policjant prowadzący rozmowę ze zgłaszającym jedynie potwierdza, że wie gdzie znajduje się uciekający, a gdy wreszcie pościg się kończy – bo kierowca Passata wjeżdża w ogrodzenie – to proponuje nagrywającemu „na glebę go”. Skoro to obywatele mają prowadzić pościgi, informować policję o lokalizacji uciekającego (tu szacunek dla twórcy filmu, robił to bardzo sprawnie i profesjonalnie), a potem jeszcze rzucać pijanego kierowcę na glebę, to w ogóle może rozwiążmy policję. Ludzie przecież sami sobie poradzą. Kupią sobie broń, powstaną prywatne firmy ochroniarskie pilnujące porządku jak w RPA, a rząd zaoszczędzi mnóstwo pieniędzy na wynagrodzeniach dla policjantów.
W całym tym zamieszaniu widzom mógł umknąć taki fakt
To kierujący czarnym Oplem jest sprawcą kolizji na początku jedenastej minuty nagrania. Wyjechał z ulicy podporządkowanej na główną i zderzył się z Passatem, który w sumie jechał prawidłowo swoim pasem (pomijając to, co robił wcześniej). Oczywiście to uderzenie było zbawienne w skutkach, bo kierowca Passata przestał już panować nad autem, ale to kierowca Opla jest tu winny. Ciekawe, jak ta sytuacja zostanie rozliczona przez policję i zakład ubezpieczeniowy. To, że inni poszkodowani kierowcy otrzymają odszkodowanie z UFG nie ulega wątpliwości, ale sprawiedliwie byłoby, żeby odszkodowanie dostał też właściciel Passata.
Podsumowując: nie było warto
Pościg był długi, bardzo niebezpieczny, obejmował wielokrotne przejeżdżanie na czerwonym i jazdę pod prąd. Kierowca samochodu z kamerą, czyli poszkodowany pewnie też będzie musiał się tłumaczyć ze swojego łamania przepisów w „stanie wyższej konieczności”. Jedyne, co zyskał, to chwilowe zatrzymanie drogowego przestępcy, który żadnego prawa jazdy nie straci, bo i tak go nigdy nie miał. Tylko jego Passat przepadnie, bo nie miał OC, więc zostanie odholowany na parking policyjny, gdzie w końcu przejmie go miasto i zlicytuje. Autor filmu będzie teraz pewnie wzywany na przesłuchania, będzie pisał pisma do UFG, a zamiast tego mógł spisać tablice sprawcy i zgłosić sprawę na policję.
Ktoś pewnie mi przypomni, że sam pisałem jakiś czas temu tak:
Gdyby ten pijany kierowca uszkodził mój samochód, to goniłbym go ile tylko by się dało, uznając że policja raczej mi nie pomoże, jeśli sprawcy nie złapie się na gorącym uczynku
Rozszerzę to: policja nie pomoże, kropka. Od razu jednak zastrzegam: nie jestem w ogóle zdziwiony, że nagrywający podjął ten pościg, możliwe że sam bym to zrobił. Ale patrząc ze zdroworozsądkowego punktu widzenia – jeśli szkody były tak małe, to nie warto. Niczego się na tym nie zyskuje, można tylko wiele stracić samemu powodując wypadek przy przejeżdżaniu na czerwonym. Nie gońcie pijanych kierowców po mieście, nie zawracajcie głowy policji, jeśli nie jesteście poszkodowani to po prostu olejcie to i idźcie dalej ze swoimi sprawami. To, że za waszą sprawą uda się złapać tego jednego przestępcę, nie oznacza że następnego dnia inny pijak nie rozjedzie waszego dziecka na pasach.