Jeśli piekło istnieje, wygląda jak parking pod cmentarzem przed 1 listopada. Dziś je odwiedziłem
Odwiedziłem cmentarz miejski w Piasecznie. Dało mi to wiele do myślenia, przede wszystkim w kwestii tego, jak miasto powinno przygotowywać się na ten dzień.

Wzmożony ruch przy cmentarzach na początku listopada to oczywistość, więc wydawałoby się, że dane miasto powinno podjąć jakieś działania w kierunku uporządkowania jazdy i parkowania w tym dniu. Odwiedziłem dziś cmentarz w Piasecznie pod Warszawą, żeby przekonać się, że najlepiej jest nie zrobić nic, pozwolić kierowcom na absolutnie wszystko i nie postawić nawet jednego patrolu policji czy straży miejskiej. Tak jak pisałem dziś rano – „hulaj dusza, piekła nie ma” wydaje się naczelną zasadą względem parkowania w okolicach 1 listopada. Niestety, piekło jest i przyjmuje postać obszaru pod cmentarzem.
Próbowałem przejść z parkingu do wejścia na cmentarz
Po drodze napotkałem całkowicie zastawiony chodnik, na którym nie mogłem nawet minąć się z innymi pieszymi. Przepychaliśmy się, trąc kurtkami o zaparkowane samochody. Dotarłem do przejścia dla pieszych, na którym stał samochód. Powiedziałem jego kierowcy, że parkuje na przejściu dla pieszych, odpowiedział w spodziewany sposób: „a co, nie możesz przejść?”. Technicznie przejść się dawało, wymagało to jednak wyjścia zza zaparkowanego pojazdu wprost pod jadące tam samochody – a ich sznur był nieprzerwany. Chwilę później trafiłem na kierowcę, który po prostu zaparkował na miejscu dla niepełnosprawnych bez karty uprawniającej i poszedł z kwiatami na cmentarz. Można powiedzieć, że oszukał system – nie musiał szukać miejsca, stanął przy samym wjeździe do cmentarza i nic się nie stało. Tak trzeba żyć.

Usłyszałem obowiązkowy komentarz
„Przecież dziś jest wyjątkowy dzień”. Nie bardzo wiem co jest wyjątkowego w 31 października, być może jest to dzień w którym przepisy ruchu drogowego nie obowiązują. Jeśli tak, to uważałbym przejeżdżając przez zielone światło, bo ktoś może na nas najechać z boku – w końcu to taki „wyjątkowy dzień”. Niestety, miasto Piaseczno przegapiło znakomitą okazję: mniej więcej 29 października należało wygrodzić cały ten chodnik wzdłuż ulicy Julianowskiej, stawiając tam słupki połączone taśmą i fizycznie uniemożliwić parkowanie. Miałoby to istotne znaczenie edukacyjne dla społeczeństwa. W przeciwnym razie rok w rok uczymy kierowców tego samego: 1 listopada i w okolicach tego dnia można parkować gdziekolwiek, jakkolwiek, można rozjechać każdy trawnik, chodnik i pieszego – w końcu chodzi o sprawę życia i śmierci, czyli doniesienie paru kwiatów i zniczy na grób.

Nie chodzi o to, że każdy ma przyjechać na cmentarz komunikacją zbiorową
W Warszawie to możliwe, w mniejszych miasteczkach może być trudne. W ogóle nie jestem zdziwiony, że ludzie przyjeżdżają na cmentarze samochodami i nie uważam, że jest to problem. Problemem jest brak egzekwowania przepisów na zasadzie „wyjątkowości”, przy czym ta wyjątkowość wynika dokładnie z niczego. To, że występuje duży popyt na daną ulicę czy parking, nie oznacza że można łamać przepisy. W przeciwnym razie każdy większy korek pozwalałby jechać pod prąd, po chodniku itp. Rozumiem podejście miejskich urzędników – uznają, że trzeba to jakoś przeczekać, że 1 listopada jak zwykle przyjdzie i minie, paru zdenerwowanych pieszych ponarzeka, a reszta załatwi swoje sprawy. Nie ma co denerwować ludzi przypominaniem, że istnieje prawo i zasady współżycia społecznego.
Jako ciekawostkę powiem, że dojście do samego cmentarza od strony miasta było całkowicie niemożliwe. Cały parking przed wejściem był zastawiony pojazdami dostawczymi, z których sprzedawano kwiaty. Nie dało się przejść ani po chodniku, ani między samochodami. Ludzie stali w kolejce, żeby przedostać się przez jedyne, wąskie przejście. A straż miejska w tym czasie zapewne zastanawiała się, czy sos łagodny, czy mieszany.









































