Zapowiada się, że nowa seria 7 będzie bardzo brzydkim wielorybem. Quo vadis BMW?
Niestety coraz więcej informacji wskazuje na to, że nowa seria 7 będzie brzydka jak listopadowa noc. Dokąd zmierza design nowych BMW?
W ostatnich dniach trudno kochać BMW. Ich kolejne decyzje dotyczące designu przestają być zrozumiałe dla zwykłego człowieka. Najpierw kontrowersyjne powiększenie nerek w liftingu serii 7, później seria 4, która definitywnie zrywa z nerkami zastępując je uśmiechem bobra, a teraz szpiegowskie zdjęcia nowej serii 7 pokazują, że w Monachium dzieje się coś bardzo złego. Klasyczne rozwiązania zastępowane są coraz bardziej kontrowersyjnymi. Pierwsze rysunki serii 4 wyglądały jakby ktoś odnalazł zaginiony projekt tuningu E92, który autor porzucił ze względu na to, że był brzydki. Do ostatnich chwil przed premierą myślano, że to nieśmieszny żart. Na horyzoncie tymczasem pojawiła się nowa seria 7. Gdy kilka dni temu internet obiegły grafiki prezentujące nowy model większość komentujących uznała, że to tylko radosna twórczość jednej z redakcji, że w BMW na pewno nie zrobią takiego samochodu. Mylili się.
Podzieliła nas ta fotka. Nie mogliśmy się zdecydować, czy nowa seria 7 jest bardzo brzydka, czy po prostu brzydka. Redaktor Barycki gotów był założyć się o swoją Alfę, że nowe reflektory wcale nie będą takie prostokątne. Na wszelki wypadek nikt nie chciał przyjąć zakładu, bo po co komu Alfa Barego? W każdym razie od razu w oczy rzuca się nowy rysunek nerek. Nie pasują do niczego, co mieliśmy przyjemność oglądać w przeszłości.
Kolejne zdjęcia szpiegowskie potwierdzają trudną urodę nowej serii 7
Im bliżej premiery, tym więcej poznajemy szczegółów dotyczących nadchodzącej serii 7 o oznaczeniu kodowym G70. Ma prostokątny przód, reflektory podobne do tych z Rolls-Royce'a oraz w miarę klasyczną sylwetkę. Istotną informacją jest to, że aktualnie trwają testy modeli spalinowych.
Przepisy w Niemczech nakazują oznaczanie elektrycznych prototypów odpowiednimi naklejkami, na wypadek pożaru i akcji ratunkowej. Dzięki ich brakowi wiemy, że wbrew pogłoskom seria 7 nie zrezygnuje z klasycznych rozwiązań. Uwagę zwraca bardzo masywna sylwetka, doskonale uwidoczniona przez parkujące obok Audi.
Powiem szczerze, ze w pierwszej chwili nowa seria 7 skojarzyła mi się z jej angielskim kuzynem. Niemniej jednak prototyp pokazuje, że BMW nie ma zamiaru zawracać z ostatnio obranej drogi. Możemy się więc tylko domyślać, że nerki będą duże, auto będzie masywne, a chińskie i arabskie portfele otworzą się na pełną szerokość.
Nowa seria 7 to doskonały przykład trudnego cyklu BMW
Cykl wygląda tak: ładne - brzydkie/ delikatny lift, żeby było znośne - ładne - brzydkie. I tak od kilku generacji. Nie wierzycie? Spójrzmy na idealną limuzynę schyłku XX wieku, czyli E38. Klasyczna linia, która do tej pory wygląda świetnie, eleganckie wnętrze, doskonałe silniki. Model nawet po 26 latach od premiery wygląda tak dobrze, że znajduje się na mojej prywatnej liście samochodów, które muszę sobie kupić. Później nastały smutne czasy E65 i Chrisa Bangle'a. Nie bójmy się nazwać rzeczy po imieniu - to wieloryb cierpiący na otyłość. Wszystko jest w nim nie tak. Światła, odwłok z tyłu, a we wnętrzu konsola środkowa w stylu wiktoriańskim z gustownymi szufladkami. Wieść niesie, że podobne szufladki miał admirał Nelson na swoim HMS Victory. Do tego system iDrive, który pasował tam jak róża do kożucha. Sytuację poprawił lifting modelu, który sprawił, że samochód wyglądał trochę lepiej. Nadal jest brzydki, ale nie powoduje odruchu wymiotnego, a to w przypadku E65 dużo.
Później ktoś w centrali BMW się opamiętał i doszedł do wniosku, że trzeba się cofnąć do założeń towarzyszących uruchomieniu serii 7. Powstało F01. Samochód zadebiutował w 2008 roku, ale nie widać po nim upływu czasu. Ładna, klasyczna linia, stonowane wnętrze. Auto zdobyło popularność i grono oddanych fanów. Nic dziwnego, że z obawą patrzono w przyszłość na następcę. Niestety seria G11 przytyła, tam gdzie nie powinna. Owszem, nadal to wariacja na temat klasycznego BMW, ale z delikatną nadwagą, w niektórych miejscach. Dałoby się to jeszcze przeżyć, gdyby BMW nie doszło do wniosku, że świat potrzebuje większych nerek. Jak pomyśleli, tak zrobili i światło ujrzała seria 7 po liftingu. Osobiście uważam, że auto wiele zyskuje na żywo, ponieważ na zdjęciach te nerki wyglądają okropnie, w rzeczywistości jest trochę lepiej. Natomiast gdy nabywca zrezygnuje z chromu na rzecz czarnego wykończenia, wtedy praktycznie nie widać ich rozmiarów.
Geneza zmian w stylistyce zawsze jest taka sama - zmienia się główny projektant, zmienia się styl
Wszystko zaczęło się psuć, gdy szefem designu BMW został Domagoj Dukec. Doszedł on do wniosku, że BMW jest kilka lat do tyłu pod względem designu w stosunku do innych producentów – tych zwykłych, jak i tych premium. Nie jestem pewien, o których producentach mówił patrząc na zachowawczy styl Mercedesa, czy jednolite stylistycznie Audi. W każdym razie uznał, że designerzy BMW siedzą w wysokiej wieży i nie wiedzą jak wygląda świat na dole. Za cel postawił sobie nadrobienie tego i uczynienie BMW odważną marką, która nie boi się zmian w swoich flagowych modelach. Na pierwszy rzut poleciał Hoffmeister kink. Powiem tak – ciężko się akurat w tym przypadku nie zgodzić z Dukecem. Pan Hoffmeister zaprojektował raz jeden takie podcięcie i później zawsze było, pomimo tego, że nie było ani specjalnie urodziwe, ani z charakterem. Nie mam o to żadnych pretensji.
Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. Domagoj Dukec wychodził z założenia, że skoro nie ma żadnych świętości, to nic nie stoi na przeszkodzie zwiększeniu rozmiarów nerek. Argumentował to tym, że nigdzie nie ma zapisanego kanonu nerek w BMW. Do tej pory ich rozmiary ograniczone były konwenansami, zasadami współżycia społecznego i zdrowym rozsądkiem. Pan Dukec doskonale wie, że ci co narzekają na ich rozmiar nie są targetem na nowe BMW. W wywiadzie dla driving.co.uk mówił, że ma sygnały od dealerów z Chin, USA i innych krajów, że jak doda więcej wyróżników to będą w stanie sprzedać więcej modeli. Jak zgrabnie to ujął - ludzie chcą podkreślać, że jadą nowym BMW.
Wielu ludzi powie, że BMW musi być kontrowersyjne
Kontrowersja się sprzedaje. W biurze projektowym BMW pracują styliści, którzy skończyli prestiżowe uczelnie artystyczne, którzy w nocy po kilku drinkach potrafią rysować lepiej, niż ja kiedykolwiek będę umiał. Wygląd nowych samochodów jest skorelowany z tym, czego chcą klienci z portfelem. Niestety widać duży wpływ nowych fortun z Chin, Azji, czy Rosji. To pod ich gusta tworzone są nowe samochody. Europejczycy, ze swoim klasycznym gustem, są zbyt mało atrakcyjni dla producenta, żeby brać ich gusta pod uwagę. I tak kupią, a ci którzy zrezygnują z zakupu zostaną z powodzeniem zastąpieni przez dalekowschodniego klienta. Oni lubią wielkie nerki, niepasujące do całokształtu, bo podkreślają z daleka prestiż właściciela. Ma być groźnie, bogato, ostentacyjnie. Narzekanie na nowe nerki nic nie pomoże. Żal tylko tej skromnej sportowej elegancji, z której znane było BMW. Dobrze, że X6 jeszcze ma parę lat spokoju, zanim też zrobią mu krzywdę.