REKLAMA

Nissan Ariya dostał wersję Nismo, choć powinien dostać coś zupełnie innego — test

To, czego brakuje Nissanowi Ariya, wcale nie nazywa się „wersja usportowiona”, nazywa się lifting, ale nie ma co narzekać.

Nissan Ariya dostał wersję Nismo, choć powinien dostać coś zupełnie innego — test
REKLAMA

Ku mej wielkiej radości mogłem przetestować Nissana Ariya w wersji Nismo. Wynikała ona z tego, że bardzo doceniłem koncepcję. Zawsze popieram działania lekko szalone. Nissan Ariya Nismo jest gotowym materiałem na klasyka, w kategorii „wersje, których się nie spodziewałeś, a dostałeś". Trafi do nas w liczbie tylko 40 sztuk i na pewno będzie o czym za 20 lat odpowiadać sobie z 39 równie zakręconymi kolegami przy kiełbasce z grilla.

Sam samochód mnie zawiódł, bo po przeczytaniu informacji prasowych liczyłem na heheszki. Tymczasem okazał się bardzo przyzwoity. Nie to, że jakoś bardziej przyzwoity od zwykłego Nissana Ariya z napędem na cztery koła, ale rzeczywistość była ciekawsza niż suche dane. Przy okazji zrozumiałem, że to nie wersji sportowej potrzebuje to auto.

REKLAMA

Nie będę się powtarzał

Mam wrażenie, że jakieś 2 tys. razy napisałem już, że Nissan Ariya powinien mieć przesuwane drzwi i być minivanem, bo to doskonale korespondowałoby z charakterem tego samochodu. To już nie będę pisał. Zamiast tego zyskał wersję Nismo. Skoro Juke ją ma, to dlaczego miałaby jej nie mieć znacznie mocniejsza Ariya?

Zapach palonej gumy, szybko pokonywane zakręty, ryczące wydechy i głośno walczące o życie silniki, albo jakiś ekstremalny GT-R - takie możemy mieć skojarzenia, gdy słyszymy nazwę Nismo. Sportowy dział Nissana mógł odcisnąć swoje piętno na ich największym elektrycznym samochodzie. Gumę spalić się da, szybko pokonać zakręt w miarę też, a reszta skojarzeń niestety pozostaje bez szans na realizację przy elektrycznym napędzie. Sport potraktowano tu dość delikatnie, bardziej w wymiarze symbolicznym.

Nismo w Nissanie Ariya Nismo

W tej wersji chodzi o dwie rzeczy, to znaczy pewnie o więcej, ale ja umiem uzasadnić dwie. O wygląd - to pierwsza - i jest faktycznie nieźle, bo te liczne czerwone akcenty, przemodelowane zderzaki i specjalne felgi prezentują się wystarczająco dynamicznie i godnie. Miłe są też mniej rzucające się w oczy akcenty. Na przykład podświetlenie wewnątrz, które nazwałem farelką, jest w tej wersji czerwone, a nie białe, jak w zwykłych wersjach. Podobnie jest na boczkach drzwi i desce rozdzielczej, też czerwono. Dostrzec można też odpowiednie akcenty przy przycisku do uruchamiania samochodu, który sam jest czerwony. Nie pomylicie tej wersji z inną, akcentów w tym kolorze jest tu dużo.

Druga ważna rzecz to utwardzone zawieszenie. To faktycznie można poczuć, że prowadzenie jest pewne, ale też nie wybijemy sobie zębów na nierównej drodze. Nie wiem, jak to auto sprawuje się na torze, bo nie byłem, ale też nie mam wielkiego przekonania, że ktoś wybierze się tam autem o tak dużej masie. Lepiej się prowadzi, to na pewno.

To są dwie główne sprawy, które można zauważyć i poczuć, reszta różnic to już drobiazgi. Choć powinienem coś jeszcze napisać o ogromnej mocy.

Na papierze nie ma szału

Tu muszę się nieco poznęcać i powtórzyć to, co napisałem tutaj. Nissan Ariya Nismo ma taką samą pojemność akumulatorów jak zwykła wersja z napędem na cztery koła (bo po co więcej), ale ma 39 KM więcej od dotychczasowej najmocniejszej, czyli ma 435 KM. Mimo tego wzrostu mocy setkę osiąga w czasie tylko o 0,1 s lepszym niż ta zwykła wersja z napędem 4ORCE. Trudno jest temu zabiegowi jakoś wybitnie przyklasnąć i korzyści z pakietu aerodynamicznego, w tym przypadku, dopatrzeć się jest też nie najłatwiej.

Jest za to szybsza o 2,4 s w wyścigu od prędkości 80 do 120 km/h, a to już sporo i to lepsze przyspieszenie wyraźnie wtedy czuć. Niestety, pierwszeństwo w tabelkach i w podtykaniu sobie danych z katalogu pod nos, ze słowami "mój jest szybszy" ma wartość do setki. Trzeba jednak zauważyć, że to auto bardzo chętnie przyspiesza, przy każdej prędkości. W zasadzie sformułowanie "bardzo chętnie" jest trochę niedomówieniem, bo mało które auto potrafi przy wyższych prędkościach nieustannie wciskać w fotel. Jestem zdania, że nawet tzw. twardogłowym zwolennikom aut spalinowych, to wciskanie może się spodobać.

Na ryk silnika nie możemy wtedy liczyć, ale w trybie Nismo możemy rozkoszować się dość specyficznym dźwiękiem. Na szczęście nie imituje dźwięku jednostki spalinowej, jest to bardziej dźwięk przeciągu, takie fiuuu leci z głośników, gdy przyspieszamy.

Zużycie energii i inne trudne sprawy

Spalinowe samochody sportowe zazwyczaj dużo palą. To może Nissan Ariya Nismo też ma taką cechę? Owszem ma, ale ma ją i bez znaczka Nismo. Nie jest to najbardziej oszczędne auto elektryczne. Nie udało mi zejść ze zużyciem energii poniżej 18 kWh, choć próbowałem, i nie było to wynikiem tego, że ciągle testowałem przyspieszenie, bo tak nie było.

Najwyższa wartość mocy ładownia, którą ujrzałem na wyświetlaczu, nie przekroczyła znacznie 80 kW. To bardzo nie wspaniale, mimo że w katalogu maksymalna moc ładowania to 130 kW. Daleki byłem od zachwytu, że auto o wartości blisko 300 tys. zł ładuje się z mocą miejskiego samochodu.

Inne "elektryczne sprawy" też nie rozpieszczają. W trakcie ładowania trudno jest sprawdzić, ile pozostało czasu do końca i jak szybko przybywa nam energii. Nawigacja umiarkowanie pomocnie wskazuje, gdzie i w którym momencie najlepiej się naładować. Po systemie multimedialnym widać też, że nie jest to produkt świeży.

Cała ta elektryczna część aż prosi się o lifting. Konkurencja nie śpi i tańsze auta potrafią lepiej wspomagać kierowcę w procesie ładowania i jego planowania, pomijając nawet samą moc ładowania. No fajna ta wersja Nismo, ale to auto potrzebuje solidnego odświeżenia, a nie 39 KM mocy.

Trochę szkoda, że - tak już na marginesie dodam - zlikwidowano rzeczy zbędne, ale dodające uroku temu modelowi. Nie ma już elektrycznie wysuwanej podstawki w desce rozdzielczej. Może nie wiadomo było, do czego dokładnie służy, ale przynajmniej była jakimś elementem wyróżniającym. Podobnie konsola środkowa - już się nie przesuwa. Nie wnosiło to może wiele do użyteczności, ale i tak szkoda.

Cena potrzebowała darmowego ładowania

Nieśmiało podejrzewam, że Nissan ostrożnie szacował sukcesy sprzedażowe wersji Nismo. Dlatego oferowany był w pakiecie z ładowaniem za 1 zł do przebiegu 40 tys. km? Taka dodatkowa zachęta dla nieprzekonanych.

Jeśli te 40 sztuk nie wyprzedało się na pniu, to chyba wystarczy trochę poczekać, a wyjściowa cena spadnie, bo musi. Nissan Ariya Nismo kosztuje 289 900 zł. 35 tys. zł więcej od wersji z napędem na cztery koła w najbogatszej wersji Evolve (w promocji).

REKLAMA

Wytknąć można tu, że są na rynku elektryczne auta z lepszym przyspieszeniem do setki i tańsze. Ale nie mają oznaczenie odwołującego się do sportowego działu. Tylko nie wiem, czy to ich wada, czy zaleta.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-13T17:01:10+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T13:38:38+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T12:01:39+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:02:48+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T18:45:44+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T11:51:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T11:10:48+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T19:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T18:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T13:12:12+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T11:06:19+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T09:26:17+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T17:50:18+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA