REKLAMA

Odwiedziliśmy największe warszawskie komisy w poszukiwaniu niemieckich samochodów premium do 50 tys. zł

Samochody niemieckich marek premium cieszą się w Polsce świetną opinią i dużą popularnością. Postanowiliśmy poszukać takich aut w największych warszawskich komisach przyjmując, że nie chcemy wydać więcej niż 50 tys. zł.

niemieckie samochody premium
REKLAMA
REKLAMA

Znając ciepły stosunek Polaków do aut produkowanych przez Mercedesa, Audi i BMW spodziewaliśmy się, że będziemy mogli przebierać wśród dziesiątek ofert w każdym odwiedzonym komisie. W założeniach chcieliśmy polować na jak najświeższe i najlepiej wyposażone egzemplarze. Interesowały nas tylko tradycyjne, duże modele, czyli z Audi od A4 wzwyż, spośród Merców od klasy C, a w przypadku BMW od serii 3.

Niestety, myliliśmy się w naszych przewidywaniach co do szerokiego wachlarza ofert. W 2 z 5 odwiedzonych komisów nie znaleźliśmy żadnego samochodu spełniającego kryteria. W pozostałych 3 wybór również nie był zbyt duży. Tak naprawdę tylko oferta Autoauto pozwalała na jakiekolwiek wybrzydzanie. Bonusy oferowane przy zakupie wozów w tych komisach opisaliśmy już w poprzednim przeglądzie na żywo.

Wobec tak ograniczonego pola manewru selekcję musieliśmy ograniczyć do minimum i po prostu przedstawimy wam co znajdziecie, jeśli wybierzecie się do warszawskiego komisu w poszukiwaniu niemieckiego pełnowymiarowego premium.

Na początek Audi.

W komisie Eurosamochody.pl nasze wymagania jako jedyne spełniało Audi A4 z 2005 r. To kombi z silnikiem 2.0 TDI i przebiegiem 245 tys. km. Niestety, okazało się być dość przeciętnie wyposażoną wersja - poza automatyczną skrzynią biegów, klimatronikiem oraz tempomatem próżno szukać tu bajerów. Nalot może wydawać się dość niski jak na 14-letnie kombi w dieslu, ale podczas wstępnych oględzin nie znaleźliśmy powodów do kwestionowania go. Cena? Niecałe 20 tys. zł

W Autlecie znaleźliśmy Audi A4 z podobnego rocznika, jednak zauważalnie droższe. Wyceniony na niecałe 28 tys. zł sedan z 2004 r. był w zaskakująco ładnym stanie jak na 15-letnie auto. Pod maską tego egzemplarza można znaleźć benzynowe 1.8 z turbo. Przebieg to zaledwie 142 tys. km, a wsadzona za szybę kartka informowała, że komis wystawia gwarancję prawdziwości tego nalotu. Auto faktycznie nie wyglądało na zużyte, choć nie był to też stan jak z fabryki. Wyposażenie obejmuje m. in. automatyczną klimatyzację i kierownicę wielofunkcyjną.

Gdyby ktoś wolał diesla, dostępne było o 2 lata młodsze Audi A4 kombi z 1.9 TDI, jednak wybór padł na sedana, ze względu na jego obiecujący stan.

Komis Autoauto miał dla nas zdecydowanie świeższe propozycje. Zwróciliśmy uwagę na A4 z 2012 roku za niecałe 50 tys. zł. Deklarowany przebieg to zaledwie 99 tys. km. Zaskakująco mało jak na kombi z silnikiem diesla, dokładniej 2.0 TDI. Jest to dość podstawowa wersja, dodatki tak naprawdę kończą się na automatycznej skrzyni biegów oraz tempomacie i klimatyzacji. Z drugiej strony kuszący jest przebieg oraz informacja, że auto pochodzi z Polski i miało tylko jednego właściciela. To pozwala na dość łatwą weryfikację jego historii.

niemieckie samochody premium

Według danych z CEPiK-u wszystko jest w porządku. Pojazd faktycznie został kupiony w Polsce, a przebiegi odnotowane podczas przeglądów nie budzą zastrzeżeń. Podejrzewam, że nikogo nie zaskoczy, że auto przez pierwsze 3 lata należało do firmy lub organizacji. Nie jest to jeszcze powód do węszenia kłamstwa na temat liczby właścicieli. Przecież można wykupić samochód po zakończeniu umowy leasingu.

Na potwierdzenie tego, że brązowe kombi jest mało zużyte, komis oferuje w cenie auta 6-miesięczną gwarancję.

Mercedes

Wybór niezłachanych aut marki ze Stuttgartu w cenach nie przekraczających 50 tys. zł okazał się żałośnie mały. Tak naprawdę ledwo znaleźliśmy jeden egzemplarz godny zainteresowania, w komisie Autlet. To ściągnięta ze Szwecji E-klasa kombi z 2004 r. Jej przebieg to 187 tys. km i wszystko wskazuje, że jest objęty pisemną gwarancją. Pod maską Mercedesa znajdziemy benzynowy silnik 1.8, a dodatki są raczej skromne, obejmują de facto tylko automatyczną klimatyzację i wielofunkcyjną kierownicę. Nie jest to może ideał, a wyposażenie nie powala, ale posiada szereg dokumentów potwierdzających jego historię. Jeśli papier to za mało, można sprawdzić auto w szwedzkich bazach danych, komis udostępnia informacje potrzebne by odnaleźć srebrnego Mercedesa w systemie. Oczywiście skorzystaliśmy z tej możliwości i nie zauważyliśmy nic podejrzanego. Należy jednak wziąć poprawkę na to, że nikt z nas nie zna szwedzkiego i musieliśmy zdać się na Google Tłumacza.

Cena za szare kombi? 20 200 zł.

Niestety, pozostałe stojące w komisach Mercedesy musieliśmy odrzucić. Były albo zbyt drogie, albo straszyły bardzo źle wykonanymi naprawami powypadkowymi, zepsutymi zawieszeniami samopoziomującymi i ogólnym marnym stanem.

BMW

Auta bawarskiej marki spełniające wymogi przeglądu znaleźliśmy tylko w komisie autoauto.pl. Najświeższą propozycją, która zwróciła naszą uwagę okazał się model 318d z 2012 r., czyli generacja F30. Przebieg tego sedana to uczciwie brzmiące 208 tys. km, a cena wynosi niecałe 45,4 tys. zł. Tutaj również nie znajdziemy wspaniałego wyposażenia, ale nawigacja, podgrzewane przednie siedzenia oraz tylne czujniki parkowania to na pewno miłe dodatki.

Jeśli wolimy jednak kupić BMW z silnikiem benzynowym, możemy wybierać spośród kilku egzemplarzy generacji E90 wyposażonych w 2-litrowe 170-konne motory. Najświeższy i najciekawszy okazał się przyzwoicie wyposażony model 320i z 2009 r. Dodatki obejmują m. in. tempomat, automatyczną klimatyzację, tylne czujniki parkowania, podgrzewane przednie siedzenia oraz M-pakiet wraz ze sportowymi fotelami. Przebieg? 199 tys. km. Nie za duży, ale nie jest to kombi w dieslu, ma szanse być prawdziwy. Cena? Niecałe 38 tys. zł.

Załóżmy, że jednak wolimy serię 5. Trafiliśmy na jedną ofertę spełniającą nasze wymogi. To kombi z 2007 r. z 2.5-litrową jednostką benzynową generującą 190 KM. Tu, jak przystało na wyższy model, znajdziemy o wiele bogatsze wyposażenie niż w opisanych wcześniej trójkach. Środek przywita nas jasną skórą i elementami z drewna. Lista dodatków obejmuje między innymi wyświetlacz head-up, doświetlanie zakrętów, aktywny tempomat czy podgrzewane przednie fotele. Na liczniku widnieje liczba 242 tys. km, a kwota potrzebna na zakup tej piątki to niecałe 28 tys. zł.

Nie jest kolorowo.

Nasze poszukiwania niemieckich premium w umiarkowanych cenach skończyły się fiaskiem. Mając do dyspozycji kwotę 50 tys. zł tak naprawdę możemy zapomnieć o kupieniu przyzwoitego Mercedesa od klasy C wzwyż. Wybór Audi ogranicza się do modelu A4 i również nie ma tu rewelacji. Wyposażenie oferowanych egzemplarzy nie powala, a liczba ofert nie pozwala na zbytnie wybrzydzanie. Najgorsze, że duża część to modele już całkiem wiekowe. Przechadzając się po placach dużych punktów handlowych największe szanse mamy na zakup BMW, przy czym niestety w większości to nadal będą przeciętnie wyposażone i niezbyt ekscytujące modele pokroju 318d czy 320i.

Jeśli chcemy kupić w miarę świeży egzemplarz najprawdopodobniej będziemy musieli ostro się targować. Poza wyróżnionym w przeglądzie 318d z 2012 r. w komisie Van der Car natrafiliśmy na trójkę nieznacznie przekraczającą budżet. Kosztowała 55 tys. ale za to została wyprodukowana w 2014 r. Niestety, to też 318d z niezbyt bogatym wyposażeniem.

Tym razem poszukiwania w dużych komisach nie są zbyt dobrym rozwiązaniem.

Jak widać, chcąc kupić niemieckie pełnowymiarowe premium w cenie do 50 tys. zł można sobie odpuścić poszukiwania na placach największych komisów. Oferta jest uboga i tak naprawdę nie znaleźliśmy auta, które moglibyśmy jednoznacznie polecić. Wszystkie albo są mocno podstarzałe, albo marnie wyposażone, a pod ich maską znajdziemy niezbyt ekscytujące silniki. Brakuje złotego środka, czyli wozów nie za starych, nie za młodych, ale dobrze wyposażonych. Powiedzmy, że opisane BMW serii 5 łapie się do tej kategorii, ale przeznaczając 50 tys. zł na zakup samochodu spokojnie można myśleć o czymś świeższym.

W związku z tym pozostaje standardowe szukanie auta za pośrednictwem popularnych serwisów ogłoszeniowych. Ze wszystkimi niedogodnościami, takimi jak czasochłonność czy samochody, które na żywo nie przypominają egzemplarzy ze zdjęć.

REKLAMA

Na pocieszenie obejrzyjcie sobie zdjęcie siódemki z komisu Autoauto, która nie załapała się do przeglądu, ale ma jeden ciekawy element - mocowania na flagi.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA