Policja wzięła się za nielegalne pojazdy. Nadal można je kupić i momentalnie wpakować się w kłopoty. Przegląd ofert
Ostatnio kilka razy czytałem wiadomości o tym, że policja wzięła się za nielegalne rowery i hulajnogi elektryczne. Podobno najwięcej osób wyłapano w Krakowie, ale nie jesteście już bezpieczni na swoich pędzących dwukołowcach elektrycznych w żadnym miejscu Polski.

Tak naprawdę to trochę nie rozumiem, jak ta sytuacja może trwać. Kupuje się całkiem legalnie pojazd dopuszczony do sprzedaży, którym nie można poruszać się po drodze. Sprzedawca normalnie na tym zarabia, a klient jeździ nielegalnie na własne ryzyko. Jest to motorower elektryczny, więc powinien mieć rejestrację i ubezpieczenie OC. Klient chciałby to zrobić, ale nie może, bo sprzedawca nie zapewnia wyciągu ze świadectwa homologacji. Jest więc oszukany podwójnie – przez sprzedającego i przez państwo, które z jednej strony żąda aby pojazdy rejestrować, z drugiej – nie zezwala na to z absurdalnego powodu (a wystarczyłby przegląd na stacji kontroli pojazdów).
Cyk, wchodzę na Allegro i cóż widzę?
Setki pojazdów „rekreacyjnych”, do użytku „poza drogą”, zasadniczo można sobie nimi jeździć po własnej działce. Problem w tym, że kiedy wyjdę z domu, to te same pojazdy śmigają po drodze rowerowej niedaleko mojego bloku. Uznałem więc, że jeśli już łamać prawo, to z rozmachem, a nie byle jak i postanowiłem znaleźć pięć najbardziej nielegalnych pojazdów na drogach publicznych na największym polskim serwisie sprzedażowym. Wszystkie z nich łączy to, że można nimi zarówno bardzo szybko się przemieszczać, jak i bardzo szybko popaść w kłopoty.
Rower elektryczny ORZEL K17 o mocy 2 kW
A właściwie motorower o prędkości roboczej 45 km/h – maksymalnie może rozwinąć nawet 50 km/h. Posiada dwa osobne silniki, po jednym na każdą oś, każdy czterokrotnie mocniejszy niż pozwala polskie prawo. Do tego bardzo grube opony i mamy idealny pojazd „terenowy”, którego różne wcielenia widzę wszędzie, tylko nie w terenie. Niewątpliwie jest to znakomity pojazd transportu osobistego, tyle że całkowicie nielegalny na drogach publicznych. Zwracam uwagę, że na jednym ze zdjęć ten pojazd ma kierunkowskazy, co wskazywałoby na to, że producent wie – to motorower. Ale czy ktoś przebije te 2 kW?

Oczywiście.
Ridstar Q20 – rower o mocy 3 kilowatów
Może jechać nawet 60 km/h. Ma dwie baterie i przejedzie do 180 km. Nie bardzo wiem czym to się różni od skutera elektrycznego poza obecnością pedałów i słabym poziomem udawania, że tak naprawdę jest to rower. Jeździłem takim lub bardzo podobnym pojazdem przy okazji targów rowerowych na stadionie w Warszawie i z całą pewnością nie da się na tym jechać jak na normalnym rowerze, ponieważ odległość między siodłem a pedałami nie pozwala normalnie zginać i prostować nogi. Należy wsiąść, odkręcić manetkę i pruć przed siebie z wizgiem elektrycznego silnika, oczywiście do pierwszego spotkania z odpowiednio złośliwym patrolem – lub do wypadku spowodowanego jazdą 60 km/h po drodze rowerowej.

Elektryczny motocykl EKX bez homologacji o mocy 3 kW i prędkości nawet 80 km/h
Ależ oczywiście. W dodatku udaje rower, ponieważ posiada układ napędowy z pedałami i łańcuchem, chyba trochę dla picu albo do dojechania „w teren” po drodze rowerowej. To miło że sprzedający nazywa ten pojazd „elektrycznym motocyklem dla dorosłych”, ale w opisie nie znajdziemy zupełnie nic na temat tego, że tego elektrycznego motocykla nie da się zarejestrować i jeździć nim po drogach. No taki nieistotny drobiazg, któż mógłby się tym przejmować? W końcu liczy się, żeby upłynnić towar, a co potem klient z nim zrobi, to żadna odpowiedzialność sprzedawcy. Inna rzecz, że z opisu ten elektryczny motocykl wygląda jak całkiem normalny, legalny pojazd z oświetleniem, hamulcami itd. Nie bardzo rozumiem dlaczego nie można pojechać tym motocyklem na badanie techniczne i z tym wynikiem badania otrzymać tablice rejestracyjne. W każdym razie sprzęt prezentuje się znakomicie i zapewne pozwala na rakietowe przyspieszenia. Co więcej, w ogłoszeniach potrafi przewijać się też wersja o mocy 6 kW.

Nadal nie osiągnęliśmy jeszcze szczytu absurdu, więc proszę, oto on – nie znalazłem nic mocniejszego:
Ten pojazd rozpędzi się do 85 km/h. To już prędkość, przy której nie potrzeba wiele, żeby zginąć lub samemu kogoś zabić. Tym razem jednak trzeba przyznać, że sprzedający zawarł w opisie informację o tym, że motocykl nie ma dokumentu COC (certificate of conformity - certyfikat zgodności), więc trzeba "zapoznać się z lokalnymi przepisami w celu potwierdzenia dopuszczenia do ruchu na drogach publicznych”. Innymi słowy oznacza to zakaz użycia w przestrzeni publicznej. I teraz: czy w związku z tym wolno jeździć na tym po lesie albo po polu? Jeśli to teren prywatny, to tak – za zgodą właściciela. Jeśli to teren publiczny, teoretycznie tak, ale nadal nie można robić co się chce, pędzić jak szaleniec i powodować zagrożenia – mówi o tym art. 98 kodeksu wykroczeń.

Ale jednak jest pojazd, który musi wygrać to zestawienie. Oto on: hulajnoga, która jedzie 70 km/h
Jeszcze rozumiem te elektryczne motocykle na dużych kołach, gdzie jednak się siedzi we względnie stabilnej pozycji. Ale już hulajnogi elektrycznej o mocy 2,4 kW rozpędzającej się do 70 km/h to trochę pojąć nie umiem. Wydaje mi się, że przeciętnie rozsądny człowiek nie chciałby w ogóle poruszać się takim pojazdem. Wysoki środek ciężkości i bardzo małe koła, stojąca pozycja kierującego i ogromna prędkość – trzy i pół raza wyższa niż dopuszczalna dla UTO (urządzeń transportu osobistego). Zapewne ten pojazd ma tryb „miejski”, w którym moc silnika jest zmniejszona i da się jechać 20 km/h, ale wciąż możliwość jego odblokowania jednym przyciśnięciem guzika czyni go zupełnie nielegalnym na drodze publicznej.

W najmniejszym stopniu nie przeszkadza to sprzedającemu czerpać korzyści finansowych z jego sprzedaży.
zdjęcie główne: Pixabay u_d7hddm5o