Od przyszłego roku Mercedes W140 oficjalnie będzie zabytkiem. Ceny nadal stoją w miejscu
Mercedes-Benz wydał komunikat prasowy, w którym napisano, że od przyszłego roku klasa S W140 będzie oficjalnie mogła kwalifikować się na zabytek. Jak na zabytek, to coś nie chce drożeć.
Nie ukrywam, że jestem fanem W140. Kiedyś ten samochód mnie odrzucał, ale z czasem zauważyłem, jak jest wspaniały. Jego zwalista linia i przydomek „locha” zaczęły mieć swój urok szalonych lat 90. – bez wątpienia najlepszej dekady XX w. Szanuję, że Mercedes nie bawił się w półśrodki, tylko naprawdę robił wszystko, żeby ten wóz był bezkompromisowo najlepszy i wyznaczał standardy w klasie luksusowej.
Z drugiej strony, jest to nadal tani wóz
Podobnie jak wszystkie klasy S. Wydawałoby się, że Mercedes klasy S będzie z czasem niesłychanie nabierał wartości, ale nic bardziej mylnego. To raczej auto, które utrata wartości dotknęła najmocniej. Jak szalone drożeją rzadkie wersje mniejszych modeli typu W124 E 500 czy W201 2.3 16, ale zwykłe klasy S, takie „z haka” od lat stoją cenowo w miejscu i to miejsce jest raczej nisko w stosunku do innych aut. Głównie dlatego, że podaż wciąż jest ogromna, nie ma efektu „rzadkości”, a trudno ekscytować się 320-tką ze średnim wyposażeniem. W końcu wyprodukowano aż 400 tys. sztuk tego auta – to ogromny wynik jak na klasę luksusową. W tym tylko 28 tys. diesli, które dziś są uważane za plebejskie i kosztują grosze, co nadzwyczaj mnie do nich zachęca. Największa, wręcz szokująca utrata wartości dotyczy wersji 600 V12. Jeździ tak samo jak V8, tyle że jest dwa razy droższa w utrzymaniu. I trochę inaczej brzmi.
Mercedes W140 będzie zabytkiem od przyszłego roku... w Niemczech
W Polsce te zasady są bardziej skomplikowane i widziałem już 3 sztuki W140 na żółtych. Jeśli samochód należy do muzeum, to nie musi mieć ukończonych 30 lat, podobnie jeśli stanowi element kolekcji – pewnie stąd się wzięły. Zresztą nadal nie wiem, czy w naszym kraju już oficjalnie zmieniono minimalny wiek auta zabytkowego z 25 na 30 lat. Nikt nie umie mi jednoznacznie odpowiedzieć.
W każdym razie ta wiadomość zachęca mnie, żeby niezwłocznie udać się na OLX i sprawdzić, za ile mogę stać się właścicielem tego supercennego zabytku, jakim jest Mercedes W140 klasy S. Let's do this! Slap like now if you are excited! (przepraszam, oglądam film na Youtube pisząc ten wpis).
Bez problemu kupimy W140 za mniej niż 10 000 zł.
Będzie to zapewne diesel. Niestety, zwykle 3,5-litrowy, ja poluję od lat na ładnego 300 SD (turbodiesel). Jednak nie wszystkie samochody do 10 tys. zł to będą diesle, bo wciąż wisi w ogłoszeniach ten benzynowy 2.8 na czarnych blachach, podobnie jak ten benzynowy 2.8. Wszystkie bym szarpał jak pies kiełbasę, w tym samochodzie silnik to sprawa trzeciorzędna. Mógłbym mieć takiego z dieslem 2.5 wolnossącym.
15-20 tys. zł to optymalny przedział cen, jeśli nie masz zbyt dużych wymagań i auto po prostu ma jeździć. Ten jakoś mi się nie podoba. Tego oglądałem z zewnątrz ale odmawiam komentarza. Niezły jest ten, ale ma dziwnie biedackie wnętrze. Dla odmiany ten w kabinie jest całkowicie zielony. Jestem zielony z zazdrości, że nie stoi u mnie w garażu. Ale bym nim wjeżdżał do mojego garażu, zajęłoby to ze 20 minut.
Całkowicie niedopuszczalna jest manualna skrzynia biegów w tym samochodzie. Bez problemu pogodziłbym się z brakiem klimatyzacji ale manual to skandal. 20 tys. zł pozwala już kupić benzynowe V8 w stanie kolekcjonerskim, czyli z paroma bąblami rdzy na błotnikach. 20 tys. zł kosztuje też „szejseta”, porównajcie sobie to z ceną jej zakupu. Kiedy była nowa, kosztowała tyle co 100-metrowe mieszkanie w Warszawie, teraz kosztuje tyle co 2 metry kwadratowe mieszkania w Warszawie. Masakra. Tak, wiem że mowa o egzemplarzu z uszkodzoną skrzynią, co nie zmienia faktu że spadek wartości jest ogromny.
Powyżej 25 tys. zł zaczynają się tzw. piękne sztuki
Na przykład sprowadzone z Japonii. Wszystkie te „piękne sztuki” mają bogate wyposażenie, ale nie oznacza to że mają też mocny silnik. Mogą mieć też najmniejszy ze wszystkich, bo czemu nie. Można nawet liczyć na przebiegi poniżej 300 tys. km – śmiesznie małe jak na ten samochód. Wchodząc w strefę koneserstwa mamy już praktycznie same V8 i V12. Rozmowy o W140 kończą się na kwocie 95 000 zł, tyle kosztuje V12 z przebiegiem poniżej 100 tys. km wyglądające jak właśnie wyjęte z pudełka z napisem „nowy samochód szefa Yakuzy”.
Nie zmienia to zupełnie faktu, że 30 lat po swoim debiucie W140 nie należy do jakoś szczególnie wysoko cenionych klasyków. Średnia cena ogłoszeniowa za ten wóz to 25-27 tys. zł. Ciekawe czy jak wysypią się egzemplarze na żółtych, to ceny wzrosną, w końcu nie trzeba będzie jeździć na przeglądy i płacić OC, a to nie są tanie rzeczy. No i czy konserwatorzy zabytków nie odmówią wpisywania tego do ewidencji na zasadzie „takich już mamy 50”.