Poniedziałkowy przegląd ofert: kupujemy Mercedesa W124
Tym razem w poniedziałkowym przeglądzie ofert zajmiemy się prawdziwym dinozaurem wśród aut używanych, czyli Mercedesem W124. Niektórzy uważają, że to już zabytek, ale bez problemu można nim jeździć na co dzień, a podaż w Polsce jest nadal większa niż np. takiego Audi 80.
Baleron to taki klasyk Schrodingera. Niby wiek już słuszny, niby model ważny dla historii motoryzacji, ale nadal na drogach spotyka sie go częściej niż wiele stosunkowo nowych aut, a serwisy ogłoszeniowe pełne są ofert sprzedaży. Niesamowita jest też rozpiętość cenowa: od 1750 do 169 000 złotych. OLX oferuje W124 skrojone na każdą kieszeń.
Spróbujmy teraz przyjrzeć się, jak wybrać ciekawe oferty poczciwych Baleronów tak, by nie musieć sprzedać nerki, ale i by nie skończyć ze zwykłym paździerzem. Sam swego czasu padłem ofiarą ładnego na zdjęciach taniego W124 i bujałem się z nim przez 2 lata.
Zaczynamy.
OLX zna miłość Polaków do W124 i przydzieliło mu własną kategorię zamiast wrzucać pod zbiorczą klasę E (którą Baleron stał się w 1993 r.). To ułatwi poszukiwania. Znaleziono 514 ogłoszeń. Nie oszalałem by przeglądać wszystkie, więc na początek poddam się swoim instynktom i zobaczę co jest najtańszego do kupienia.
Sedan z Podlasia, wąska listwa, silnik 2.6 z gazem za 1750 zł. Zdjęcia robione ze szronem na karoserii, ale i tak nie są w stanie ukryć wszechobecnej rdzy, do której właściciel się przyznaje. Brudny środek to jest pikuś przy tym co zapewne znajdziemy pod spodem w okolicach mocowań tylnego zawieszenia. Widziałem wystarczająco dużo Baleronów, by wiedzieć jak się kończy zajrzenie pod auto w takim stanie zewnętrznym.
Jeśli chcemy zachować rozsądek i dojechać do domu nie zostawiając po drodze zawieszenia pomińmy najtańsze oferty.
Doprecyzujmy poszukiwania
Po pierwsze, po co nam sedan? Jakbyśmy się nie starali, dla każdego to będzie stara taksówka. Wybieram więc kombi. Niezwykle praktyczne i wyposażone w samopoziomujące tylne zawieszenie, do tego rzadziej spotykane w dobrym stanie, więc bardziej interesujące pod kątem ewentualnego stania się klasykiem.
Skrzynia: automatyczna, bo nie po to się kupuje Mercedesa by wachlować lewarkiem jak jakieś zwierzę. Silnik? Skupmy się na tym, z czego W124 słynie, czyli dieslach. Pominiemy jednak wolnossące jednostki 75- i 90-konne, bo nie chcemy by spod świateł wyprzedziło nas przeładowane T4. Zaznaczamy jeszcze przebieg powyżej 300 tys. Po co tracić czas na legendy o 25-letnich kombi w dieslu z niskim przebiegiem? To odcięło tylko 4 oferty, więc raczej nie zmarnowałem okazji na kupno jakiejś perełki.
Kupno Balerona w fajnej opcji nie jest takie łatwe.
Wybór znacznie się zawęził. Niestety, to co ściągano do Polski, to w większości najuboższe wersje Balerona, więc do wyboru mamy tylko 9 ogłoszeń. Pomińmy od razu najtańsze egzemplarze i przejrzyjmy górę tabeli, która nie przekracza racjonalnej ceny za uczciwe W124. Z góry odrzucam chytrusów wystawiających w jednym ogłoszeniu 2 samochody, bo zapłacenie 30 złotych za dodanie oferty to było za dużo. Na miejscu czekają pewnie kolejne kwiatki.
Najdroższą ofertę z góry odrzucam. Nie ufam komisom, zwłaszcza takim, które w nazwie mają już zawarte „Najlepsze Samochody Gwarancja Leasing Kredyt Telefon odbieramy codziennie 8-21 Zapraszamy”. Oczywiście nie można było tego napisać w opisie. Pominę nieaktualne bajki o tanim OC i to, że auto coś mi śmierdzi pudrowanym trupem.
W124 z litanią napraw to dobre W124.
Na placu boju pozostały 2 oferty. Pan Mariusz proponuje za 13 tys. egzemplarz z ostatniej serii, rocznik 1993 z wolnossącym 3.0 o mocy 136 koni. Podany przebieg to 377 500, a w opisie mamy litanię wymienionych części. To dobry znak. Nie mamy do czynienia z filozofią typu niezniszczalne W124 nie wymaga serwisu, a potem okazuje się, że cały samochód jest już do wymiany. Zrobione tylne, dość kosztowne w naprawie, zawieszenie to duży plus. Auto jest nieźle wyposażone i dość dobrze się prezentuje. Zastanawia mnie tylko błotnik z kratką typową dla turbodiesla przy deklaracji właściciela, że to jednostka wolnossąca. Czyżby swapik żeby eksploatacja była tańsza?
Druga opcja to Mercedes pana Bartka z 1991 r. Przebieg wynoszący 567 tys. zapowiada się uczciwie. 3-litrowy wolnossący silnik o mocy 110 KM i przyzwoite jak na W124 wyposażenie oraz podobno dobra blacha od spodu. Cena to 10 tys. złotych. Niestety nadwozie, zwłaszcza przednie błotniki, wygląda na niechlujnie zmontowane po jakiejś przygodzie, nie ma też zdjęć przednich siedzeń. Nieco podejrzane, choć może to po prostu kwestia dużego nalotu, z którym wiążą się stłuczki i porwany fotel kierowcy.
Wychodzi na to, że na dobre kombi z dużym dieslem trzeba wydać kwotę pomiędzy 10 a 15 tys. złotych. Samo znalezienie odpowiedniego egzemplarza będzie trudne.
Chyba odpuszczę sobie kombi.
Skoro zakup niezłachanego kombi w fajnej opcji okazuje się trudny, a żadna oferta mnie nie porwała na tyle bym zadzwonił, przyjrzę się bardziej kultowemu coupe. 2-drzwiowe W124 nie nadaje się na woła roboczego, więc szanse na interesujący egzemplarz są większe. Skrzynia jaka nadal nas interesuje to oczywiście automatyczna, zaś wybór silników zawęzimy do M104 i ewentualnie specjalnych wersji mocniejszych. M102 i M103 nie należą do najlepszych konstrukcji Mercedesa, a M111 choć dobre, jest nieco zbyt słabe. Jeśli spotkamy się z falującymi obrotami, nie warto panikować. To najczęściej wina wiązki, której odtworzenie kosztuje pomiędzy 700 a 1000 złotych i daje spokój na lata. Jak najłatwiej wyrzucić z ofert M103 i wszystko poniżej? Mocą.
Znaleziono 14 ogłoszeń. Wygląda na to, że znowu jestem wybredny, ale póki jest jeszcze wybór, lepiej kupować jak najlepsze wersje. Najtańszy egzemplarz wisi za 16 900 zł, w tytule ma sformułowanie super stan. Ewidentnie tutaj imprezę sponsoruje Śnieżka, zwłaszcza malowanie czarnych elementów na zderzakach i klapie. Właściciel nie zna też mocy swojego M103, bo przecenia je o dobre kilkadziesiąt koni.
Przejdźmy więc od razu w górę tabeli.
Martwi mnie nieobecność wariantu 2.8, ale mówi się trudno. Wygląda na to, że za 220-konne przyzwoite 3.2 M104 trzeba zapłacić między 20 a 30 tys., zakładając, że poniżej nie omijam okazji. Zaczynając od dołu spodobał mi się zielony egzemplarz pana Tomasza. Opis wydaje się uczciwy, przebieg jak na coupe spory, ale auto wygląda na zadbane. Swoją drogą, zwróćcie uwagę na siedzenia i porównajcie je z tymi, które spotkacie w ofertach W124 z rzekomymi przebiegami typu 220 tys. Tu bym zadzwonił. Urzekło mnie to zielone wnętrze. Szkoda tylko, że nie ma tu skór w tym samym kolorze. Pójdźmy więc wyżej w cenniku w poszukiwaniu lepszego wypasu.
Ogłoszenia z usterkami podawanymi tylko na telefon i zdjęciami robionymi ewidentnie jeszcze mokremu autu pomijam. Po prostu nie ufam takim sprzedawcom. Już za 24 900 możemy kupić nieco zmęczony i skundlony egzemplarz, ale ze skórami w środku. Bardzo jestem ciekaw, kim był rzeczoznawca, który wycenił go na 32 tys. Za to już za 25 klocków możemy przytulić coupe podobno zakupione w polskim salonie po 3 latach stania. Ciekawe ile trzeba było kraść... Nie jest na oko zły, choć nie jest też idealny, np. na tunelu środkowym widzę jakieś zastanawiające kropki i ogólnie wydaje się jakiś taki zmęczony.
Za 28 tys. możemy kupić ładną coupetę od właściciela, który ją podobno kocha i nie zgadza się na jazdy próbne po mokrej drodze. Interesujące, myślałem, że jeśli coś jest naszą ukochaną rzeczą, to się jej nie pozbywamy, a jeśli sprzedajemy auto zimą, to wiemy że jazda próbna zazwyczaj musi odbyć się na mokrej drodze. Po co w ogóle sprzedawać w ten sposób? No i niby taki koneser poszukujący tej jedynej konfiguracji, a na klapie fałszywe AMG rodem spod remizy. Serio? I nie chodzi mi nawet o te małe kałuże wody pod samochodem, sugerujące foty od razu po myjni, bo auto jest już w miarę suche. Ale przynajmniej na zdjęciach widać auto w całości, a nie jak to czasem bywa – krzywe, nieostre kadry.
Najwyższa półka.
Poza znacznymi odchyłami od normy mamy jeszcze w okolicach 30 tys. zaskakująco rzetelnie opisany egzemplarz z Niemiec (pewnie auto od handlarza, na co wskazuje też charakterystyczny dla tej grupy zawodowej styl pisania, wystawione jako oferta prywatna dla niepoznaki) oraz bardzo ładnie sfotografowaną i nieźle rokująca sztukę od pana Krzysztofa. Nie jest tanio, ale oba te ogłoszenia wydają się warte przynajmniej telefonu.
Mój pierwszy wybór padłby jednak na zielone coupe z materiałowymi fotelami. Dlaczego? Bo jak widać do lepiej wyposażonych wersji trzeba dopłacić blisko połowę ceny, a tam mam już to co najważniejsze, czyli 220 koni, automat, klimatyzacja chyba też jest. Jeśli jednak chcemy poczuć odrobinę elegancji i prestiżu - trzeba przygotować się na kwoty bliższe 30 tys. zł.
Wnioski końcowe.
Niby Baleronów na handel jest w Polsce więcej niż Audi 80, jednak pośród przeszło 500 ofert ciekawe wersje to znikomy odsetek. Jeśli nie satysfakcjonuje nas potaksówkowy grat sedan z 2-litrowym dieslem balansujący na granicy terminalnego zużycia, musimy uzbroić się w cierpliwość. Znalezienie wymarzonego kombi lub coupe będzie wymagało trochę wysiłku i zapewne kilku porażek.
Ważne by oględziny przeprowadzić na spokojnie i dokładnie obejrzeć podwozie, zwłaszcza w okolicach mocowań tylnego zawieszenia do karoserii oraz korków inspekcyjnych tylnych nadkoli, które w W124 są profilami zamkniętymi. Korozja pojawia się tam nawet w świetnie wyglądających egzemplarzach i rozwija się bardzo podstępnie i niebezpiecznie dla konstrukcji auta, wchodząc z czasem głęboko w kluczowe elementy.
Dobra wiadomość jest taka, że ceny wciąż jeszcze nie oszalały. Choć Balerony zaczęły się piąć w górę, około 13 tys. za ładne kombi z dużymi dieslem czy niecałe 30 tys. za w miarę wypasione 220-konne coupe nie brzmi najgorzej. Nie jest też tak, by nie było w czym wybierać. Warto jednak zacząć się spieszyć, bo wygląda na to, że W124 zaczyna ubywać, sądząc po tym, że rozstrzał cenowy pomiędzy paździerzami i zadbanym samochodami jest coraz większy, a egzemplarze przeciętne prawie nie istnieją.
Ewentualnie można rzucić wszystko i kupić sobie taniej karawan pogrzebowy lub 6-drzwiową limuzynę. Jak się bawić to się bawić.