Po przejażdżce Mercedesem EQE rozważam przekwalifikowanie się na laweciarza
Zachęcił mnie do tego jeden detal.
Kiedy patrzymy sobie z boku na Mercedesa EQE, wydaje się nam on po prostu niezbyt kształtnym sedanem z dziwacznie wydłużonym rozstawem osi. Z przodu ma jakąś tam maskę, z tyłu jakiś bagażniczek i gotowe. Jednak gdy mu się bliżej przyjrzeć, można zobaczyć małą klapkę po jego lewej stronie. Cóż to takiego i dlaczego ktoś zdecydował się na takie zakłócenie linii bocznej tego pięknego na swój sposób samochodu?
Chciałem sprawdzić co to i czy może ma to jakieś połączenie z tym, co znajduje się pod maską. Zacząłem więc szukać dźwigni do otwierania maski, ale jej nie znalazłem. Przyjrzałem się więc uważnie pokrywie przedniej EQE i zauważyłem, że zapewne otwarcie jej jest możliwe, jednak do tego za chwilę wrócimy. Tymczasem otworzyłem sobie tę klapkę z boku.
To miejsce na dolewanie płynu do spryskiwaczy i jest to jedyna czynność, jaką można zrobić przy EQE – i zarazem ostatnia czynność eksploatacyjna, na której samodzielnie dokonywanie pozwala producent. Jakakolwiek najdrobniejsza awaria natychmiast eliminuje ten samochód z ruchu i nasze „żyć albo nie być” zależy od tego, jak szybko przyjedzie laweta. Jeśli to jest przyszłość motoryzacji, to chyba trzeba zacząć latać Iwekiem z platformą hydrauliczną, żeby móc zwozić do serwisów samochody elektryczne, w których przetarł się jakiś przewód, zaśniedział konektor albo gwóźdź wbił się w oponę.
Ale czy maska w EQE naprawdę się nie otwiera?
Tak, ale nie. Można ją otworzyć, ale użytkownikowi nie wolno tego zrobić, instrukcja wyraźnie tego zabrania. Przypomina to nam, że według producenta nawet kupując samochód nie jesteśmy jego właścicielami. Kupujemy tylko prawo do jego użytkowania i to wszystko. Oczywiście za pomocą prostych narzędzi można odkręcić plastikową osłonkę pod kolumną kierownicy po lewej stronie i dostać się do czerwonej dźwigni, która otwiera maskę. Maska nie ma nawet pręta do jej podpierania, bo po co, skoro i tak otwiera ją tylko serwisant i może sobie ją zablokować w pionowej pozycji za pomocą zawiasu. Pod maską znajdują się elementy układu chłodzenia czy port do uruchamiania awaryjnego z zewnętrznego źródła energii, jeśli wszystko wyczerpie się do zera. Jak słusznie zauważa autor filmu, dzięki możliwości otwierania maski można byłoby choćby wyczyścić liście czy igły, które tam wpadły, ale to też zadanie tylko dla serwisu.
Pojawia się też ciekawa kwestia związana z prawem do napraw poza ASO
Na razie dźwignia do otwierania maski jest tylko zablokowana plastikową osłonką, ale w następnej generacji zdjęcie tej osłonki będzie zapewne wymagało podania kodu generowanego tylko przez połączenie z bazą producenta, za co oczywiście trzeba będzie wnieść opłatę. Producent powie: no przecież umożliwiamy naprawy poza ASO, po prostu trzeba zapłacić, czego nie rozumiecie? Dobra, idę szukać jakiegoś ładnego Iveco Daily.