Ten, kto wysłał takie zawiadomienie, powinien zostać zwolniony za kpiny z prawa.
To ludzka rzecz, pomylić się. Znam nawet łacińską wersję tego wyrażenia. Można wtedy powiedzieć: faktycznie, pomyliłem się, odwołuję co powiedziałem i przepraszam za zamieszanie. Gorzej, jak ktoś w tę pomyłkę brnie, a jej skutkami obarcza innych. Przy okazji sprawa przekroczenia o 633 km/h pokazuje absurd zautomatyzowanego systemu karania kierowców.
Mandat za przekroczenie prędkości o 633 km/h
Podobno pewna młoda dama z Alcony we Włoszech jechała swoim Focusem RS-em z prędkością 703 km/h na ograniczeniu do 70 km/h, co daje przekroczenie o 633 km/h. Tak przynajmniej wynika z mandatu, który otrzymała od lokalnej policji. Ktoś powie – haha, wiadomo że Focus tyle nie pojedzie nawet po cziptuningu, mandat można wyrzucić do kosza. Problem w tym, że nie.
System jest zautomatyzowany i nie sprawdza, czy pomiar w ogóle ma sens. Zarejestrował 703 km/h, więc do pani z Alcony wysłano mandat, odebrano jej prawo jazdy i nałożono grzywnę w wysokości 850 euro. Nikt nawet nie mrugnął okiem. Na to wszystko rzecznik lokalnej policji o imieniu Giovanni proponuje, żeby dla uproszczenia przyznać się do winy, zapłacić mandat, a potem wystąpić do sądu o odszkodowanie.
Mam prostsze rozwiązanie
Pana Giovanniego należy wysłać do prac porządkowych, fotoradar oddać do serwisu – jeśli odwala takie inby, a tego kto „przyklepał” wysłanie zawiadomienia do „sprawczyni wykroczenia”, wyrzucić z pracy. Natomiast właścicielka Focusa RS powinna niezwłocznie zawiadomić policję o próbie wyłudzenia pieniędzy. Sprawdziłem w kilku źródłach – fotoradary są technicznie przystosowane do mierzenia prędkości w zakresie od 20 do 250 km/h. Nieliczne urządzenia ponoć potrafią zmierzyć prędkość nawet do 300 km/h. Żaden fotoradar jednak nie jest w stanie odczytać prędkości znacznie przekraczającej 300 km/h. A już z pewnością nie może stwierdzić, że ktoś jechał po lądzie 700 km/h. To technicznie niemożliwe.
Zatem ten, kto nałożył ów mandat, zrobił to korzystając z danych, które są w sposób oczywisty fałszywe. Jestem januszem prawa (miałem 2 lata na studiach), ale to mi podchodzi pod wyłudzenie. Może nieumyślne, ale jednak. Byłoby grubym błędem, gdyby pani od Focusa przyznała się do winy i zapłaciła mandat – to usankcjonowałoby sytuację, że można wysyłać do ludzi cokolwiek, najbardziej absurdalne wezwania i oni dla świętego spokoju zapłacą. A podobno na zachodzie są same Państwa Prawa™.
W Polsce też zdarzają się podobne przypadki
Do Polaków przychodzą listy z Niemiec, a w nich czeka mandat za przekroczenie prędkości. Na zdjęciach jest ktoś inny, tablice się nie zgadzają, nikt się nie przejmuje i wysyła. Ważne, żeby było w miarę podobnie, a nuż ktoś się nie zorientuje i zapłaci. W telewizji pokazywano też przypadek kobiety, która regularnie dostawała mandaty z fotoradaru, choć na zdjęciach była ciężarówka, a pani miała Forda Escorta czy Fiestę. To, że nie zgadzały się tablice (np. WPR 10005 zamiast WPR 1000S) nie miało żadnego znaczenia dla wysyłającego.
I tu wracamy do początku – mylić się jest rzeczą ludzką, ale twardo krzyczeć „nie pomyliłem się! Mam rację! To nieważne że fakty świadczą przeciwko mnie” w tym akurat przypadku wyróżnia się dużą szkodliwością społeczną. Wszyscy chcemy bowiem wierzyć, że system zaprojektowany w celu karania nas opiera się choć na jakichś kruchych resztkach sprawiedliwości. Ale nie, przekroczyła pani o 633 km/h, tu przecież jest zdjęcie z komputera, a komputer nigdy się nie myli. Nie dyskutuj, nie protestuj, zapłać, bądź cicho, nie możesz mieć racji, bo jesteś kierowcą, a wszyscy kierowcy są źli. Bardzo jestem ciekaw jak potoczy się ta sprawa, i czy lokalne włoskie władze będą mieć tyle przyzwoitości, żeby wysłać do właścicielki Focusa list „scusa signora, abbiamo sbagliato”.
Jestem niemal pewien, że 99,9% przypadków przekroczenia prędkości zanotowanych przez fotoradar jest prawdziwych
Błędy zdarzają się bardzo rzadko, a pewnie większość z nich jest wyłapywana zanim informacja zostanie wysłana do rzekomego sprawcy. Nie chodzi więc o to, że włoska maszyna się pomyliła, tylko o to, jak reagują na to władze. Ciekawe, jak rozwiązano by to w Polsce.