Od tygodnia jeżdżę Lancią Kappą, która stała 4 lata w krzakach
Kupiliśmy ją za 500 zł, a do używalności doprowadził ją zakład FSO Service. Proces targania Kappy z krzaków pokazuje ten film. Jak się jeździ autem po tak długim postoju?
Kiedyś już jeździłem Kappą, której używał minister Leszek Miller, ale było to zaledwie przez kilka godzin. Teraz mam takie auto pod blokiem i po prostu jeżdżę nim po mieście, więc mogłem się z nim lepiej zapoznać. Nasza aktualna Kappa też ma ciekawą przeszłość związaną z polityką. Jeździła nawet w BOR, używał jej znany poseł, za szybą została też oryginalna przepustka uprawniająca do wjazdu do Sejmu. Kiedyś takiego samochodu nie zatrzymywała policja, bo nie było sensu (i tak zatrzymany wybroniłby się immunitetem), więc korzystali z tego tzw. różni ludzie, godząc się na nie do końca idealną jakość Lancii w zamian za święty spokój od policyjnych kontroli.
Kappa youngtimerem
Dziś oczywiście nikt już tego nie pamięta, a Kappa powoli nabiera statusu youngtimera. Podczas zlotu Forza Italia byłem mile zaskoczony, jak dużym zainteresowaniem nasz egzemplarz został obdarzony przez członków Lancia Klub Polska. Poznałem prezesa owego klubu, dowiedziałem się co należy natychmiast poprawić w tym aucie i kto sprzeda mi dobre części z demontażu, wyszło też na jaw, że wyjątkowo niebieska tapicerka Kappy raczej nie pochodzi z fabryki i została dorobiona albo później, albo na specjalne zamówienie. Szacunek dla człowieka, który zna na pamięć wszystkie wersje tapicerek Kappy i potrafi je rozróżniać...
Cztery lata w trawie
Po tym, jak ostatni właściciel zmarł, samochód spędził 4 lata na trawniku za domem. Niestety w tym czasie miałem okazję parę razy mu się przyjrzeć i widziałem, jak postępuje jego degradacja. Nic nie mogłem jednak zrobić, ponieważ okoliczności temu nie sprzyjały. Dopiero niedawno wszystkie sprawy udało się dopiąć tak, że samochód mógł opuścić miejsce spoczynku. Jak czteroletni postój wpłynął na jego sprawność?
Przede wszystkim trzeba oddać Włochom, że solidnie zabezpieczyli Kappę przed korozją. Grube, ocynkowane blachy w ogóle nie zardzewiały. Po małej polerce lakieru samochód prezentuje się wspaniale, a niebieski perłowy lakier przypomina o najlepszych czasach w służbie rządowej. Jedynie na dachu, gdzie zalegały liście, odpadło nieco farby – razem z przyklejonymi liśćmi.
Nie udało się jednak zupełnie uchronić przed korozją, ponieważ zardzewiała belka tylnego zawieszenia. Ma już dziury i zostanie czym prędzej wymieniona na lepszą, z demontażu. Podczas jazdy jej słaby stan daje o sobie znać stukaniem podczas przejeżdżania przez progi zwalniające.
Upierz to jeszcze raz, Sam
Tapicerka wymagała bardzo solidnego prania, ponieważ zalągł się na niej grzyb. Problem polegał na tym, że Kappa stała z uchylonymi drzwiami i do środka dostawała się wilgoć. Takie drobiazgi potrafią przekształcić się z czasem w poważne problemy. Po kilkukrotnym praniu i czyszczeniu wnętrze wygląda bardzo dobrze – nie jak nowe, ale przebarwienia są tylko na oparciu fotela kierowcy, a ślady zużycia widać właściwie tylko na kole kierownicy. Gałka biegów czy panel klimatyzacji zachowały się idealnie, podobnie jak reszta foteli. Po raz kolejny przekonałem się, że pozycja za kierownicą Kappy jest zupełnie nie dla mnie. Fajnie, że kolumnę kierownicy umieszczono wysoko, ale jest ona ustawiona zbyt pionowo. Pedały są za blisko fotela, a jeśli odsunę się na maksa, to kierownica robi się za daleko. Ostatecznie moja pozycja za kierownicą w Kappie jest wynikiem kompromisu, z którego każda moja część ciała jest jak najmniej niezadowolona. Jeździć się da, ale gdzież jej tam do Mercedesa W210.
Skręca, hamuje
Do wyrzucenia nadawały się opony – teraz na felgach są prawie nowe Hankooki 195/65 R15. Felgi – to długa historia, bo wymagały całkowitej renowacji. Była ona trudna i czasochłonna, bo front felgi jest srebrny, ale wnętrza ramion – antracytowe. Miało być ładnie i jest.
W silniku wymieniono olej, rozrząd i świece. Niestety, ma usterkę typową dla aut włoskich z tamtych lat. Prawdopodobnie padła któraś z 5 cewek zapłonowych (bo i cylindrów jest pięć) i auto gubi zapłon na wolnych obrotach. To dość przykra przypadłość. Siedzimy sobie w luksusowej Lancii pod światłami i ona zamiast mruczeć, to kaszle jak stary polityk. Obrotomierz i woltomierz skaczą, a ekran ciemnieje i gaśnie w rytm wypadającego zapłonu. Za to udało się zregenerować kompresor klimatyzacji i obecnie klima intensywnie chłodzi wnętrze pojazdu, oczywiście automatycznie. Gdyż jest to pojazd luksusowy.
Nie obyło się bez denerwujących drobiazgów
Wypadanie zapłonów to jedno, poza tym zwalczyłem jeszcze spadającą klemę z akumulatora, odkręconą osłonę cewek zapłonowych i niezamocowany akumulator. FSO Service toczyło też nierówny bój z alarmem, który zakończył się tym, że alarm owszem szaleje, ale przynajmniej nie wyje. Czasem samochód trzeba gasić kilka razy, a przynajmniej przekręcać kluczyk na zapłon po zgaszeniu i wyłączać ponownie, aż alarm uzna że ma dość i przestanie migać światłami awaryjnymi. Zgubiła się osłona progu od strony kierowcy, co powoduje powstawanie szumu podczas jazdy przez otwory technologiczne do jej mocowania. Nie odbijają kierunkowskazy i nie wiem dlaczego.
Na zegarach oczywiście choinka, choć to dopiero wrzesień – pali się Check i kontrolka ABS. No i najgorsze – zamek centralny. Po przekręceniu zamka kierowcy odryglowują się wszystkie drzwi, ale po obróceniu w drugą stronę zamykają się tylko drzwi kierowcy. Obrazowo mówiąc: wysiadam z auta, zamykam wszystkie drzwi osobno, okazuje się że czegoś zapomniałem ze środka. Otwieram drzwi kierowcy z kluczyka, wyjmuję to czego zapomniałem i potem muszę znowu zamknąć osobno każde drzwi od wewnątrz ryglem. Tylne też. O, chyba zapomniałem jeszcze telefonu...
Jak to jeździ?
Dawno nie miałem do czynienia z samochodem o tak niedopasowanym połączeniu silnika i skrzyni biegów. Dwulitrowy, pięciocylindrowy 2.0 VIS ma zmienną długość kolektora ssącego i rozwija 155 KM. Powyżej 4000 obr. dostaje „drugiego życia”, gdy kolektor ulega skróceniu. Wprawdzie dalej nie wiem, co jest przyjemnego w dźwięku silnika 5-cylindrowego (po prostu warczy jak każdy inny), ale rzeczywiście chętnie przyspiesza i łatwo nabiera obrotów. Jest tylko jeden problem. Kappę wyposażono w ręczną skrzynię biegów Power Drive. Oznacza to tyle, że przełożenia są absurdalnie krótkie. Występowała też odmiana komfortowa z dłuższymi przełożeniami, ale tu jest Power. Power polega na tym, że przy 92 km/h na piątce obrotomierz pokazuje 3000 obr./min. NA PIĄTCE! I to ma być luksusowy samochód do pokonywania dużych odległości?
Oczywiście powoduje to też śmieszne sytuacje, bo ja wciskam gaz, samochód gna do przodu, obroty już 4000, myślę sobie „woohoo, ale szybko”, a tu na prędkościomierzu 80 km/h. Obwodnicą Warszawy jechałem do tej pory raz i nie wiem, jak nasi dzielni politycy wytrzymywali jazdę tym w trasie. Dwulitrowe W210 jest o wiele cichsze. I o dziwo, o wiele mniej pali.
Podsumowanie
Warto było wytargać Kappę z krzaków, bo dzięki temu uratowany został ciekawy youngtimer z fajną historią. Do ideału jej daleko i trzeba będzie jeszcze niejedno przy niej zrobić, ale o dziwo czteroletni postój nie bardzo dał jej się we znaki – pomijając elektrykę i elektronikę. Samochód to dziwny, nietypowy, zupełnie inny niż produkcje niemieckie z tych lat. Ma jednak niepowtarzalny charakter nerwowego, impulsywnego i trochę chaotycznego Włocha. Takich aut już nie będzie, Włosi przegrali, wygrała niemiecka siła i porządek.