REKLAMA

Rat rod na bazie Lamborghini Espady. Rozszarpałbym jego twórców gołymi rękami

Espada to w mojej opinii jedno z najpiękniejszych Lamborghini w historii. Nie oczekuję, że się z tym zgodzicie, ale przyznacie mi chyba rację, że rat rod na jej bazie to okropny pomysł.

Lamborghini Espada tuning
REKLAMA
REKLAMA

Niewiele rzeczy w motoryzacji jakoś mocno mnie obrzydza. Oczywiście, nie można tu pominąć pierwszego Nissana Juke, ale okazuje się, że nawet ten powykrzywiany potworek jest ósmym cudem świata przy abominacji, na którą dziś trafiłem.

To Lamborghini Espada po najgorszym tuningu, jaki widziałem od lat.

Rosyjska szkoła tuningu? Bosozoku? New2Old? Zapomnijcie - to wszystko są absolutne arcydzieła przy tym rat rodzie. Ba - większość szczurów też wygląda zupełnie znośnie. Ale nie ten, który kiedyś był pięknym Lamborghini.

DAJCIE MI TWÓRCÓW TEGO PROJEKTU

Chodzi o firmę Danton Art Kustoms z Francji, której pomagała inna - Carroserie Herve. W 2018 r. zabrały się one za tuning klasycznej Espady, by uczcić 50-lecie tego modelu. Doprawdy, dziwny sposób. To trochę tak jakby przyjść na 50. urodziny ciotki i, za przeproszeniem, zwymiotować jej do butów.

Co gorsza, egzemplarz wybrany do przeróbki pochodzi z 1968 r. - pierwszego roku produkcji tego grand tourera. Oznacza to zarazem, że to przedstawiciel najrzadszej serii - wyprodukowano bowiem tylko 186 sztuk Espady S1 (S2: 575 aut, S3: 465).

Zaleta jest jedna: z przodu nadal pracuje 3,9-litrowe V12.

Tyle tylko, że nie pracuje ono pod maską. Bo tej w tym rat rodzie nie ma, podobnie jak przednich błotników.

Ogółem cały przód z tą wysuniętą do przodu osią to jakaś absolutna katastrofa i już choćby z jego powodu zrzuciłbym to auto z klifu, najlepiej na oczach ludzi z Danton Art Kustoms. Zresztą, zobaczcie sami. Tak wygląda seryjne Lamborghini Espada:

Lamborghini Espada tuning

A tak to szkaradztwo:

Amerykanie mają takie fajne powiedzonko, którego chętnie bym tu użył, a w którym chodzi o wyjęcie głowy z miejsca, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę. I jeszcze te koła, które wystają poza obręb nadwozia niczym w monster trucku, przez co ten szczur ma 2,5 m szerokości... Co to ma być?

We wnętrzu nie jest wcale lepiej.

Z oryginału przejęto kilka wskaźników, w tym prędkościomierz i obrotomierz. Przy czym ten ostatni zamontowany jest pod sufitem, no bo dlaczego by nie.

Wzięta z klasycznej Espady jest też kierownica, przy czym albo straciła ona drewniany wieniec, albo po prostu ukryto go pod zamszem (lub alcantarą). Do tego spora część kabiny składa się z blach przynitowanych do innych blach, które z kolei są przynitowane do jeszcze kolejnych blach, podczas gdy te są... STOP. Z drugiej strony, chyba i tak lepiej, że w większości miejsc są te nity, bo jak widzę jakość spoin na fotelach... Ale to spoko, pasuje do spartolonej całości.

Całe auto wyraźnie nawiązuje do bazującego na Murciélago Reventóna, ma nawet boczne wloty powietrza z tego modelu. Jak słusznie zauważył portal Carscoops, auto przypomina nieco połączenie Lamborghini z Teslą Cybertruck.

A piszemy o tym, ponieważ ten zaszczurzony absurd na kołach jest na sprzedaż.

Pojazd jest oferowany przez dom aukcyjny Mecum Auctions. Szacuje się, że wartość rat roda wynosi od 200 do 250 tys. dol. (ok. 760-950 tys. zł). To - o zgrozo - co najmniej dwukrotnie więcej, niż wynoszą ceny transakcyjne za niezmodyfikowane Espady.

Ale nie ma rady, moi drodzy. Trzeba porzucić myśl o zrzutce na Ferrari Testarossę i kupić tę francuską Espadę. A potem, jak pisałem, zrzucić ją z klifu.

REKLAMA

Osoba, która zapłaci najwięcej, będzie mogła osobiście zepchnąć auto.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA