REKLAMA

Skandaliczne zachowanie instruktora na kursie jazdy. Tobie też to zrobił

Rozpoczynasz kurs na prawo jazdy i ze zdumieniem odkrywasz, że jednocześnie robisz kurs na kierowcę taksówki? Wozisz swojego instruktora po mieście, bo ma ważne sprawy do załatwienia? To przykro mi, ale dajesz się wykorzystywać i do tego za swoje pieniądze.

Skandaliczne zachowanie instruktora na kursie jazdy. Tobie też to zrobił
REKLAMA

Ostatnio jedna z koleżanek robi kurs na prawo jazdy, wbrew temu co twierdzą eksperci, mówiący, że jej pokolenie nie potrzebuje prawa jazdy, bo za chwilę wszędzie będą autonomiczne samochody. Moja koleżanka najwidoczniej nie czyta branżowych pism i zapisała się na kurs na prawo jazdy. Wydała 3000 zł (bo tyle teraz kosztuje ta przyjemność) i po ukończeniu części teoretycznej usiadła za kierownicę miejskiego toczydełka. Nie będziemy tu zdradzać zbyt wiele, a niektóre muszę zmienić, żeby jej przypadkiem nie zidentyfikować, ale nad jedną rzeczą nie mogę przejść obojętnie, bo okazało się, że pomimo upływu lat nic się nie zmieniło w podejściu instruktorów do kursantów.

REKLAMA

Szkoła nauki jazdy to darmowe taksówki

Moja koleżanka zderzyła się z brutalną rzeczywistością - służy instruktorowi za taksówkarza. Przez 15 godzin jazdy zdążyła już odebrać jego syna z zajęć sportowych, żonę z pracy, a nawet zawiozła go na zakupy, na które oczywiście poszedł w trakcie jej godziny jazdy. "Nie będzie mnie 5 minut" usłyszała, po czym człowiek zniknął na pół godziny, bo musiał kupić jakieś niezwykle przydatne rzeczy w markecie budowlanym. Co zrobił jak wrócił? Nic, powiedział, że kiedyś odrobią ten czas, a teraz trzeba szybko wracać, bo jest następny kursant. Podziwiam ją, że nie odjechała, ani nie zawiozła samochodu do siedziby firmy, na co ją namawiałem. Oburzyłem się brakiem szacunku dla czasu i pieniędzy kursanta, gdy uświadomiłem sobie, że u mnie było tak samo.

Dzisiaj osiągnąłem taki poziom rozwoju i asertywności, że na prośbę o podjechanie do marketu powiedziałbym kilka brzydkich słów, ale te 20 lat temu byłem zestresowanym nastolatkiem, który miał za zadanie nauczyć się jeździć po mieście. Jak mi instruktor kazał gdzieś jechać, to jechałem i nie zadawałem zbędnych pytań. Zapytałem się moich znajomych czy mieli takie historie i ze zdumieniem odkryłem, że tak. Najbardziej rozbawiła mnie jedna, w której instruktor podejrzewał swoją partnerkę o zdradę, więc kazał kursantom krążyć wokół miejsca, gdzie mieszkał, bo przecież nikt nie zwraca uwagi na samochody z L na dachu. Co więcej - jego podejrzenia okazały się słuszne, ale to temat na inną dyskusję. Zapytałem znajomego, który jest kierowcą ciągnika siodłowego, czy też o takim czymś słyszał, to dowiedziałem się, że woził instruktorowi materiały do budowy domu.

Inni znajomi opowiadali o tym, że wozili całe rodziny instruktorów, załatwiali z nimi ich prywatne sprawy, słowem robili za taksówkę, ale szkopuł w tym, że nikt im za to nie zapłacił, tylko robili to za swoje pieniądze. I co więcej - wielu z moich znajomych nie widzi nic złego w takim zachowaniu. Dopiero gdy się rozmawia na ten temat, to dostrzegają, że stali się ofiarami patologicznego układu, na który jest społeczne przyzwolenie. Bo przecież to nic złego, żeby pomagać, tylko że traci się wtedy czas niezbędny na naukę. 30 godzin jazdy to zbyt mało, żeby nauczyć się dobrze jeździć, a czas ten jest skracany przez interesy instruktorów, którzy jak nie patrzą się w komórkę, to proszą o różne przysługi. Wiem, że jednocześnie jest wielu świetnych instruktorów, którzy poważnie podchodzą do swojej pracy i którzy nawet nie pomyśleliby o tym, żeby skorzystać z usług kursanta. Tylko czarny PR robią im instruktorzy tacy, jak w przypadku mojej koleżanki.

Co zrobić, jeżeli instruktor chce, żeby zawieźć go do sklepu?

Odmówić grzecznie, ale stanowczo. Powiedzieć, że przyjechaliście się uczyć i to nie jest element kursu. Ostatecznie można zwrócić się do właściciela szkoły nauki jazdy, żeby złożyć skargę na instruktora. Nie bójcie się tego robić, bo za to płacicie swoimi pieniędzmi (lub rodziców). Nie możecie pozwolić, żeby wasza jazda zamieniła się w bezproduktywne jeżdżenie, bo instruktor ma jakąś sprawę.

Nie musicie też brać pasażerów - według przepisów w środku może być dwóch kursantów i jeden instruktor, niedopuszczalne jest zabieranie do środka postronnych osób. Nie bójcie się bycia asertywnym. To dla waszego dobra.

REKLAMA

Więcej o nauce jazdy przeczytacie w:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA