Testy drive-through na koronawirusa już działają. Wystarczy ustawić się w korku
Na warszawskim Ursynowie można ustawić się w kolejce, a następnie wjechać do specjalnego namiotu i poddać się testowi na obecność koronawirusa. Koszt – 584 zł, pracownicy służby zdrowia nie płacą.
Urząd Dzielnicy Ursynów w Warszawie bywa zatłoczony, ale takiego tłoku na parkingu nie widziano tu chyba nigdy. Skąd ten korek? Celem jest biały namiot ustawiony na końcu. Można wjechać do niego samochodem (co robi większość zainteresowanych), ale istnieje również możliwość przyjścia pieszo.
Test na koronawirusa wykonuje prywatna firma.
Cała procedura nie wymaga wysiadania z samochodu. Do wozu podchodzi laborant w kombinezonie ochronnym i pobiera wymaz z nosa kierowcy. Niestety, wynik nie jest dostępny od razu. Czeka się na niego maksymalnie 72 godziny. Po wykonaniu testu nie trzeba znowu przyjeżdżać pod urząd, rezultat otrzymujemy online. Także rejestracje na badanie można odbyć przez internet.
Cena badania dla „zwykłego Kowalskiego” wynosi 584 złote. Z opłaty zwolnieni są pracownicy służby zdrowia, czyli lekarze, pielęgniarki, stomatolodzy, diagnostycy laboratoryjni i ratownicy pracujący poza szpitalami.
Próbki są pobierane od poniedziałku do piątku w godzinach 8-15.
Zainteresowanie – jak widać po kolejce na parkingu – jest duże. W rozmowie z Polsat News, przedstawiciel firmy, do której należy namiot przyznał, że w środę między 8 a 12 zgłosiło się ponad 70 osób. Większość to przedstawiciele zawodów medycznych.
Można spodziewać się powstania tego typu punktów w innych miastach. Jeden działa już w Łodzi, a kolejny może pojawić się w Poznaniu. Plac w Warszawie, na którym stoi namiot, został wydzierżawiony na miesiąc.
Podobne punkty działają w innych krajach.
Pomysł jest bardzo dobry, bo dzięki formule „drive-in” minimalizuje się kontakt między potencjalnym zakażonym i pracownikami. Przemyślcie ustawienie się w korku, jeśli macie uzasadnione podejrzenia, że mogliście się zakazić. Lepiej odżałować 584 złote, ale nie narażać innych.
Cała formuła testu może kojarzyć się z wizytą w fast foodzie. Tylko tutaj na końcu nie ma hamburgerów. Trochę szkoda. Podobno nie dają nawet znaczka Dzielny Pacjent.