REKLAMA

Kiedy realnie rozważysz samochód elektryczny? Przy 8 zł za litr, czy to wciąż za mało?

Cena paliwa rośnie o ok. 20-25 groszy na dzień. Jeśli wydaje ci się, że nie będziesz tankował za 8 zł, to mylisz się. Będziesz, ale krótko.

Kia e-Niro
REKLAMA
REKLAMA

Sytuacja jest dość bezprecedensowa, bo jeszcze niedawno widziałem benzynę na stacji przy supermarkecie po 5,15 zł, a dziś kosztuje 6,86 zł. Za ile będzie za dwa tygodnie – lepiej nawet nie myśleć, w każdym razie na pewno nie stanieje. I tu nasuwa się pytanie o samochód elektryczny.

Samochód elektryczny jako remedium na ceny paliw – czy to ma sens?

Mój znajomy nabył ostatnio samochód elektryczny znanej marki, lub raczej wziął go w leasing. Rata to niemałe 1590 zł miesięcznie, ale śmiało można założyć, że dobre auto spalinowe będzie miało ten sam poziom raty przy tych samych założeniach. Cena katalogowa wynosiła ok. 140 tys. zł. Nie ma właściwie różnicy jeśli chodzi o spadek wartości. Można zatem uznać, że koszt samego posiadania samochodu spalinowego i elektrycznego jest już równy. Co z paliwem?

Niech ten samochód spalinowy pali 6,5 l benzyny na 100 km

Przyjmijmy że benzyna kosztuje 7 zł za litr (pewnie szybko się to zdezaktualizuje, no ale na ten moment...). Oznacza to, że każde 100 km kosztuje 45,50 zł. To nawet całkiem znośna cena, niecałe 50 groszy za przejechany kilometr. W przypadku samochodu elektrycznego można liczyć się ze spalaniem na poziomie 19 kWh/100 km, mówię w tym przypadku o typowych autach kompaktowych lub małych crossoverach – jak Nissan Leaf, Hyundai Kona czy Peugeot e-2008.

Przypuśćmy, że nie macie garażu z wtyczką i jeździcie wyłącznie na szybką ładowarkę DC, bo nie macie czasu. Tak właśnie traktowałem Fiata 500 podczas jego testu, korzystając z ładowarek Greenway. Gdybym miał samochód elektryczny i chciał płacić jedynie za energię którą zużyję – dajmy na to właśnie na Greenway – korzystając z ładowania DC do 140 kW mocy, kosztowałoby mnie to 2 zł za 1 kWh, czyli na każde 100 km wypalałbym 38 zł samego prądu. Wychodzi bardzo podobnie do benzyny.

Gdybym jednak zdecydował się na abonament za 76 zł (czyli tyle co 200 km jazdy w opcji bezabonamentowej), wówczas 1 kWh ładowania DC kosztowałaby mnie 1,19 zł, zatem na 100 km wydawałbym 22,61 zł – czyli opłacałoby się to pod warunkiem, że przejeżdżałbym miesięcznie minimum 200 km, inaczej płaciłbym abonament za nic, ponieważ jedynym sensem opłaty abonamentu jest otrzymanie zniżki na ładowanie.

Ale gdybym jednak miał miejsce parkingowe z wtyczką...

Wówczas przy założeniu, że mógłbym skorzystać z taryfy G12 w Eon, za 1 kWh w godzinach 22-6 płaciłbym 0,38 zł za 1 kWh, czyli przejechanie 100 km kosztowałoby mnie 7,22 zł. To praktycznie za darmo. Oczywiście wówczas auto ładuje się niemiłosiernie długo, ładowanie w godzinach 22-6 pozwala dobić jakieś 80 km zasięgu przy założeniu, że moc ładowania to ok. 2,2 kW. Właściwie auto musiałoby być cały czas podłączone, w czasie gdybym nim nie jeździł. A to by podniosło już koszt użytkowania, chociaż niewiele – bo 1 kWh poza nocą (i godzinami 13-15) kosztuje już 0,43 zł.

Wyobraźcie sobie taki chaos w przypadku cen benzyny

Jeśli macie abonament na Orlen, to płacicie 7 zł za litr, ale 200 zł miesięcznie. Jeśli nie macie abonamentu, to płacicie 9 zł, chyba że macie aplikację i kupujecie przez apkę, to wtedy 7,60 zł, ale tylko do 50 litrów miesięcznie. Każda stacja ma swój program abonamentowy i bez karty na daną stację nie możesz zatankować. Chyba, że zaabonujesz sobie comiesięczny dowóz 100 l paliwa do swojego domu, wtedy ono kosztuje 5 zł za litr, ale tylko pod warunkiem, że będziesz nalewać je nocą. Ludzie by oszaleli od tego. Gdyby po prostu stacje ładowania działały tak jak automaty do tankowania benzyny, to sądzę, że więcej osób decydowałoby się na samochód elektryczny.

Pozostaje kwestia przeglądów

REKLAMA

Nie należy liczyć na to, że przeglądy samochodów elektrycznych w ASO będą tańsze niż przeglądy aut spalinowych. Roboczogodzina kosztuje tyle samo, tu się wymieni jakiś filterek, tam płyn od chłodzenia akumulatorów, i ostatecznie wyjdzie pewnie te 600-1000 zł za przegląd.

Przy obecnym rozstrzale cen za ładowanie nie da się jednoznacznie wyliczyć, czy samochód elektryczny opłaca się bardziej niż spalinowy. Może tak, a może nie. Po prostu jest bardziej kłopotliwy. Spodziewam się więc, że będziecie po prostu płakać i płacić na stacjach, podobnie jak ja (tylko ja to rzadko, bo nie bardzo potrzebuję dokądkolwiek jeździć). Czy może jednak jest ta granica, powyżej której powiecie „nie no dobra, niech już będzie ten prąd”?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA