Agresor z Gdańska uspokoił się i wrócił do auta, gdy dojrzał kamerę. Czy to najskuteczniejszy czy może najbardziej przereklamowany środek drogowej samooborony?
Witam w czwartkowym kąciku podnoszenia ciśnienia. Po obejrzeniu tego filmiku z kanału Stop Cham pewnie nie będziecie już potrzebować kawy. Zapraszam.
Akcja dzieje się w Gdańsku
Najpierw kierowca czarnego SUV-a usiłował wcisnąć się na pas do skrętu z pasa do jazdy prosto. Jak twierdzą komentujący, to bardzo częsta sytuacja w tamtym miejscu, bo do skrętu robi się korek. Człowiek z SUV-a nie miał ochoty w nim stać. Tyle że autor filmu nie miał ochoty wpuszczać przed siebie spryciarza. Wszystko wskazuje na to, że czarne auto i tak wjechało tuż za to z kamerą. Jego kierowca uznał jednak, że ta zniewaga krwi wymaga.
Chwilę później doszło do zajechania drogi. SUV nie należy może do największych, ale i tak postawiony w poprzek drogi skutecznie zatarasował przejazd kierowcy z kamerą. Następnie, agresor wyszedł z auta. Czarna, skórzana kurtka w stylu retro, czarny, nowoczesny samochód… był w tym jakiś zamysł estetyczny! Jak się okazało, nigdzie mu się nie spieszyło, skoro miał czas na takie potyczki. Wcześniejsza zmiana pasa była więc czystym cwaniactwem.
Kierowca z kamerą cofnął i wykonał idealny najazd – tak, by kamera dokładnie uchwyciła agresora. Właśnie wtedy, to i on uchwycił kamerę. W 0:52 zorientował się, że jest nagrywany. Emocje opadły, wrócił do auta. Nawet pasażer (pasażerka?), który wcześniej otwierał drzwi i chciał się chyba dołączyć do awantury (bo raczej nie chodziło o załagodzenie sporu…), podjął decyzję o tym, by pozostać w wozie.
Pytanie brzmi: czy kamera zapobiega agresji na drodze?
Z jednej strony, mogłoby się wydawać, że wysiadanie z auta, zajeżdżanie drogi i tym podobne „manewry” w dobie wszechobecnych kamer, youtube’owych kompilacji i zgłaszania wykroczeń na policję, są naprawdę nierozsądne. To znaczy, zawsze takie były, ale teraz to już odpowiednik biegania z nożem pod komisariatem.
Z drugiej, może po prostu żyjemy w bańce? Oglądamy filmiki z agresją na drodze, słyszymy o tym, że ten czy inny kierowca dostał za swoje wyczyny mandat – ale całkiem możliwe, że dla większości kierowców kamery są egzotyką, a na YouTube albo nie wchodzą, albo oglądają tam zupełnie inne rzeczy.
Jedno jest pewne – na tego kierowcę akurat widok kamery podziałał trzeźwiąco. Za późno, bo i tak zyskał popularność w sieci. Ale może dzięki temu, że w porę dojrzał rejestrator jazdy, oszczędził sobie różnych wydatków i kłopotów z prawem. Jak widać, nie był jeszcze na tyle wściekły, by wpaść w amok, a cała akcja z zastraszaniem innego kierowcy była dokładnie przemyślana. Niestety, na prawdziwego furiata nie pomoże pewnie ani kamerka, ani widok radiowozu. Najlepiej zadziała… bieg wsteczny i szybkie oddalenie się z miejsca akcji.