REKLAMA

Po obejrzeniu filmu z jazdą autobusem po Indiach mój obiad próbował wyjść górą

Myślałem, że to ujęcia z filmu sensacyjnego, gdzie to wszystko jest tylko inscenizacją, ale nie, tam naprawdę się tak jeździ.

Po filmie z jazdą autobusem przez Indie mój obiad próbował wyjść górą
REKLAMA
REKLAMA

Często jak widzę filmy przedstawiające realia jazdy w krajach Azji lub Afryki, to sobie myślę, że niepotrzebnie narzekam na polskich kierowców. Oczywiście często spotykam się z kompilacjami typu „najbardziej szalone skrzyżowania w Wietnamie”, gdzie faktycznie wszyscy jadą jednocześnie, ale są skupieni i jakoś się nie zderzają, zwłaszcza że wszystko dzieje się przy prędkości 15-20 km/h.

Dziś jednak obejrzałem film z jazdą autobusem przez Indie

Nieraz już słyszałem, że Hindusi, czy też Indyjczycy, jeżdżą szczególnie niebezpiecznie i że jedyną zasadą jest „wyprzedzić wszystkich”. O liczbie zabitych na tamtejszych drogach już wiele razy pisałem, jest to najniebezpieczniejszy kraj świata pod względem wypadków drogowych. Ponoć standardem jest zakup nowego samochodu i potem od razu sprawdzenie ile idzie. Ale i tak film z jazdą autobusem przebija wszystko.

Nie jestem nawet w stanie zliczyć wszystkich niebezpiecznych sytuacji, jakie się tu zadziały. Spychanie skuterów i riksz na pobocze przy wyprzedzaniu w obszarze zabudowanym to chyba najmniejszy kaliber. Kilka razy kierowca autobusu jedzie „na śmierć”, tzn. widziałem oczami mojej wyobraźni krwawy wypadek, od którego dzieliły ułamki sekund. Najwyraźniej Siwa czy też inny indyjski bóg czuwał nad nim i pasażerami, bo tym razem akurat do niczego nie doszło. Ale bez obaw, w samym czerwcu zdarzył się w Indiach wypadek autobusowy, który kosztował życie 25 lub 26 osób. I taki, w którym po kolizji autobus zapalił się, i zginęło 6 osób. Albo dachował, stan osobowy – minus pięć.

Dlaczego u nas kierowca autobusu by tak nie pojechał?

To proste, pasażerowie by go zlinczowali. Nagraliby jego jazdę telefonem i zgłosili na policję. Policja chętnie by chwyciła temat, bo medialny, zabraliby mu prawo jazdy i dowalili mandat kilka tysięcy złotych. A w Indiach – nic, wszyscy jadą i modlą się żeby dojechać, bo nie wierzą w to, że interwencja coś by dała, lub też uznają, że tak jest lepiej, bo jest szybciej. To mi dało do myślenia. Wiecie, dlaczego Polacy za granicą jeżdżą przeważnie lepiej niż w Polsce (sprawdzić czy to nie sprawcy wypadku na Słowacji)? Bo boją się opinii społecznej. Wiedzą, że ktoś może po prostu ich – straszne słowo – podkablować, a wtedy żadnej litości nie będzie i policja zastosuje przeciw nim najwyższy wymiar kary.

REKLAMA

Dlatego tak niesłychanie ważne dla bezpieczeństwa ruchu drogowego jest kształtowanie postaw społecznych

Kiedy tolerancja dla agresywnej i szybkiej jazdy w społeczeństwie spada, liczba wypadków zmniejsza się. Widzimy to w Polsce od lat, w każdym roku jest mniej śmiertelnych wypadków niż w poprzednim. Oczywiście coraz bezpieczniejsze samochody i coraz lepsza infrastruktura drogowa też mają swoje znaczenie, ale rola potępienia społecznego nagranych w kompilacjach „Stop Cham” debili również jest nie bez znaczenia. Z roku na rok coraz większym obciachem jest bycie agresywnym idiotą na drodze. Kiedyś nazywało się takich ludzi „piratami drogowymi”, trochę romantyzując ich wyczyny. Pirat to taki, który nie trzyma się ustalonych reguł, bo ma własne, niby jest zły, ale trochę fajny, taki buntownik. Teraz wreszcie nazywamy ich kretynami i dzbanami. Dawno już też nie słyszałem, żeby ktoś się chwalił, że miał „dwa dwadzieścia na budziku” i doleciał „ z Warszawy nad morze w 2 godziny”. Chyba przestało to być modne. Ciekawe, kiedy przestanie być modne w Indiach. A póki co nie polecam oglądać tego filmu przy jedzeniu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA