REKLAMA

Jaguar i Land Rover wprowadziły 3-dniowy tydzień pracy, ale nie jest to powód do radości

Pracownicy fabryki Jaguara i Land Rovera w Castle Bromwich pod Birmingham dostali właśnie nowinę - obowiązywał ich będzie 3-dniowy tydzień pracy. Otrzymywać będą jednak pełne wynagrodzenie. I chociaż wydawać by się mogło, że z perspektywy pracownika to cudowne rozwiązanie, sytuacja nie jest tak różowa.

Jaguar i Land Rover wprowadziły 3-dniowy tydzień pracy
REKLAMA

Około 2 tysiące pracowników fabryki do świąt Bożego Narodzenia przychodzić będzie do pracy tylko 3 dni w tygodniu.

REKLAMA

Wszystko po to, by uniknąć zwolnień.

Główne powody takiej decyzji koncernu Jaguara i Land Rovera są dwa. Pierwszy z nich to spadek sprzedaży samochodów z silnikiem wysokoprężnym. W 2017 roku sprzedało się o ponad 30 proc. mniej diesli niż rok wcześniej. Ogromny wpływ na tę sytuację miała afera związana z fałszowaniem emisji spalin przez Volkswagena. Kupujący wolą dmuchać na zimne.

Kolejny powód, który spowodował 3-dniowy dzień pracy to decyzja Brytyjczyków o wyjściu z Unii Europejskiej. Widmo Brexitu (który ma nastąpić 29 marca przyszłego roku) powoli odbija się na przemyśle motoryzacyjnym. Już w lipcu przedstawiciele koncernu Jaguar Land Rover podkreślali, że brak utrzymania obecnych umów handlowych między unią a Wielką Brytanią utrudni sprowadzanie części i komponentów potrzebnych do produkcji samochodów.

Brak umów handlowych może kosztować nawet 60 mln funtów dziennie, co może skończyć się przeniesieniem produkcji na Słowację.

O przeniesieniu produkcji z Wielkiej Brytanii myślą też inni.

Jak twierdzi "Newsweek", Brexitu obawia się także niemiecki koncern BMW, który w Anglii produkuje nową generację MINI. Fabryka pod Oxfordem, gdzie rocznie powstaje ok. 230 tys. aut, zostanie zamknięta 1 kwietnia przyszłego roku. Obecnie pracuje tam 4,2 tys. osób, a BMW jest jednym z największych pracodawców w regionie. Tutaj też sprawa rozbija się o problemy z dostawą części z kontynentu europejskiego, niezbędnych do produkcji samochodów.

Problemy może mieć również japońska Honda, która w fabryce z Swindon produkuje Civica, a także Nissan i Toyota, które posiadają duże fabryki w Wielkiej Brytanii (Sunderland i Burnaston). Koszty importu części z Europy i obawa o opóźnienie dostaw mogą przeważyć i zdecydować o przeniesieniu produkcji.

REKLAMA

Co dalej z brytyjskim przemysłem motoryzacyjnym?

A to będzie bardzo bolesne dla brytyjskiego przemysłu, który w latach 2011-2016 był najszybciej rosnącym rynkiem motoryzacyjnym w Europie Zachodniej. W 2016 roku Wielka Brytania była trzecim największym producentem samochodów na świecie (po USA i Niemczech), a rok później produkcja wyniosła ponad 1,7 mln egzemplarzy, co było najlepszym wynikiem w XXI wieku.

Ciekawe, ile fabryk pozostanie w Wielkiej Brytanii po Brexicie. Po ruchach czołowych graczy na rynku widać, że może być ich niewiele. Może Brytyjczycy powrócą do swoich ulubionych manufaktur typu Lotus, TVR i podobne.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-10-29T20:48:58+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T16:03:25+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T14:26:08+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T12:54:49+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T12:04:02+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T11:35:59+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T11:10:19+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T10:53:38+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T09:04:40+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T18:18:49+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T07:46:35+01:00
Aktualizacja: 2025-10-27T15:48:11+01:00
Aktualizacja: 2025-10-27T15:11:53+01:00
Aktualizacja: 2025-10-27T13:47:50+01:00
Aktualizacja: 2025-10-27T12:50:49+01:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA