Nikt już nie produkuje samochodów. Poza Chińczykami
Niezła okazja dla chińskich producentów. Teraz mogą naprawdę zamieszać.
Produkcję samochodów zawiesili właściwie wszyscy duzi producenci. Wszystko stoi. Jak wejdzie się na branżową stronę z wiadomościami (autonews.com), to ukazuje się nam taki obrazek:
Tymczasem Geely, największy chiński producent samochodów, wrócił już do prawie-normalnego działania. Na razie fabryki pracują na jedną zmianę w oczekiwaniu na powrót poziomu sprzedaży do prawie-normalnego poziomu. Jednak trzeba zwrócić uwagę, że w zakładach Geely przerwa spowodowana epidemią była stosunkowo krótka i producent przetrwał to wyjątkowo dobrze. Owszem, z powodu koronawirusa wydłużono okres ferii noworocznych, które normalnie skończyłyby się 26 stycznia, a skończyły się 10 lutego, ale już od 10 lutego zaczęto z powrotem wpuszczać pierwszych pracowników. Dwa tygodnie później, tj. 25 lutego, fabryki Geely miały już komplet personelu na stanowiskach.
Jak to się udało?
Wprowadzono drakońskie metody kontrolowania stanu zdrowia pracowników. Przede wszystkim każda wchodząca do fabryki osoba musiała przejść przez specjalny namiot, gdzie monitoruje się temperaturę ciała, a wynik wyświetla się od razu na ekranie. Jeśli wykryto podwyższoną temperaturę, służby medyczne na terenie fabryki były automatycznie alarmowane, a pracownika poddawano kwarantannie. Samochody wjeżdżające i wyjeżdżające z fabryki przejeżdżały po matach dezynfekujących. W ciągu dnia służby dezynfekowały klamki i przyciski w windach. Zresztą ogólnie ograniczono korzystanie z wind, zmniejszając liczbę osób, które mogą podróżować jednocześnie, przez co wielu pracowników wolało pójść po schodach, żeby nie czekać zbyt długo na swoją kolej.
Co osiem godzin wymieniano maski, które pracownicy musieli nosić bez przerwy w trakcie pracy. Skasowano zebrania i wprowadzono wyłącznie telekonferencje. Nawet w kolejce do służbowej mikrofalówki pracownicy musieli stać z co najmniej 1-metrowymi odstępami. Dodatkowo, dwa razy dziennie sprawdzano temperaturę ciała pracowników w trakcie zmiany, przy czym zajmujący się tym robot jest ponoć tak inteligentny, że odróżnia, kiedy ktoś jest spocony, a kiedy ma gorączkę.
I co?
I wszystkie te działania dały efekty. W fabryce żadna pandemia nie wybuchła. W tym momencie pracownicy są bezpieczni, a dodatkowo jeszcze Geely przekazało 200 mln juanów na walkę z pandemią, wspomagając zapewnianie podstawowych usług dla mieszkańców Wuhan oraz dorzuciło do tego 50 furgonetek dla służb medycznych, wyposażonych w zaawansowane systemy oczyszczania powietrza w kabinie. Nie tylko więc udało się zdusić epidemię w zarodku, ale też jeszcze przy okazji Geely zapunktowało w dziedzinie wrażliwości społecznej.
Po co o tym piszę?
Żeby pokazać, że na każdym kroku widać przewagę Chińczyków nad Europą. W każdym właściwie aspekcie, poza oczywiście prawami człowieka. Produkują coraz lepsze samochody, szybciej wskoczyli na wagonik z napisem elektromobilność, ich wozy już w niczym nie odbiegają wyglądem od produkcji europejskich i japońskich (wszystkie zdjęcia w tym artykule przedstawiają chińskie auta), a teraz dodatkowo dostają jeszcze prezent od losu w postaci tego, że świat stoi, a Chińczycy mogą produkować auta dalej. I kiedy przyjdzie do zakupu nowego samochodu, to może się okazać, że te chińskie są dostępne od ręki, a na europejskie, amerykańskie i japońskie trzeba czekać miesiącami, bo stanęły i fabryki, i łańcuchy dostaw, i wszystko w ogóle. I Chińczycy znów na tym wygrają, bo mają ogromne zasoby ludzkie, finansowe i wszelkie, jakich potrzebujemy. Natomiast odbudowanie gospodarek europejskich potrwa nieporównanie dłużej, o ile w ogóle się uda. Po wszystkich falach pandemii jakie przejdą przez nasz glob, obudzimy się w świecie, gdzie po elektronice i produktach przemysłowych, broniącą się do tej pory motoryzację też przejmą Chińczycy. I wcale się tym nie martwię. Zobaczycie, za 15 lat będę jeździł chińskim samochodem.