REKLAMA

Nowy samochód elektryczny w innym kraju UE za 62 tys. zł. U nas jest o 27 tys. zł droższy

W innym kraju Unii Europejskiej – konkretnie w Rumunii – można kupić sobie nową Dacię Spring za 62 tys. zł. Na polskim rynku cena wprawdzie spadła ze 106 tys. do 89 tys. zł, ale nadal jest to szokująca różnica wobec rynku rumuńskiego. Dlaczego?

dacia spring test
REKLAMA
REKLAMA

Dacia w Rumunii to producent narodowy, chociaż ta iluzja utrzymywana jest przez koncern Renault głównie po to, żeby mieć dominację nad rodzimym rynkiem. W rzeczywistości samochody tej marki produkowane są w dużej liczbie poza Rumunią, w tym w Maroku, w Indiach oraz w Chinach. Właśnie z chińskiej fabryki pochodzi mały, elektryczny Spring. Nikomu to nie przeszkadza, skoro logo jest rumuńskie, to i auto jest rumuńskie, no tak czy nie?

Nie, ale to nie ma znaczenia

Nieznany jest powód, dla którego rumuński oddział Dacii ogłosił superspecjalną obniżkę na Springa: z 21 000 euro (91 140 zł) do 14 295 euro (62 040 zł). W sumie ten powód jest mi obojętny, najważniejsze że Rumuni mogą teraz kupić samochód elektryczny z czterema miejscami za cenę, której nigdzie w Polsce nie uświadczymy. W naszym kraju za te pieniądze możemy mieć co najwyżej dwumiejscowego Cenntro Avantiera. I tak naprawdę ten powód nieprzesadnie mnie interesuje.

Bardziej fascynuje mnie polityka cenowa Dacii, która na początek oferowała Springa za 77 900 zł, a potem mimo braku zainteresowania tym pojazdem podniosła jego cenę do szokujących 106 900 zł. Chętnych dalej nie było, więc obecnie cenę tę obniżono do 89 000 zł. Ludzie dalej nie stoją w kolejkach. A w Rumunii, jak widać, można sprzedawać ją za 62 040 zł i najprawdopodobniej wciąż na tym zarabiać. Ciekawe tylko, dlaczego to akurat w Rumunii zdecydowano się na taki krok – i ciekawe, czy takie samochody da się w tej cenie zaimportować do Polski.

Nie jestem oburzony tym, że Dacia Spring jest tak tania w Rumunii

Rozumiem, że Dacia na rynku rumuńskim chce być numerem jeden za wszelką cenę, zarówno w dziedzinie aut spalinowych, jak i elektrycznych. I co najważniejsze, idzie jej dobrze. W zeszłym roku przez większość miesięcy pierwszą piątkę rumuńskiego rynku stanowiły Dacie, w kolejności: Logan, Sandero, Duster, Spring, Jogger – a czwarte miejsce Springa oznacza realny udział w rynku na poziomie 5 procent, czyli bardzo wysoki. Teraz może być jeszcze wyższy.

Jestem jednak oburzony tą wybiórczą polityką zniżek i promocji. Ktoś powie: mordo, ale w Polsce możesz przecież mieć Springa z dopłatą nawet 27 tys. zł. Ja odpowiem, że to nierealne. Nikt z trójką dzieci nie kupi przecież samochodu czteroosobowego. Zatem nawet po uwzględnieniu ewentualnej dopłaty na poziomie 18 tys. zł i wszelkich kłopotów, jakie się z tym wiążą, Spring nadal jest u nas dużo droższy niż w Rumunii, choć na oba te rynki ten mały samochodzik przybywa z Chin. Mówcie co chcecie, dla mnie nie ma to krzty sensu.

Był kiedyś taki przypadek z Golfem III GTI

Nie pamiętam, który to jego rywal wówczas zadebiutował. Pamiętam jednak że z okazji premiery konkurenta Volkswagen obniżył cenę Golfa III z dnia na dzień o szokujące 6587 marek, co stanowiło dobre 30 proc. wartości auta. Klienci byli oburzeni i wcale nie poszli kupować Golfa. Oburzyła ich poprzednia kalkulacja ceny zakładająca tak ogromny zysk. Przypomnę, że na rynku chińskim odpowiednik Dacii Spring, czyli Renault K-ZE oferowano za 34 tysiące złotych. Stawiam więc, że przy cenie 62 040 zł Dacia nadal zarabia na tym aucie różnicę między tymi wartościami, a przy cenach polskich, to nawet szkoda gadać.

REKLAMA

Oczywiście ja uważam, że samochody powinny być jak najdroższe

Ale ich ceny powinny być wszędzie takie same. Inaczej widzimy jak na dłoni, jak wielkie koncerny sobie z nami pogrywają. A nie boją się, że się dowiemy? No właśnie się dowiedzieliśmy, i co się stało?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA